?Ucieczka? [17]

22 1 0
                                    

Ponownie zbieramy się w salonie. Dwanaście osób. Dwanaście żywych istot. Dwanaście rywalizujących ze sobą zwierząt. W końcu wyjdą tylko dwie osoby, ale teraz możemy to zmienić. Wtaczamy nasz plan w życie. Pola nie słucha próśb o odwiązanie Filipa i skorzystanie z liny, lecz, gdy Nadia przekonuje ją sympatycznie, ta przystaje i Filip w końcu może poruszać się swobodnie. Choć niewiele z nas ufa mu, Pola ciągle trzyma na nim oko. Podzielaniem liny zajmują się Denis i Adam. Wszyscy inni rozdzielili się, aby znaleźć materiały najlepiej pasujące na szczeble. Przychodzę do kuchni z Agatą i Kingą. Na jednej połowie stołu, programista i muskularny dzielą linę, my podnosimy z podłogi krzesło.
- Zróbcie to za mnie- mówi żartobliwie Kinga.
- Bo połamią ci się tipsy?- śmieje się gorzko Denis.
- Tylko żartowałam, Jezu.
Ostatecznie Kinga podnosi drugie krzesło. Robi to jedną ręką, nie wiem czemu, chyba chciała komuś zaimponować, ale poczułem, że to żałosne. Oglądamy nogi siedzisk. Dotykamy je, a w pewnym momencie stajemy na nich.
- Są stabilne- decyduje Kinga.
- Ty się nigdy nie mylisz- cieszy się Agata i przytula ją.
- Ej uważaj na rzęsy- przerywa.- Ubrudziłam ci rękaw...
- Nie szkodzi- spiera odcisk dłonią.
W tym momencie przypominam sobie o mojej opasce- sercu. Klikam na ekran. Pojawia się hologram i czytam im jedną z zasad.
- Zabroniona jest dewastacja urządzeń zastawionych przez organizatora.
- Ale to tyczy się tylko tych telewizorów, czyż nie?- opiera ręce o biodra.
- Może masz rację, Agata- przyznaję.
Nagle Adam staje z miejsca. Błyskawicznie podchodzi do stojaka z nożami- wyciąga tasak do mięsa. Umrę. Umrę tu gdzie stoję. Popadam w panikę. Adam wybiega z tasakiem i wbija mi go w głowę. Adam wybiega z tasakiem i podaje mi go do ręki. Żyję. Panika przykuwa mnie do podłogi, więc ostry tasak odbiera Kinga.
- Kuba, co się dzieje?- potrząsa mną wizjerka.
Mój mózg lata po całej kuchni. Jest mi niedobrze. Czuję się okropnie. Przepraszam ich i wychodzę. Idę wzdłuż ściany. Wchodzę do mojego pokoju- nie zapominam o zasuwce. Padam na łóżko i tracę przytomność.

Jak się budzę, to moje usta płoną. Oczy obolałe i ciężkie. Zmuszam się do wyjścia z łóżka i na czworaka wkraczam do łazienki. Wchodzę pod prysznic i siadam na toalecie. Odkręcam wodę- piję ją wielkimi chaustami, czuję się lepiej. Ściągam przemoczone ubrania. Wycieram się papierem i zakładam te same, suche z szafy. W szafie mamy bardzo dużo takich samych strojów, jak organizator zna te wszystkie informacje o nas. Mój mózg nie chcę współpracować, więc porzucam tą myśl. Wychodzę z łazienki i rozkładam nasączone wodą ubrania na podłogę. Wtedy rozlega się pukanie do drzwi.
- Kuba, co się dzieje- przerywa.- To ja Blanka, otwórz.
Słaby podchodzę i otwieram jej drzwi. Ale to nie ona, ktoś mnie nabrał i poderżnął gardło. To ona, nikt mnie nie nabrał.
- Przyniosłam ci sok- zamyka za sobą drzwi i siada ze mną na łóżku.
- Dziękuję- wzdycham.
- Każdy się o ciebie martwi, co się stało?
Nabieram tlenu.
- Za bardzo panikuję, wiesz... Myślałem, że Adam chce mnie zamordować, a kiedy otworzyłem drzwi, myślałem, że ktoś również mnie zabija. Popadam w paranoję przez to miejsce, nie wytrzymuję psychicznie.
Blankę poruszają moje słowa. Przytula mnie i siedzimy tak w ciszy. Nie chcę umierać, ale życie w takim miejscu... Nikt nie powinien tego doświadczyć.

Zapominam co się dzieje później. Głowa za bardzo mnie bolała. Chyba poszedłem spać, a Blanka czuwała obok mnie, aby nic mi się nie stało- oby była przy nas jak najdłużej...

Ponownie się wybudzam.
- Jak się spało?- wita mnie zmartwiony głos Blanki.
- O wiele lepiej, nawet czuję się dobrze.
- Jak dobrze to słyszeć- wstaje ściskając torbę.
- Hej, nigdy nie mówiłem ci tego, ale na prawdę podobają mi się twoje przypinki.
- Te?- pyta zaskoczona.- Stawia torbę na kolana.
- Dokładnie ta, pokazuję.
- Ada Wong?- uśmiecha się niewinnie.
Kiwam głową, teraz już siedzę.
- Mogę ci oddać- ściąga i podaje mi.
- Na prawdę?
- Oczywiście, na znak naszej przyjaźni.
Odczuwam emocje, które ostatni raz doznałem na nocowaniu. Ufam Blance całym sercem. Drzwi prawie wychodzą z zawiasów. Słyszymy podwójne pukanie. Podchodzimy i otwieramy. Cała paczka stoi na korytarzu i próbuje dojrzeć co się działo. Wychodzimy i tłumaczymy, że tylko gadaliśmy. Julka patrzy zazdrośnie, lecz uspokajamy ją razem.
- Mamy drabinę- stwierdza dumnie Denis.
Czujemy satysfakcję i jesteśmy gotowi celebrować, lecz nie możemy chwalić dnia przed zachodem słońca- bo dużo może się jeszcze zmienić. Na basenie niektórzy muszą wejść do szatni, by nie wpaść do wody. Są to Pola, Wiktor i Blanka. Wszyscy inni oglądają z różnych odległości scene przed nimi. Denis ustawia drabinę. Stworzona z krzeseł i liny, rzekomo ma utrzymać człowieka- bestię.
- Zgłosiłam się na ochotniczkę, więc trzymajcie kciuki- ogłasza Oliwia.
Fanka wspina się. Każdy szczebel napina się. W końcu jest na górze. Jej twarz pierwszy raz barwi się uśmiechem.
- O mój Boże.
- Co, powiedz co widzisz!- nakazuje Adam.
- Widzę...
Nagle drabina łamie się. Pęka jak zwykła kość, a Oliwia razem z nią leci do tyłu. Spada i widzimy to na własne oczy. Trzyma się urwanego kawałka i po chwili, która uświadomiła mi ulotność życia, wpada do wody. Głęboko. Opada na dno.

Niech. Ktoś. Jej. Pomoże.

Bytomska gra śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz