Epilog

55 1 0
                                    

Sześć lat później

Suknia Jackie była prosta, ale podkreślała każdy jej atut. Jej kremowy odcień idealnie współgrał z jej oliwkową karnacją. Wyglądała egzotycznie i elegancko. Kevin, obejmujący ją z dumą w pasie, jak zwykle prezentował się nienagannie. Patrząc na nich, nie mogłam przestać się uśmiechać.

Było przepiękne, słoneczne popołudnie, które to moi przyjaciele po sześciu latach ponoć luźnego związku postanowili wybrać na powiedzenie sobie "tak". Żadne słowa nie były w stanie opisać tego, jak bardzo cieszyłam się ich szczęściem. Byli przy mnie i podczas tych dobrych, i podczas złych chwil, i to właściwie dzięki nim byłam właśnie tu, gdzie teraz jestem. Zasługiwali na wszystko, co najlepsze, i jeśli zaszłaby jakaś szczególna potrzeba, byłam gotowa zrobić wszystko, by móc im to zagwarantować.

- Nudzi mi się.- Dziecięcy głosik wyrwał mnie nagle z zadumy, a mała rączka niecierpliwie pociągnęła mnie za dłoń.

- Mam dla ciebie super zajęcie. Oglądanie sukienek wszystkich pań, żeby wybrać tę najładniejszą. Zawsze to robiłam, gdy byłam mała i nudziło mi się na jakimś przyjęciu.- zaśmiałam się cicho, biorąc moją córkę na ręce.

- Twoja jest najładniejsza, mamo.- odparła z przekonaniem i wtuliła się w moją szyję, przez co znów zmiękło mi serce.

Trzyletnia Diana odziedziczyła po mnie blond loczki, temperament i umiejętność strzelania fochem co pięć minut, zaś po ojcu barwę oczu, radosne usposobienie i dar zdobywania sobie ludzi. Już teraz dawał o sobie znać jej talent muzyczny, oprócz, oczywiście, wielu innych predyspozycji. Wyrastała z niej niezła trzpiotka, i choć z początku strasznie obawiałam się, jak sobie poradzę w roli matki, teraz mogłam śmiało stwierdzić, że radziłam sobie całkiem nieźle. Starałam się nie popełniać błędów moich rodziców, zdarzało mi się za to popełniać inne, ale zawsze dążyłam do tego, by moje dziecko wiedziało, że zawsze może na mnie liczyć i zawsze może przyjść do mnie z każdym problemem. Chciałam być nie tylko matką, ale też przyjaciółką.

Mała była naszym oczkiem w głowie, chociaż trzeba było przyznać, że wywróciła nasze życie do góry nogami. Od momentu, gdy pojawiła się na świecie, nieco się pozmieniało, my sami również zmieniliśmy poglądy na niektóre sprawy. Jak można było się też spodziewać, ja byłam tym rodzicem, który stawiał granice, za to mój mężczyzna był tym, który uwielbiał rozpieszczać. Kevin był typowym śmiesznym wujkiem, który dokuczał, ale dawał wypasione prezenty, a Jackie wspaniale odnalazła się w roli ciotki, która zabiera na lody w sekrecie przed rodzicami i urządza maratony oglądania filmów z serii Barbie. Razem tworzyliśmy nieco zwariowaną rodzinkę, którą kochałam całym sercem. Po tylu latach wreszcie mogłam stwierdzić, że w ogóle ją posiadam, i było to coś, za co dziękowałam każdego dnia.

- Chodź, poszukamy taty.- powiedziałam.

Mój mąż, w marynarce zarzuconej na jedno ramię i w okularach przeciwsłonecznych na nosie, stał w grupce kilku znajomych, popijając szampana. Uśmiechał się szeroko i żywo uczestniczył w rozmowie. Cały Castor.

- No proszę, moje dwa skarby do mnie przyszły.- zawołał na nasz widok. Przejął ode mnie Dianę i pocałował mnie w policzek.

- Tato, fuj.- Diana skrzywiła się i ukryła twarz w dłoniach. Roześmialiśmy się wszyscy i rozpoczęliśmy rozmowę o nowej posiadłości państwa Gardner, która obecnie była w gruntownym remoncie, lecz już powstawały spory odnośnie tego, kto jako pierwszy skorzysta z ogromnego basenu Kevina.

- Oczywiście, że będę to ja.- wykłócał się Castor.- Ten kretyn wisi mi kilka przysług. Nawet dziś, na przykład, ratowałem go z opresji. W ostatniej chwili zorientował się, że posiał gdzieś spinki, więc pędziłem na złamanie karku, by pożyczyć mu swoje, identyczne. Celowo zakupiliśmy dwie takie same pary, by założyć je na dzisiejszą wyjątkową okazję. No i nie wyszło.

Two VoicesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz