Rozdział 27

836 29 13
                                    

Zamknęłam oczy by przygotować się na ból. On jednak nie nadszedł, wykonał dwa strzały ale ból nie nadszedł. Uchyliłam oczy i kiedy zobaczyłam dwa leżące trupy przedemną zamarłam. Alex, chłopak który miał strzelić do mnie, tak naprawdę strzelił do ojca Nicholasa i do drugiego ochroniarza. Rozdziwiona spojrzałam na chłopaka który zdjął maskę i wtedy ujrzałam jego twarz, oczy miał zielone, kilka piegów na nosie i pełne malinowe usta. Jego włosy za to były brązowe, coś takiego jak moje może trochę ciemniejsze. Muszę przyznać że był naprawdę przystojny.

-Nic ci nie jest?
Odezwał się a jego głos był przyjemny dla moich bębenków, nie był groźny ale nie był też łagodny mimo to był naprawdę ładny.
Pokiwałam przecząco głową a potem chłopak zaszedł mnie od tyłu i rozciął czymś taśmę, uniosłam drżące dłonie i odetchnęłam z ulgą. Wstałam i spojrzałam na dwóch Crowów. Nathaniel..jak on mógł. Oddałam mu się cała, zaufałam mu oddałam mu swoją duszę. To nauczka żeby następnym razem nie ufać nikomu.
W jego oczach dojrzałam ból, łzy, złość, szok i wszystkie emocje na raz. Nigdy go nie widziałam w takim stanie ale już mnie to nie interesuje. Dla niego już nie ma miejsca w moim sercu. A raczej chciałam żeby tak było.

Alex złapał mnie za ramię i zaciągnął do wyjścia, uśmiechając się przy tym lekko. Czułam od niego bijące wsparcie co naprawdę mocno mnie zdziwiło, dlaczego mi pomógł? Dlaczego zabił ich a nie mnie.

-Tu jest wyjście, jak wyjdziesz biegnij w prawo. Nie oglądaj się za siebie tylko biegnij.
Wytłumaczył a potem podał mi jakiś telefon.
-Zadzwoń do rodziców i ich poinformuj o wszystkim. Niech wezmą cię do domu, bądź bezpieczna.
Już obchodził ale złapałam go za dłoń. Nie może odejść bez żadnych wyjaśnień, chcę widzieć dlaczego to zrobił.
Spojrzał na mnie pytająco na co odchrząknęłam.

-Dlaczego to zrobiłeś?
Naprawdę byłam ciekawa dlaczego to zrobił. Nie znał mnie a pracował już pewnie od długiego czasu u Crowa, jednak byłam mu za to bardzo wdzięczna.

-Nie odemnie powinnaś się tego dowiedzieć a od swoich rodziców. Jestem Alex Warren.
Poczochrał mi włosy i lekko uśmiechnął.
-Nimi się zajmę, nie martw się.
I odszedł. O nich się nie martwię. Chcieli by mnie zabili więc z jakiej okazji ja mam się martwić o nich? Nie było im przykro z tego co mnie spotkało. Ale ich spojrzenia..nie ważne. Alex Warren. Zniknął mi z pola widzenia więc nacisnęłam klamkę metalowych zardzewiałych drzwi i wyszłam. Tak jak mi kazał chłopka zaczęłam biec, włączyłam telefon i wpisałam numer mamy, po dwóch sygnałach odebrała.

-Mamo, mamo to ja Lizzy.
Plątałam się nie wiedząc co tak naprawdę powiedzieć, przed oczami miałam postrzelonego ojca Narhaniela i tego ochroniarza. Cholera.

-Lizzy, córeczko!! Nic ci nie jest? Jacobs to Lizzy.
Usłyszałam jak ktoś podchodzi do telefonu i odbiera do mamie, zapewne mój ojciec.

-Lizzy podaj mi adres pod jakim jesteś, albo jakąś rzecz która nas naprowadzi. Jakaś droga, budynek.
Nie znałam adresu, zwolniłam i rozjerzałam się. Pełno drzew, jakieś jezioro. Nic pozatym.

-Nie ma tu nic takiego, jakieś jezioro i pełno drzew.
Jęknęłam czując napływający niepokój, boje się że mnie nie znajdą. Chcę już do domu, chcę się zaszyć w swoim pokoju i już z niego nie wychodzić.
-Spokojnie, wyślij mi lokalizację.
No czemu on wcześniej na to nie wpadł. Wysłałam jak najszybciej lokalizację tacie i czekałam.

-Dobrze, to jakieś 20minut drogi. Schowaj się gdzieś i czekaj na nas.
Rozłączyłam się i pobiegłam za jakieś drzewo. Było ich tu pełno, tak jakby jakiś las ale nie do końca, byka tutaj droga a budynek w którym byłam to jakiś opuszczony budynek. Wokół niego było pełno jakich starych samochodów bez drzwi, dachów szyb itp. Pełno jakiś beczek i śmieci.
Siedziałam zaczynając trząść się z zimna, liczyłam w głowie sekundy i minuty za ile mniejwięcej rodzice powinni przyjechać. Otworzyłam oczy i zobaczyłam auto, nie byle jakie a moich rodziców biały Mercedes. Wstałam i ruszyłam, zatrzymali się i wybiegli.

-Lizzy, moje słońce.
Przytuliła mnie do piersi mama na co z wielką chęcią odpowiedziałam tym samym. Już jestem bezpieczna, już po wszystkim. A teraz chcę do domu, błagam.

-Jedźmy już z tąd.
Zauważyłam tatę który właśnie wykonywał jakiś telefon, gdy się rozłączył podszedł do nas i objął.
Potem wsiedliśmy do auta i poprostu odjechaliśmy. Czułam już większy spokój niż niepokój, ale i tak chciałam jak najszybciej być w domu. Droga zajęła nam tak jak mówił tata 20minut, zaparkował na podjeździe naszego domu i wtedy odetchnęłam z ulgą.
Mama objęła mnie i zaprowadziła do domu, gdy odbiło się odemnie ciepło przymknęłam oczy. Było tak przyjemnie.

-Jesteś głodna?
Spytała ostrożnie mama pocierając moje ramię, szczerze to przez to wszystko zapomniałam że istnieje takie coś jak głód.
Pokręciłam przecząco głową i poszłam do góry. Moja sukienka była trochę brunda, a buty od błota. Weszłam do pokoju i ściągnęłam je a potem sukienkę, odrzuciłam ubrania gdzieś na bok i poszłam do łazienki. Odkręciłam gorącą wodę i weszłam do wanny, ciało zaczęło mnie parzyć ale po chwili gorąca zmieniła się w zimną, będąc nadal gorącą. Robiłam sobie takie kąpiele kiedy działo się coś złego, jednak w ostatnich czasach nie rozbiłam tego bo miałam przy sobie Narhaniela który dawał mi ukojenie i spokój, a teraz wszystko przepadło. Nie zostało już nic.

Po 10minutach wyszłam z wanny i owinęłam się ręcznikiem. Moje ciało było całe czerwone ale to nic.  Ubrałam na siebie za duże czarne dresowe spodnie oraz czarną bluzę której kaptur założyłam na głowę, podeszłam jeszcze do swojej toaletki i zmyłam resztki makijażu. A potem poprostu się położyłam i poszłam spać. Podczas snu nawiedziły mnie dwa leżące zakrwawione ciała, widok ich był przerażający.

Obudziłam się przez promienie słońca wpadające do mojego pokoju, jest zaraz zima a promienie słoneczne jak latem. Przekręciłam się na drugi bok tak aby go nie widzieć, nie miałam siły żeby wstać. Wspomnienia wróciły przez co do oczu napłynęły mi łzy, mówił że nie chce mnie stracić. Dlaczego to musiało się okazać głupim planem, głupim kłamstwem. Naprawdę się dobrze przy nim czułam, kochałam jego ciepło i dotyk a najbardziej uśmiech którym mnie obdarowywał. Kochałam wplątywać dłonie w jego włosy co też lubił. Był moją ostoją.
Postanowiłam włączyć sobie jakiś serial bo nie mogłam więcej zasnąć, wzięłam laptopa z szafki i włączyłam. Na biurku jednak zauważyłam paczkę którą niedawno dostałam, ciekawość wzięła górę dlatego paczka właśnie leżała na moim łóżku, złapałam nożyczki i zaczęłam rozcinać.
Otworzyłam i zobaczyłam folię bombelkową, którą odsunęłam. W środku znajdował się łańcuszek, był naprawdę piękny. Zrobiony ze złota, błyszczał się a jako breloczek był diement. Wyciągnęłam go i przewróciłam między palcami, jego delikatność przyjemne łaskotała moją skórę. Ciekawe od kogo jest, w kartoniku była również karta, czerwona. Z lekkim zawachaniem ale rozłożyłam ją, zaczęłam czytać "list" który był napisany ładnym drukiem.


Chciałbym aby przynosił ci szczęście, niedługo się coś stanie ale nie jestem pewien czy zdążysz otworzyć tą paczkę. Nie znasz mnie a ja nie znam ciebie, jednak wiem że płynie w nas ta sama krew, pracuje dla Arnolda Crowa ale bez obaw, wiem kim dla siebie jesteśmy i pomogę ci jak tylko mogę. Braci się nie traci, a jak traci to nie braci.

A.W

Zrozumiałam z tego kilka rzeczy, to wydarzenie które miało się wydarzyć to moje porwanie. Ten ktoś pracuje dla Arnolda Crowa czyli zapewne ojca Nate'a, i ta osoba mi pomogła. I ten cytat o braciach. Mam brata? Była tylko jedna osoba która mi pomogła, i nawet inicjały się zgadzały. A.W. Alex Warren.
Z kartą w dłoni zeszłam na dół gdzie siedziała mama, bez żadnych zająknięć poprostu spytałam:

-To prawda że mam brata? I jest nim niejaki Alex Warren?
Szok jaki odmalował się na twarzy mojej mamy wskazywał tylko na jedno. Chłopak który ocalił mi życie to mój..brata.

______________________________________
Hejka, przepraszam że dzisiaj tak późno ale do późna spałam bo wczoraj siedziałam do 5 i tak jakoś wyszło..mam nadzieję że się podoba i do następnego 😚

zakazany związek||Część.1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz