Rozdział 16

762 131 10
                                    

Reszta tygodnia minęła spokojnie. Gdy tylko dziadkowie wyjechali następnego dnia na swoją farmę, każdy złapał oddech. Derek nie ukrywał, że jest dobrze. Prawie nie rozmawiał z matką i nawet moje zapewnienia nie podziałały na niego. Za to rozmowa z Kim już tak. Zapewniłam ją, że to mili ludzie i bardzo ją polubili.

Każdego wieczoru gdy Ben zasypiał, przychodził Ash. Codziennie o ósmej wieczorem pisał czy dam radę się pouczyć i gdy pisałam mu, że może być za piętnaście minut to przychodził o wskazanej porze. Tylko w sobotę nie przyszedł, bo razem z Lukasem pojechali na ognisko kończące lato. Ja zamiast bawić się i upić, walczyłam z biegunką Bena i sprzątałam sypialnie gdy zrobiło mu się niedobrze.

Razem z Dianą ustaliłyśmy, że zajmie się chłopcem dopóki nie zwolni się dla niego miejsce w żłobku. Okazało się, że każda placówka jest przepełniona, a dostanie dofinansowania jest praktycznie niemożliwe. Nie miałam innego wyjścia jak zgodzić się i przyjąć jej ofertę.

Dzisiaj za to nasz pierwszy dzień w szkole. Wesoła Kimberly podskakuje jak piłeczka z plecakiem, który wczoraj wypełniła po brzegi przyborami. Razem z Paulą kroczą dumnie do samochodu i dopiero przed nim dziewczynka się zatrzymuje jak wmurowana.

-Willow, -odwraca się do mnie i patrzy smutno. -Możesz mnie zawieźć? -pyta i zaczyna przebierać nogami. -Zawsze mnie odprowadzasz w pierwszy dzień.

-Oczywiście. Jednak odbierze was Diana. Nie ma sensu byś czekała zanim skończę lekcje.

-Może być. -zadowolona wsiada do forda matki, a Diana tylko się lekko uśmiecha. Słyszała wszystko i jedyne czego się obawiam to jak zareaguje Ben gdy zorientuje się, że jedzie z nią a nie ze mną.

-Jesteś pewna, że nie chcesz wziąć samochodu Dereka?

-Wolę swój. -wsiadam i od razu otwieram szybę. Klimatyzacja nie działa już kilka lat ale samochód jeździ więc nie jest źle.

Diana jedzie przodem, a ja staram się zapamiętać drogę. Moja szkoła znajduje się niedaleko od podstawówki więc chociaż będę mogła zawozić Kim codziennie rano jeśli tylko będzie tego chciała.

-Myślisz, że inni mnie polubią?

-Kochanie, wszyscy Cię pokochają. -Wiem, że przejmuje się nową szkołą i tysiące zapewnień ze strony Pauli nie są wystarczające. Jednak muszę wspomnieć o jednej istotnej rzeczy. -Kim, postaraj się nie mówić nikomu o mamie i tacie.

-Nie będę. Lubię jak ich nie ma. -oznajmia. -Paula mówi, że mogę powiedzieć o jej rodzicach jak o swoich. Myślisz, że nie pogniewają się?

-Z pewnością się ucieszą.- zapewniam ją i od razu kamień spada mi z serca.

Przez lata nauczyłam się różnic między sferami. Może i Derek nie jest najbogatszy ale też nie klepie biedy. Kiedy ktoś dowiaduje się, że twój stan konta jest poniżej zera, a jego jest o niebo wyższy dochodzi do podziału. Bogaci ludzie nie lubią biednych. Jednak Kim nie powinna być wpisana w te ramy. Dzieci w jej wieku zazwyczaj jeszcze nie przejmują się aż tak bardzo pieniędzmi.

-Jesteśmy. -wołam do niej gdy tylko dostrzegam budynek i dumnych rodziców odprowadzających do niego swoje dzieci. -Gotowa?

-Tak. -szczebiocze wesoło i zbiera swój różowy plecak, który dostała od Diany. -Odprowadzisz mnie pod drzwi?

-Oczywiście. - wysiadam i widzę jak ludzie wpatrują się we mnie. Właśnie o takich podziałach myślałam. Dzieci nie zwracają na to uwagi ale dorośli już tak.

Zadowolona dziewczynka chwyta mnie za rękę i niczego nieświadoma rusza w podskokach za Paulą. Gdy dochodzimy pod same drzwi poprawiam jej szelki od plecaka i podaję butelkę z wodą.

WillowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz