Rozdział 21

965 139 12
                                    

Ben nie chciał czekać w sypialni aż Panowie skończą oglądać mecz więc chcąc nie chcąc musiałam do nich dołączyć. Wszyscy trzej wiwatowali podczas niego tak głośno, że miałam ochotę się śmiać. Kim stwierdziła, że nie ma zamiaru siedzieć w hałasie i zabrała swoje rzeczy by pójść do Pauli. Benowi za to podobało się i gdy tylko wkroczył do salonu poszedł do chłopaków. 

-Mój kolego, wiesz co dobre. -Lukas zbija z nim piątkę i chyba dla chłopca trochę się uspokaja razem z resztą. Patrzę na małego, który nie może się zdecydować co zrobić i w końcu idzie do Scotta i wpycha się na jego kolana. -Ej, co jest? -Lukas marszczy brwi i patrzy na mnie podejrzliwie. Wzruszam ramionami, bo sama nie wiem o co chodzi. 

-Ot! -maluch pociąga bruneta za kosmyki włosów by ten skupił się na nim, a nie na ekranie. -Ot! 

-Mały człowieku, jest mecz. Meczu się nie przerywa. -odpowiada mu patrząc prosto w oczy. Ben za to krzywi się jakby zjadł cytrynę i pociąga go tym razem za rękę. -Gać! 

-Chce grać. -mówi Ash. -Tyle już zdążyłem się nauczyć. -dopowiada gdy jego kuzyn patrzy na niego zdziwiony. 

-Tam jest gra. My oglądamy. 

-Ot. -maluch powtarza. 

-Scott. -poprawia go chłopak. 

-Ot. -Ben wymawia i uśmiecha się szeroko jakby był dumny z siebie. 

-Przynajmniej moje imię skraca do pierwszej sylaby! -śmieje się Lukas na co kręcę głową. 

-On ma dwa lata. Ma prawo mówić tylko podstawowe słowa. -tłumaczę i szykuję małemu butlę na kolację. Po takim dniu pewnie padnie nie wiadomo kiedy. Podaję mu ją i wyciągam ręce do malca ale ten rozkłada się na szerokiej piersi bruneta i nawet nie myśli żeby zejść. Sama nie wiem co mam zrobić. Zabrać go czy zostawić. 

-Niech zostanie. -Chłopcy dalej oglądają, a ja siadam przy stole i rozkładam na nim książki. Staram się ogarnąć choć trochę matematykę. Rozwiązuję zadania i mogę mieć jedynie nadzieję, że robię to dobrze. Lekcje z Ashem dają rezultaty ale i tak mam jeszcze wiele problemów. 

Mecz się kończy i mam nadzieję, że ich wizyta też. Jestem zmęczona i mam ochotę położyć się w łóżku. Zerkam co trochę na Bena i tym samy na chłopaka na którym leży. Sama nie wiem co mam myśleć o jego zachowaniu. Pomógł mi, nie mogę zaprzeczyć. Jednak nie chcę wyciągać z tego pochopnych wniosków. Cały dzisiejszy dzień był dziwny, a jego zachowanie jeszcze dziwniejsze. 

Rano odniosłam wrażenie, że się nie polubiliśmy. Za to od południa stał się zupełnie innym człowiekiem. Przecież to nie możliwe by zmienił się tak szybko jego nastrój i podejście. Jeśli kiedykolwiek myślałam, że czuję się bezpiecznie to byłam w błędzie. Dopiero dziś poczułam tak naprawdę co to znaczy. W jego ramionach. Wtulona w jego tors. Pierwszy raz nie myślałam o niczym. Pierwszy raz nie zastanawiałam się co z dziećmi. Po prostu byłam i nic się nie liczyło. 

On twierdzi, że to atak paniki ale nie poczuł tego co ja gdy mnie obejmował. Tego spokoju. Schowana i otulona jego ciałem jak kokon pod drzewem, obok boiska szkolnego, pierwszy raz w życiu nie zastanawiałam się nad życie, a nad tym, że byłam. Tylko byłam nic więcej. Cały świat mógł się walić i palić, a mnie nic nie obchodziło. Dzieci. Derek. Matka. Piter. Szkoła. Nic z tych wszystkich problemów. Istniałam tylko ja i byłam bezpieczna. 

 -Piękny mecz. -stwierdza Ash i przybija piątkę Lukasowi, dzięki niemu odrywam się od swoich myśli i znów staram się skupić na zadaniach. -W piątym źle. Szóste do połowy dobrze, zgubiłaś liczbę. Wpadnę jutro to pokażę Ci inny sposób na to zadanie. 

WillowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz