Rozdział 4

667 117 4
                                    

Napełniam płuca powietrzem i staram się tym razem z całych sił. Wypuszczam oddech dopiero gdy udaje mi się z jękiem usiąść. Mogłabym przysiąc, że to chyba najgorsza z rzeczy jakie kiedykolwiek w życiu zrobiłam. Pielęgniarka delikatnie przytrzymuje moje włosy i stara się je zebrać w kitkę wysoko na czubku mojej głowy. Gdy końce dotykają najwyżej znajdującej się rany syczę ale i tak udaje mi się trzymać język za zębami. 

-Jesteś pewna, że pójdziesz sama do łazienki? - kobieta staje tym razem przede mną i wyciąga do mnie ręce. 

-Tak proszę Pani. - odpowiadam i z jej pomocą staję na nogach. Stopami staję na zimnej podłodze przez co przechodzi mnie dreszcz. Oglądam się przez ramię na rodzeństwo siedzące na moim łóżku. -Widzicie nic mi nie jest. -Posyłam im pewny siebie uśmiech. 

-Bo nie widzisz siebie w lustrze. - odpowiada moja siostra i przytrzymuje Bena by ten nie wstawał z łóżka. -Nie wiem czy jesteś świadoma jak wygląda twoja twarz. - Kim robi palcem kółko wokół swojej własnej twarzy, a ja walczę z odruchem by unieść rękę do mojej. 

-I tak jestem ładna. - wytykam jej język na co parska śmiechem. 

-Masz zagwarantowane pierwsze miejsce w wyborach miss patologii. -jęczę na jej słowa.

-Kim chyba jeszcze za wcześnie na żarty. Boże daj mi czas. 

-Dobra do wieczora Ci odpuszczę. - macha dłonią, a Ben powtarza ten ruch po niej. 

Dobra czas ruszyć do łazienki, bo mój pęcherz więcej nie wytrzyma. Powoli stawiam każdy krok i okazuje się, że chodzenie nie jest tak straszne, lecz gdy unoszę dłoń by otworzyć drzwi, ten ruch nie jest aż tak przyjemny. Po mojej łopatce rozchodzi się ból ale udaje mi się go zdusić w sobie. Pod bacznym spojrzeniem pielęgniarki wchodzę do pomieszczenia.

-Nie zamykaj drzwi i krzycz jakbyś potrzebowała pomocy. -kiwam jej na zgodę głową i coś czuję, że jak tylko zamknę drzwi ona będzie stała pod tymi drzwiami i nasłuchiwała co robię. 

Pomieszczenie jest dużo większe niż łazienka w naszym domu i do tego sterylnie wyszorowane. Białe płytki na każdej ścianie, a na podłodze zielone. Pierwsze co podciągam ciemnozieloną koszulę, którą dała  mi pielęgniarka i siadam na sedesie. Ulga po opróżnieniu pęcherza jest wręcz niewyobrażalna lecz szybko pojawia się ból gdy materiał koszuli szoruje po moich plecach podczas obracania się po papier. Ostatecznie wstaje przytrzymując się metalowej poręczy umieszczonej po prawej stronie sedesu. Brak bielizny chwilowo jest moim sprzymierzeńcem. Spuszczam wodę i czuję się zadowolona, że dałam radę bez żadnej pomocy.

Jednak gdy staję przed umywalką na chwilę muszę wstrzymać oddech. Nie czułam bólu w twarzy ale co tu mówić. Faktycznie wyglądam okropnie. Wyrażenie "wyglądasz jak panda" nabiera nowego znaczenia. Oboje moich oczu są dookoła ciemno fioletowe, warga rozcięta a podbródek zdobi kolejny ciemny siniak. Na szyi mam odciśnięte wszystkie palce Pitera i muszę zacisnąć mocno oczy by nie pozwolić łzą popłynąć po moich policzkach. 

Odkręcam wodę i myję ręce, po czym delikatnie obmywam twarz. Najdziwniejsze jest to, że nie mam aż tak bardzo jej opuchniętej. Nie raz chodziłam z podbitym okiem kiedy któreś z nas zdenerwowało Pitera ale opuchlizna schodziła z oczu dopiero po paru dniach. 

Szybko podchodzę do drzwi i otwieram je z rozmachem nie zważając na ból. 

-Ile dni minęło? - pytam pielęgniarkę na co ta bacznie mi się przygląda. -Od kiedy tu jestem? -pytam ponownie. 

-Od czwartku piętnastego. -odpowiada.

-Jaki jest dzisiaj dzień? - zadaje ponownie pytanie. 

-Poniedziałek. -udziela odpowiedzi bacznie mi się przyglądając. Nawet nie mam ochoty myśleć nad jej reakcją, bo właśnie mnie olśniło, że byłam nieprzytomna ponad trzy doby. -Czy mam zawołać lekarza? 

WillowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz