Ten rozdział mógłby być ostatni, patrząc na jego zakończenie, ale zbyt dobrze wiem, że ktoś ukręciłby mi w końcu łeb za taki numer. Poza tym jest jeszcze sporo rzeczy do opowiedzenia^^ Wszystkiego najlepszego, Sei-chan <3
Siedzieli w trójkę. Tak jak dawniej i Kenma pochylał nieco niżej niż zwykle głowę, by nikt nie zobaczył na jego ustach szczęśliwego uśmiechu. Zwłaszcza że Yuri generalnie nie powinno być tutaj o tej porze. Jednak reszta Nekomy nie wyglądała na niezadowoloną z tego faktu. Wręcz przeciwnie szczerzyli zęby do swojego kapitana, który ze wszystkich sił starał się nie zwracać na nich uwagi.
To był jego pomysł, żeby ten wieczór spędzili w trójkę. Najpierw myślał, żeby usiąść na zewnątrz, ale Kenma stanowczo zaprotestował, ze zgrozą przypominając o komarach, które upodobały sobie rozgrywającego Nekomy. I tak znaleźli się w sali, w której na obozie spały koty.
– Za dobry jesteś – mruknęła Yuri, obserwując rosnący wynik przyjaciela.
– W sumie to chyba nigdy z nim nie wygraliśmy – przypomniał Kuroo. – Chyba że w siatkę.
– W przeciwieństwie do niektórych nie mam nieograniczonej staminy w prawdziwym życiu – mruknął Kenma.
– Powiedziałbym, że na konsoli jesteś bardziej zawzięty – odparł Tetsuro. – Chociaż odkąd trenujemy z Karasuno, jesteś bardziej zaangażowany.
– Wydaje ci się.
– Nie wydaje. Krewetka ma na ciebie dobry wpływ – oznajmił zadowolony kapitan. – Może jednak powinniśmy go przeciągnąć do nas?
– Daichi by się wkurzył – stwierdziła Yuri. – Najpierw próbujesz zabrać Karasuno menadżerkę, a teraz jeszcze nasz najlepszy wabik.
Kuroo uśmiechnął się szeroko.
– Czego się nie robi dla przyjaciół?
– A może dla siebie? – zasugerowała Yuri. – Poza tym nie chcesz mieć do czynienia ze wściekłym Daichim. To groza, z którą nawet nasze największe rozrabiaki się liczą.
Kuroo nie wyglądał na przekonanego. Zresztą czemu miałby się bać kapitana przeciwnej drużyny? Bardziej obawiał się ich asa, choć nie przyznałby się do tego głośno. Już i tak wystarczająco wiele osób kpiło sobie z niego z tego powodu. Wiedział, że jego koledzy z drużyny i Bokuto w większości zachowywali się wciąż jak gówniarze bez grama taktu, tylko niektórych podejrzewał o świadomą złośliwość. Sam też trochę to na siebie sprowadził, skoro tak bardzo nie potrafił wcześniej okazać swojej sympatii Yuri. Nikt mu nigdy nie powiedział, że związki są takie trudne w obsłudze.
– Czas spać – oznajmił. – Jutro ostatni dzień obozu, a nie będziecie rozwalać sobie rytmu dobowego. – Tu spojrzał uważnie na Kenmę, który miał tendencje do zarywania nocek tylko po to, by skończyć grę. – Chodź, Yuri. Odprowadzę cię.
– Myślę, że sobie poradzę – odparła.
– Jest już późno. Nie powinnaś się sama kręcić po szkole o tej porze.
Yuri miała na końcu języka przypomnienie, że to z jego powodu wciąż nie była u siebie. Postanowiła jednak nie ciągnąć tej kwestii w obecności reszty drużyny. I bez tego miała wrażenie, że są rozrywką dla Nekomy. I nie do końca wiedziała, czy chłopcy tylko sobie z nich kpią, czy pod tymi głupimi uśmieszkami życzą im szczęścia. Z nastolatkami w tym wieku nic nigdy nie było pewne.
Podniosła się z miejsca i ruszyła do drzwi w towarzystwie Kuroo, gdy z absolutnie niewinną miną odezwał się Lev:
– Ale przecież Yuri mogłaby zostać z nami na noc. Trenerzy i tak zajmują się sobą do rana, a kapitan by się cieszył.
CZYTASZ
I hate everything about you... [Haikyuu!! FF]
FanfictionChoć Yuri nienawidziła siatkówki, ta wciąż była obecna w jej życiu. Karasuno zostało ucieczką przed rodzinnymi tradycjami i pewnym natrętem nawijającym jedynie o siatkówce. Stagnacją, w której dziewczyna ukryła tę część siebie, z którą nie potrafiła...