Rozdział 9

719 118 1
                                    

Już fakt, że Derek przejechał praktycznie przez całe miasto powinien mi cokolwiek mówić. Kierując się za nim na północ nie miałam pojęcia gdzie się znajdziemy. Po ponad godzinnej jeździe autostradą zjeżdżamy, a drogowskazy pokazują, że kierujemy się do Westside. Może i pochodzę z biednego domu i nie skończyłam szkoły ale wiem bardzo dobrze, że tam mieszczą się tylko domy dobrze ustawionych ludzi. 

Tak samo jak ja Kimberly wygląda zaciekawiona przez okna i mogę być jedynie wdzięczna, że Ben zasnął po drodze i przestał marudzić. Przyciszam muzykę jeszcze bardziej i oglądam się na Kim. Zafascynowana patrzy na piękną aleję domów okoloną dużą ilością drzew i krzewów. Każdy z domów wydaje się jeszcze ładniejszy niż poprzedni a trawniki i ogrody są zadbane. Jest pięknie. Może to za mało powiedziane gdyby porównać to do miejsca gdzie dorastałam. 

W naszej dzielnicy strach było wychodzić po zmroku. Narkotyki można kupić prawie na każdym rogu i mieć tylko nadzieję, że nie trafi się na jakikolwiek gang gdy akurat wybierzesz się na zakupy albo po prostu na spacer. W szkole wisiały zdjęcia dzieci, które zostały zabite właśnie przez gangi. Najczęściej oni sami do nich należeli ale byli i tacy co znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i złym czasie.

Tutaj to wszystko wydaje się tak bardzo odległe. Takie miejsca oglądać mogłam tylko w telewizji. Czasem gdy podróżowałam z matką oglądałam tak jak teraz Kim za szyby okien wspaniałe domy. Patrzyłam tylko z daleka, bo nigdy nie mogłabym przekroczyć ich progu. 

Dziś się jednak to zmieni, bo właśnie Derek skręca na podjazd jednego z nich. Wysoki jasny budynek porośnięty po prawej stronie bluszczem jest piękny. Umiejscowiony odrobinę wyżej niż jezdnia i chodnik, prowadzą do niego schody, a tuż za nimi jest podjazd. Parkuję przed sporym garażem obok samochodu Dereka i ponownie wyglądam przez okno. 

-Tutaj będziemy mieszkać? - głos Kim odrywa mnie od podziwiania otoczenia i przytakuję.

-Na to wygląda. 

-Nigdy nie byłam w tak pięknym miejscu. -mówi i odpina pas. Sama wysiadam i prostuję obolałe plecy. Zapinam bluzę Oliego do samego końca, odrobinę żałując, że nie pomyślałam by założyć coś innego. Choćby jakąś koszulkę pod spód. 

-Nigdzie nie odchodź. - mówię do Kim i odpinam nadal śpiącego Bena. Uważając na nadal świeże rany wyciągam malca i układam mu główkę na swoim ramieniu. Wciąż zapewniając go, że to nadal ja by się nie wystraszył. 

-Może go wezmę. - Derek zjawia się przy nas.

-Poradzę sobie. -odpowiadam i widzę, że się martwi. - Jeśli by się obudził u ciebie na rękach to by wpadł w histerię. -tłumaczę. -Nie lubi obcych, a tym bardziej mężczyzn. 

-Rozumiem. -Patrzy smutno na chłopca. -Chodźmy. - wskazuje wybetonowaną ścieżkę prowadzącą do wejściowych drzwi. -To mój dom i od teraz i wasz. -otwiera frontowe drzwi i przepuszcza nas przodem. 

-Nie spodziewałam się tego. -dukam pierwsze co mi przychodzi na myśl. Kim chwyta mnie za rękę i razem podziwiamy piękny jasny hol. Na wprost nas są schody na piętro z drewnianą balustradą, a po ich lewej stronie, duże drzwi. Przez szparę można dostrzec, że w tamtym pomieszczeniu musi być coś w rodzaju gabinetu. Po prawej za to jest otwarta przestrzeń, która prowadzi do jadalni i kuchni. Przełykam ślinę na widok białych ozdobnych mebli na ciemnych podłogach. Wszystko jest czyste jakby było polerowane dosłownie chwilę wcześniej.

-Tato to ty? -wszyscy odwracamy się w stronę schodów na których pojawia się dziewczynka z ciemną czupryną rozczochranych włosów.

-Paula nie biegaj na schodach. - karci ją ojciec od razu, a ona posłusznie zwalnia. Gdy ląduje na samym dole staje i bacznie się nam przygląda. 

WillowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz