Poprzedni rozdział był bonusowym, skoro mogłam sobie na to pozwolić. Ale już niedługo muszę na nowo usiąść do pisania. A zostało mi samo najlepsze.
Kenma już przy śniadaniu zauważył różnicę. Kuroo dawno nie był w tak dobrym humorze, odkąd wczoraj wieczorem raczył dołączyć do reszty chłopaków z Nekomy, by zagonić maruderów do spania. Wydawał się dużo bardziej zmotywowany do treningów, a to z pewnością będzie miało przełożenie na całą resztę. Mimo wszystko ich kapitan inspirował drużynę do pracy, więc dzisiejsze sparingi mieli nieco większą szansę wygrać.
I o ile jedynie podejrzewał, co mogło przynieść tę zmianę, to na śniadaniu pozbył się wątpliwości, gdy zobaczył Yuri. Przyjaciółka wczoraj spięta i uważna, dziś była rozluźniona i dużo bardziej naturalna. Przede wszystkim nie unikała spoglądania w kierunku Nekomy, a zwłaszcza ich kapitana tak jak od czasu przyjazdu. Kenma nie musiał pytać – pogodzili się w końcu. I może wciąż było trochę rzeczy, które musieli obgadać, ale najważniejsze, że doszli do jako takiej zgody.
Ulżyło mu. Po poprzednim obozie i późniejszych wydarzeniach był wręcz przekonany, że sprawy wymkną się spod kontroli, przez co dojdzie do jeszcze gorszego konfliktu. Bo Yuri zamierzała się odciąć, a Kuroo nie zamierzał rezygnować. To mogło skończyć się naprawdę różnie i Kenma nie miał pojęcia, jakie rozwiązanie byłoby najlepsze dla jego przyjaciół. Nie życzył im cierpienia, nie chciał się rozstawać z żadnym z nich, ale brał pod uwagę, że lepiej będzie im osobno. Oboje byli zbyt uparci w swoich racjach, a to prowadziło do spięć. Ale skoro się pogodzili, może zaczną uczyć się rozmawiać o tych najbardziej błahych rzeczach, które zwykle bagatelizowali. A to ucieszyłoby Kenmę najbardziej, bo wszyscy byliby dzięki temu szczęśliwi.
– Yuri.
Zaczepił ją chwilę przed wyjściem na salę. Kuroo już poganiał wszystkich pozostałych, od samego rana rozpierała go energia i nawet głupie zachowanie Leva nie potrafiło go dzisiaj zirytować. Dziewczyny jeszcze zostały, by skończyć sprzątanie po śniadaniu.
– Co tam, Kenma? – zapytała z lekkim uśmiechem.
– Pogodziliście się – stwierdził.
Yuri na moment uciekła spojrzeniem, po czym pokiwała głową. Gdy wczoraj wróciła do sali zajmowanej przez menadżerki, stanęła w ogniu pytań zaciekawionych dziewczyn, które zdążyły już zauważyć, że Kuroo ją odprowadził. Jakoś udało jej się uniknąć większości odpowiedzi, wymawiając się zmęczeniem. Sporo jednak rzeczy musiała sobie poukładać w głowie, nie ze wszystkim się jeszcze uporała.
– Na to wygląda – oznajmiła. – Wyjaśniliśmy sobie chyba wszystko. No i... – zawahała się. – Powiedziałeś mu? – zapytała.
Kenma nie musiał dopytywać, co miała na myśli. W końcu to był rdzeń całego konfliktu.
– Domyślił się – odparł. – Chociaż długo mu to zajęło.
Yuri zaśmiała się. To było coś, co dla Kenmy i wielu osób dookoła było oczywiste, a czego sami nie dostrzegali. Za bardzo ufali swoim własnym wizjom tego drugiego, przez co umknęły im sygnały sympatii.
– Oboje wtedy daliśmy ciała – przyznała. – I pewnie minie trochę czasu, nim to sobie poukładamy w całość. Ale wygląda na to, że nie będziesz wysłuchiwał naszych narzekań na to drugie – zażartowała.
– Tylko do momentu aż znowu się pokłócicie – odparł bez złośliwości.
Kenma za dobrze ich znał, żeby wiedzieć, że do tych drobnych konfliktów jeszcze niejednokrotnie dojdzie. Nadmierny entuzjazm Kuroo Yuri gasiła tak łatwo, jak oddychała. Kapitan Nekomy zdawał się nieraz pozwalać dochodzić do głosu swojej zaborczości wobec menadżerki Karasuno. Ich charaktery nie były w pełni zgodne, ale to nic, czego nie mogliby przepracować. W końcu nie będą wiecznie humorzastymi nastolatkami.
CZYTASZ
I hate everything about you... [Haikyuu!! FF]
FanfictionChoć Yuri nienawidziła siatkówki, ta wciąż była obecna w jej życiu. Karasuno zostało ucieczką przed rodzinnymi tradycjami i pewnym natrętem nawijającym jedynie o siatkówce. Stagnacją, w której dziewczyna ukryła tę część siebie, z którą nie potrafiła...