Gdyby ktokolwiek zapytał mnie dlaczego moje życie to jeden wielki ciąg nieszczęść, odpowiedziałabym, że to z powodu miłości. To ona sprowadziła mnie do tego miejsca. Sprawiła, że mój świat był podporządkowany jednej osobie. Mama, mamusia, matka, kobieta która mnie urodziła, sprowadziła mnie na ten świat w samotności. Jednak jest też kobietą, która przez wiele lat mną pogardzała, biła i wykorzystywała. Stałam się jej jedynym stałym punktem w całym jej życiu. Wszystko inne ciągle przychodziło i odchodziło.
Na przykład mój ojciec. Nigdy w życiu nie wypowiedziałam na głos słowa tata czy ojciec w odniesieniu do dawcy spermy, który ponoć przypadkiem zapłodnił moją matkę. Kiedyś ukradłam matce jego zdjęcie i tysiąc razy się mu przyglądałam. Ponad setkę chciałam go odnaleźć, a około dziesięciu chciałam spalić tą cholerną fotografię by uwolnić się od tego człowieka, którego miałam nigdy nie zobaczyć na żywo.
Jednak los płata figle nawet dziesięcioletnim dziewczynką, skazanym przez los na wieczną udrękę. Tamtego dnia moja matka rodziła moją siostrę i jemu też urodziła się córka, tylko tym razem on ją chciał. Nie to co mnie.
Pamiętam jak dziś kiedy wszedł na porodówkę z bukietem kwiatów, cały roztrzęsiony. Rozglądał się na boki jakby mógł przez ścianę zobaczyć w którym pomieszczeniu jego żona rodzi. Stał cały czas przy pielęgniarce i słuchał jej wyjaśnień, a ja patrzyłam z niedowierzaniem i może z odrobiną nadziei, że jest tu dla mnie.
Nie, nie był.
Wszedł na oddział i wlepiał oczy w drzwi sali z numerem osiemnastym. Dokładnie obok siedemnastki, w której była moja mama. Wraz za nim podążał jak cień chłopiec. On był bardziej spokojny i chyba wręcz znudzony podążaniem za mężczyzną. Ten chłopiec pierwszy mnie zauważył. Patrzył swoimi zielonymi oczami na mnie marszcząc brwi. Delikatnie przekrzywił głowę w bok nadal nie odrywając ode mnie wzroku. Też nawet przez chwilę nie przestawałam patrzeć na niego. Chyba bałam się spojrzeć ponownie na mężczyznę górującego nad nami obojgiem. Wtedy chłopiec pociągnął go za rękawa. Nie wyobrażacie sobie jak czas może zwolnić na parę sekund.
Uniosłam wtedy wzrok i zamarłam wpatrując się w żywą osobę, a nie w stare zdezelowane zdjęcie. Oboje się sobie przyglądaliśmy. To tak jakby człowiek patrzył w lustro, ale po drugiej stronie widział swojego męskiego odpowiednika.
Kruczo czarne włosy były schludnie przycięte, nie to co moje rozczochrane. Choć pewnie w wieku dziesięciu lat nie byłam w stanie powiedzieć, że był przystojnym mężczyzną jedyne co nasuwało mi się na język to, że jest ładny. Tak jak ja sama. Jedyna rzecz, która odróżniała go od całej masy innych ludzi to oczy. Te same, które każdego dnia spoglądały na mnie z lustra. Zimno niebieskie, wręcz skute lodem. Gdy byłam już w stu procentach pewna, że to on wzięłam głęboki wdech. Domyśliłam się do kogo przyszedł. W tej części korytarza był tylko dwie sale, w których były kobiety po porodzie. W jednej była moja matka, która się szykowała do powrotu do domu, a w drugiej kobieta, którą niedawno tam przywieziono z małym różowym zawiniątkiem.
Nie byłam głupia i chyba dorosłam szybciej niż chciałabym. Widziałam wiele i jeszcze więcej usłyszałam w życiu. Teraz jedyne o czym myślałam to uciec jak najdalej z tego miejsca.
-Kochaj ją bardziej niż mnie. - wykrztusiłam i odgarnęłam głupią zabłąkaną łzę. Odwróciłam się na pięcie i starając się nie biegnąć poszłam do drzwi prowadzących do wyjścia. Cóż pewnie matka się wścieknie, że na nią nie poczekałam tak jak mnie o to prosiła.
Więcej nie myślałam o moim ojcu. Do dnia gdy ponownie siedziałam na porodówce tym razem z moją siostrą Kimberly i czekaliśmy aż matka nie urodzi naszego brata. Tego dnia odkryłam, że wciąż gdzieś w środku jest we mnie mała dziewczynka. Mając siedemnaście lat głupio wpatrywałam się w drzwi na korytarzu mając nadzieję, że znów się w nich pojawi.
CZYTASZ
Willow
RomanceMłoda i piękna dziewczyna stara sobie poradzić z wszystkimi przeciwnościami losu. Jedyne na czym jej zależy to dobro jej młodszego rodzeństwa. Nie patrząc na konsekwencje broni ich własnym ciałem i jest w stanie nawet zaprzedać dusze diabłu byleby i...