Rozdział 24

1.6K 135 22
                                    

-Dlaczego do mnie nie przychodzi? -urażony ton Lukasa sprawia, że uśmiecham się od ucha do ucha. -Przecież to mój dobry kumpel. Czuję się zdradzony. -fuka i przysiada na leżaku obok mnie. Od dobrego pół godziny staram się opalać i nie pożerać wzrokiem spoconych facetów ubranych jedynie w krótkie spodenki. No dobra przyznaję tylko jednego tak naprawdę pożeram wzrokiem. Na swoją obronę mam tylko tyle, że mój mały chłopiec nie odstępuje go na krok. 

-Odstaw piwo to do Ciebie przyjdzie. 

-CO? -Zerkam na Lukasa i widzę jego wielkie oczy. 

-Masz butelkę cały czas w ręku. Wiem, że to nic złego ale Ben nie lubi tego widoku. Źle mu się kojarzy. Reszty się domyśl. -wyrzucam przez co pozbywa się butelki jakby go oparzyła. 

-Nie pomyślałem o tym. Przeprasza. Zapomniałem się. 

-Nic się nie stało. Skąd mogłeś wiedzieć. Nie możesz dostosowywać całego życia pod Bena to zrozumiałe. 

-A ty możesz? -przez chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią. Lecz ogólnie nie ma nic czego bym dla niego nie zrobiła więc odpowiedź jest oczywista. 

-On jest moim życiem. -mówię szczerze, każde słowo wypływa prosto z mojego serca. 

-Widać. -Lukas podnosi się i wyciąga w moją stronę dłoń. -A teraz chodź i sama zasmakuj tego życia. Może i jesteś jak matka kwoka ale nadal masz dziewiętnaście lat. Budujmy miłe wspomnienia. 

Podaję mu dłoń i zgadzam się na wszystko czym mnie uraczy. Ma rację jesteśmy młodzi i pierwszy raz czuję się na miejscu. Mogę spokojnie powiedzieć, że Ci ludzie mnie zaakceptowali taką jaka jestem. Nie doskonałą i nadal myślą, że mam dziecko. 

Ogólnie to chyba Gus wie jak czuje się ktoś w takiej sytuacji. Widać, że ma dobry kontakt ze swoją siostrą. Miranda wydaje się miłą osobą ale dam jej jeszcze czas. Czasem pierwsze wrażenie jest strasznie mylne. Wolę być odrobinę bardziej nieufna jeśli chodzi o kontakt z innymi ludźmi. 

Staję obok Scotta i wyciągam rączki do Bena, który kiedy tylko mnie zauważa aż się wyrywa by stanąć na swoich nogach. 

-Wi! -piszczy i pokazuje mi piłkę, którą wręcza mu brunet. Przykucam by uważnie ją obejrzeć z każdej strony. Gdybym zrobiła to po łepku pewnie byłby niezadowolony. 

-Cudowna. Ciekawe jak daleko uda Ci się rzucić? -mały zamierza się i wyrzuca piłkę w górę ale jeszcze nie udaje mu się rzucać tak by leciała w przód. Za to Scott i jego szybki refleks odbija piłkę nim spadnie na ziemię i posyła ją parę metrów przed malca. 

-Wi! Udało! Udało! -wiwatuje malec i biegnie przed siebie po zabawkę. 

-Dziękuję. -wstaję uśmiechając się z powodu szczęścia chłopca. 

-Nie masz okularów. -to jego pierwsze słowa do mnie. Dodatkowo wprawiają mnie w osłupienie. Nie wiem co jest dziwnego w tym, że nie mam okularów. Unoszę wzrok na niego i znów czuję się jak w jakiejś zamkniętej bańce. 

Jego oczy wręcz mnie hipnotyzują. Odbierają mi jasność umysłu i sprawiają, że cały świat zamiera. Istnieję tylko ja i ten ciemny mroczny ocean. Podoba mi się, że potrafi odciąć wszystko wokół jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. 

-Podoba mi się. -mówi cicho. Sama nie mam pojęcia kiedy moja dłoń powędrowała w górę. Rejestruję jedynie jak dotykam jego szorstkiej dłoni. 

-Mam nadzieję, że Ben Ci nie przeszkadzał. -Mówię by jakoś wyrwać się z tego transu w który mnie wprowadził. 

-Nie, lubię tego małego człowieka. Swoją drogą to gdzie on jest? -rozgląda się nad moją głową. Sama robię to samo i od razu zauważam malucha jak zbliża się do wody. 

WillowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz