28. Pokuta

39 1 0
                                    

Castor


Kevin otworzył mi dopiero po kilku minutach, w chwili, gdy miałem już zamiar wyłamać mu drzwi. Stanął przede mną rozczochrany i w samych bokserkach, wyraźnie niezadowolony, że zakłócam mu upojny wieczór.

- Czego ty chcesz, człowieku? Nie dało rady najpierw zadzwonić? Jest środek nocy.- fuknął, wpuszczając mnie niechętnie do środka.

- Dzwoniłem i pisałem kilkanaście razy, ale nie raczyłeś się odezwać.

Zgromiłem go wzrokiem, lecz nie przejął się ani tym, ani moim pełnym wyrzutów tonem. Zdawał się też nie zwrócić uwagi na to, że umieram ze stresu.

- Mam gościa.- odparł krótko, prowadząc mnie do kuchni.

- Domyśliłem się.- prychnąłem. Zanim zacząłem składać mu wyjaśnienia na temat przyczyny mojej nagłej wizyty, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zabrał się za przygotowywanie dla nas drinków.- Zostaw to, stary.

Wreszcie na mnie spojrzał. Zmarszczył brwi, udając, że nad czymś intensywnie się zastanawia.

- Czyli nie kłopoty sercowe? Założyłem, że pokłóciliście się z Sophią i przyszedłeś do mnie utopić smutki. Wiesz, że w tym wypadku zawsze rzucę wszystko, by móc cię wesprzeć. Ale jak to nie to, to byłoby miło, jakbyś sobie poszedł. Ktoś czeka na mnie w sypialni.

- Niech cię chuj strzeli, Kevin!- nie wytrzymałem.- Chciałem tylko wiedzieć, czy Sophia się do ciebie odzywała. Dziś rano niby wszystko było w porządku, wyszedłem do pracy, a kiedy wróciłem, jej nie było. Nie zostawiła mi żadnej wiadomości, nie odbierała ode mnie telefonów. Czekałem jak dureń, ale w końcu zauważyłem, że z szafy zniknęła część jej rzeczy i walizka. Ochroniarze twierdzą, że zamówiła taksówkę i dokądś pojechała, ponoć powiedziała im, że na noc do przyjaciółki. Jackie też mnie zignorowała, dlatego przyjechałem tutaj, by spytać się, czy wiesz cokolwiek na ten temat. Sam rozumiesz, że to wygląda niepokojąco. Sophia zawsze dawała mi znać, dokąd się wybiera, a teraz po prostu wyszła bez słowa. Musiało się coś stać.

Podejrzewałem, że wyglądam na mniej przerażonego, niż w rzeczywistości byłem. Ostatni czas był dla naszej dwójki bardzo ciężki, lecz staraliśmy się robić wszystko, by to przetrwać. Wczoraj jednak Sophia złożyła wizytę swoim rodzicom, która, jak zgadywałem, przebiegła dosyć burzliwie. Sophia długo płakała w łazience, aż wreszcie wyczerpana zasnęła w moich ramionach. Rano wypytywałem ją o szczegóły, ale odparła, że po prostu cholernie boli ją fakt, że jej rodzice stanęli po stronie Scotta i że ich nienawidzi. Czułem, że nie była to cała prawda. Tam musiało wydarzyć się coś jeszcze.

Kevin spoważniał wreszcie i zamyślił się na moment.

- Powiem wprost, niestety nie jestem w stanie ci pomóc. Sophia się ze mną nie kontaktowała, a szkoda. Lubię z nią rozmawiać.- westchnął. Miałem ochotę uderzyć go czymś ciężkim.

- Boję się, że stało się coś złego. Wczoraj była u swoich rodziców i podejrzewam, że była tam niezła awantura, ale nie chciała wiele o tym mówić. Ci ludzie mogli jej czegoś nagadać, zmusić ją do czegoś, albo to przeze mnie, nie wiem, kurwa...

- Stary, nie panikuj.- Kevin położył mi dłoń na ramieniu, co zirytowało mnie jeszcze bardziej. Strąciłem ją, ledwo powstrzymując się, by nie przetrącić czegoś jeszcze. Liczyłem na to, że mój najlepszy kumpel jakoś mnie wesprze, pomoże mi wziąć się w garść i zmotywuje do działania, tymczasem miałem wrażenie, że się ze mnie nabija. Niby nazywał się Kevin Gardner, ale nawet Kevin Gardner miał w sobie nieraz jakiekolwiek pokłady empatii.

Two VoicesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz