Rozdział 25

887 130 15
                                        

-Czasem zastanawiam się jak mogłam być taka jak one. -zaskoczona słowami Mirandy robię wielkie oczy. Ona za to zaczyna się śmiać z mojej miny i wskazuje za mnie. 

Oglądam się przez ramię i już zaczynam rozumieć co ma na myśli. Właśnie do grona roześmianych chłopaków dołączyło stado dziewczyn. Każda w skąpym bikini i wielkim sztucznym uśmiechem. 

-Założę się o wszystko, że ich twarze pokrywa makijaż i żadna z nich nawet nie podejdzie do wody. -wyrywa mi się przez co dziewczyna zaczyna śmiać się w głos czym ściąga na nas uwagę wszystkich. Otrzymuję sześć nienawistnych spojrzeń od nowo przybyłych ale mam to w nosie. 

-Widzę, że pałają do Ciebie miłością. 

-Taką samą jaką ja je darzę. 

-Czasem tęsknię za szkołą ale tylko czasem. -Miranda rozkłada się na leżaku i bierze łyk swojej lemoniady. Jej ciało nawet po porodzie jest nadal smukłe i jędrne przez co przyciąga uwagę chłopaków. Dziewczyna zdaje się, że nie zwraca na to uwagi i interesuje ją jedynie jej córka. -Kiedyś Gustaw nawet słowem nie mógł wspomnieć o szkole. Ogólnie miałam takie podejście, że mój świat się zawalił. 

-Więc co się zmieniło? 

-Dotarło do mnie, że Alma zasługuje na najlepszą matkę na świecie zamiast na taką, która żałuje straconych lat młodości. Uwierz mi, że długo zajęło mi zrozumienie czego chcę od życia. Myślałam, że ciąża to wyrok ale okazała się darem. Uchroniła mnie od stania się pustą suką jaką jest moja własna matka. 

-Wi! -pisk Bena ratuje mnie od odpowiedzi. Nawet nie mam pojęcia co mogłabym powiedzieć w tej chwili Mirandzie. "Cieszę się, że taka się nie stałaś." Nawet w mojej głowie to głupio brzmi. 

-Co tam kochanie? -mały pędzi w moją stronę z czymś co przypomina wodorost w ręce. Lukas za to roześmiany podąża za nim krok w krok i chyba czeka na moją reakcję. 

-Dla Ciebie. Kwiatek. -dumny chłopiec podaje mi zielone coś. Z lekkim obrzydzeniem chwytam wodorost i staram się nie krzywić przy uśmiechu. 

-Dziękuję. Naprawdę wielki okaz. -Dukam przyglądając się roślince. 

-Tak, największy jaki znalazł. -Blondyn szczerzy się. 

-Będę się zbierać. -informuję go i odkładam na piasek mój prezent. 

-Co? Dlaczego? Dopiero zaczynamy imprezę. Będzie ognisko, chłopaki szykują drewno. 

-Myślę, że towarzystwa wam nie zabraknie. -kiwam głową w bok, wskazując na dziewczyny. -Wolę spędzić spokojny wieczór w domu z Benem. 

-Nie miało ich tu być. -Do naszego kółeczka dołącza Scott i Gus. Lecz to ten pierwszy syczy ze złością w stronę mojego przyszywanego braciszka. Lukas unosi ręce w obronnym geście i chyba ma ochotę uciec. 

-To nie moja wina. Myślisz, że zaprosiłbym kogoś gdy jest tu Willow i Ben. -w jego głosie słychać złość i wiem, że mówi prawdę. Jestem pewna, że jego priorytetem jest dobro chłopca. Już nie raz widziałam jak obchodzi się z nim jak z jajkiem. Obaj przywiązali się do siebie, w głębi serca cieszę się, że Ben ma po swojej stronie starszego brata i miło jest wiedzieć, że nie tylko ja stanę w jego obronie. Ogólnie to chłopiec bardzo mocno przyciąga do siebie ludzi. 

-Nie wiem kto je tu sprowadził ale niech ktoś powie im, żeby wypierdalały. -warczy Donovan. 

-Panuj nad słowami. -tym razem to ja warczę w jego stronę gdy widzę jak Ben podejrzliwie się mu przygląda. 

-Przepraszam. -Scott od razu zmienia ton i przeciera ręką po włosach. 

-Ja idę do domu, a ty braciszku następnym razem ostrzeż innych, że nie wolno im nikogo zapraszać. -Miranda podnosi się z miejsca i od razu idzie do po córkę. - Miło było Cię poznać. -posyła mi uśmiech. 

WillowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz