Budzę się wcześnie rano i przesuwam Bena bardziej na środek łóżka. Choć Kim była ucieszona ze swojego pokoju i tak wieczorem bez słowa położyła się w moim łóżku, a Ben nawet przez chwilę nie spojrzał na łóżeczko stojące pod ścianą. Z uśmiechem na twarzy ułożyłam się obok nich i patrzyłam jak zasypiają. Sama po raz pierwszy nie miałam problemu z zaśnięciem. Wręcz przeciwnie. Gdy tylko upewniłam się, że śpią zatopiłam się w miękkiej poduszce i odpłynęłam.
Podnoszę się i po cichu zgarniam swoje ubrania by przez przypadek ich nie zbudzić. Dopiero w salonie zakładam na siebie swoje luźne dżinsy i jedną z szerszych podkoszulek. Materiał nie jest tak miękki jak podkoszulka, którą dała mi wczoraj Diana. Przynajmniej jest czysta i to się liczy. W naszej nowej kuchni staram się rozgryźć ekspres by dostarczyć sobie podstawową dawkę kofeiny. Po dobrych dziesięciu minutach chwytam kubek i wychodzę na ganek.
Przedziwnie jest czuć taki spokój. Przeważnie każdego dnia rano musiałam nasłuchiwać czy Piter albo matka jeszcze śpią, a w te gorsze dni starać się by przez przypadek nie wpaść pod jego pięść. Tutaj wydaje mi się, że czas się zatrzymał. Otacza mnie tylko cisza wypełniona porannym śpiewem ptaków i szumem wody odbijającej się o brzeg.
Podskakuję gdy mój telefon się odzywa. Nie przyzwyczajona do dostawania wiadomości unoszę go do oczu i wpatruję się w niego nie rozumiejąc o co chodzi.
Nieznajomy: Mam nadzieję, że dopiero idziesz spać.
Nieznajomy: Kto do cholery wstaje o tej porze?
Nieznajomy: Czy to kawa?
Rozglądam się na boki ale nikogo nie zauważam już mam napisać "kim jesteś" gdy przychodzi następna wiadomość.
Nieznajomy: Patrz wyżej nowa siostro.
Lukas.
Mogłam się domyślić. Patrzę w stronę domu i zauważam go w jednym z okien. Jego ekran w telefonie oświetla mu twarz, a ręka drga. Domyślam się, że zaraz dostanę kolejną wiadomość.
Nieznajomy: Ej powiedz, że masz kawę.
Ja: Mam kawę.
Odpisuję i pociągam spory łyk z kubka. Gdy ponownie patrzę w górę jego już nie ma w oknie więc wzruszam ramionami i zapisuję sobie jego numer.
-Podziel się.
-Cholera jasna. - prawie oblewam się kawą -Nie strasz mnie w ten sposób.
-Sorki. Myślałem, że mnie widzisz. Szedłem tą cholerną ścieżką przed Tobą. -wskazuje drogę do domu w jednym momencie, a w kolejnym moja kawa znika. A jeszcze w kolejnym zostaje wypluta na trawę. -Co to do cholery jest?
-Kawa. -odpowiadam.
-Z toną cukru w środku?
-Nie jest aż tak słodka. -zaprzeczam i przyglądam się jak zawija koszulkę w górę i wyciera sobie nią język. Nie umyka mi, że jego brzuch składa się z samych mięśni. Lustruję go wzrokiem i dopiero teraz zauważam, że ma na sobie spodenki do ćwiczeń i buty do biegania. Jego włosy są w totalnym nieładzie i sterczą na wszystkie strony.
-Będziesz biegać? - pytam jak głupia.
-Nie, tańczyć walca. - odpowiada sarkastycznie.
-Kto do cholery wstaje o tej porze? -mówię ze śmiechem i zabieram mu swój kubek by iść po świeżą kawę.
-Bardzo śmieszne. -Drepcze za mną. Nalewam kawy do dwóch kubków i jeden podaje jemu, a do swojego wsypuję trzy łyżeczki cukru. -Dzięki.
-Bądź cicho dzieciaki śpią. -wskazuję na otwarte drzwi do sypialni na co się krzywi. Wskazuje ganek i zabiera ze sobą krzesło. Też wychodzę za nim tylko z kubkiem. Stawia krzesło, a na nim kawę po czym idzie znów do środka. Po chwili wraca z kolejnym krzesłem i to stawia przede mną. Rozsiada się na swoim i zarzuca długie nogi na barierkę ganku po czym pociąga łyk napoju. Odwracam krzesło ty usiąść na nim okrakiem i opieram przedramię na oparciu.
CZYTASZ
Willow
RomanceMłoda i piękna dziewczyna stara sobie poradzić z wszystkimi przeciwnościami losu. Jedyne na czym jej zależy to dobro jej młodszego rodzeństwa. Nie patrząc na konsekwencje broni ich własnym ciałem i jest w stanie nawet zaprzedać dusze diabłu byleby i...