Rozdział 15

869 138 10
                                    

Spotkanie z dziadkami stresowało mnie do tego stopnia, że nie miałam ochoty na jedzenie. Nie spodziewałam się, że w ogóle ich mam a tym bardziej, że będą na mnie patrzyć jak na jakiś wybryk natury. W pierwszej chwili mój dziadek patrzył na mnie jakbym chyba nie była realna. Dosłownie z pięć razy pytał czy aby na pewno istnieję. 

Po bliższym poznaniu nie jest aż taki zły. Wciąż się uśmiecha a razem z nim wąsy. Starszy Pan z siwymi ale za to gęstymi włosami nie odmawia sobie jedzenia. Jest wysoki ale nie tak jak jego syn. Za to jego spory brzuch wygląda jakby nosił przed sobą spory balon. 

Kobieta, która urodziła mojego ojca jest drobna i zadbana. Jeśli miałabym obstawiać ma około sześćdziesięciu pięciu lat, choć na tyle nie wygląda. Biorąc pod uwagę wiek Dereka i to, że już raz powiedziała, że starali się o niego pięć lat dało mi do zrozumienia. Jednak samo wspomnienie, że są już małżeństwem od czterdziestu pięciu lat nasuwa wniosek ilości jej lat. Jej włosy są ufarbowane na czarno i wyglądają jak moje naturalne ale oczy. Cóż genetyka w tej rodzinie nie zawodzi. Jeśli jestem podobna do Dereka to wręcz z babcią jestem identyczna. Ten sam wzrost figura no i rysy twarzy. 

-Dobrze muszę to powiedzieć. -oświadcza Thomas Haley, mój dziadek. -Nie obraź się Helen ale ona wygląda nawet lepiej niż ty za młodu. 

-Niestety muszę przyznać Ci rację. -wzdycha. -Jeśli nalegałam na testy DNA to przepraszam synu. Teraz wiem skąd ta pewność. 

-Miło jak nie zwracają choć raz na mnie uwagi. -Lukas puka mnie w ramię. 

-Zrób coś. -proszę cicho. -Czuję się jak zwierzątko w zoo. 

-Za chiny pana. Ja zawsze się tak czuję jak przyjeżdżają w odwiedziny. Pocieszę Cię dziadek daje ekstra kasę. Często zastrzega sobie by nie mówić rodzicom. 

-Willow a ty co myślisz? -zerkam na starszą Panią i nie mam pojęcia o czym do mnie mówi. 

-Matka pytała czy pojedziecie na weekend do nich. 

-Eee... 

-Myślę, że Willow powinna skupić się na razie na nauce. Ma sporo do nadrobienia. Szkoła w Westside ma inny program. -Wypowiadam bezgłośnie dziękuję do Diany i wypuszczam westchnienie ulgi. 

-Może przerwę świąteczną spędzą z nami, zabierzemy całą piątkę. - proponuje dziadek a Lukas wali głową o stół. 

-Dziadku kocham Cię i twoją farmę ale nie rób mi tego. -jęczy i wgapia się w niego błagalnie. 

-Macie farmę? -podłapuje Kim. -Taką z konikami? 

-Tak słoneczko. Mamy konie i nawet bydło. -Kim otwiera szeroko oczy. 

-A psy i koty?

-Też babcia kiedyś kupiła kozę bo uparła się, że są cudownymi zwierzętami ale do niej lepiej się nie zbliżać. Jest podła jak pierun. 

-Willow. -Kim robi maślane oczy i już wiem o co poprosi. -Odwiedzimy twoją babcię i dziadka? 

-Wiesz gdybyś chciała mogłabyś przyjechać z Paulą jeszcze w tym tygodniu na noc. Póki nie zaczęła się szkoła. -Helen proponuje ale nie mówi tego do Kim, bardziej proponuje to Dereowi i Dianie. Nie podoba mi się to i to bardzo. 

-Willow co ty na to? -Kim od razu pyta mnie o zdanie. 

-Nie wiem kochanie. -odpowiadam machinalnie i wyłapuję zdziwiony ton Helen. 

-Derek przecież wiesz, że zajmiemy się dobrze dziećmi. -mówi oburzona. 

-Wiem mamo. Ale to Willow odpowiada za Kim nie ja. Jej powinnaś pytać nie mnie czy mojej żony. -w jego tonie słychać złość. 

WillowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz