Rozdział 7

651 112 2
                                    

-Czy mogłybyśmy porozmawiać bez obecności dzieci? - pytam kobietę jak tylko opuszczam łazienkę. Mały Ben ściska mnie za rękę i nawet nie chce jej puścić gdy Oli go woła. 

-Oczywiście. - Przytakuje kobieta. -Możemy wyjść na korytarz. - proponuje kobieta w momencie gdy Oli zadaje pytanie.

-Co wy na to by sprawdzić co ciekawego mają w bufecie? Wiecie zgłodniałem. Może mają tam jakieś babeczki czy coś. -Patrzy na Kim i Bena. Dziewczynka jak z procy zeskakuje na podłogę i wciska na stopy buty ale Ben nie rusza się z miejsca. 

-Może też pójdziesz? -kręci główką na boki i tym razem chwyta mnie za nogę. -Może przyniesiesz też dla mnie babeczkę? - pytam gdy kucam obok niego. -Ja już nigdzie nie idę. -Malec zerka na kobietę, a później na mnie. -Będę tu na Ciebie czekać. -zapewniam na co przystaje i mnie puszcza. Powoli podchodzi do Olego i wyciąga do niego ręce. Chłopak bez sprzeciwu bierze go i sadza sobie na biodrze. 

-Jak coś to dzwoń. -mówi i kieruje się do wyjścia. 

-Nie jestem pewna czy może się Pan oddalić z tymi dziećmi. -kobieta odzywa się i niepewnie zerka na niego. -To raczej powinnam ja je zabrać i umieścić w pogotowiu opiekuńczym. Tam będą mieć prawidłową opiekę. - Stęka patrząc z oburzeniem na Olego. Ten unosi tylko brwi w górę z niedowierzaniem. 

-Znają mnie praktycznie od urodzenia. - syczy cicho do niej. -Lepiej niech Pani porozmawia z Willow i przestanie oceniać nie znając faktów. -Obrażony odwraca się i odchodzi z dziećmi, a ja zastanawiam się o co chodzi. 

-Pani pozwala dzieciom kontaktować się z ... -macha ręką w stronę drzwi więc odpowiadam za nią końcówkę zdania.

-Z Olivierem. Tak. Jest moim przyjacielem. Znamy się od lat i zawsze mogę na niego liczyć. 

-Wygląda jak kryminalista. -mówi cicho wciąż patrząc na drzwi. 

-Co? -Przez chwilę myślę o Olim i staram się na niego spojrzeć oczami osoby, która nigdy wcześniej go nie widziała. 

Jest wysokim blondynem z zawsze modną fryzurą. Szerokie barki i wypracowane mięśnie na siłowni dodają mu sporo seksapilu, a to wszystko pokryte sporą ilością tuszu. Oli wręcz uwielbia uwieczniać każdą ważną rzecz na swoim ciele. Nawet ja, Kim i Ben mamy swoje miejsce na nim. Po urodzeniu Bena pokazał mi trzy cukierki na swoim przedramieniu. Dwa z nich były starsze a jeden dopiero co dorysowany. Płakałam tamtego dnia bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Kocham go i chyba już zawsze będę ale nie w ten romantyczny sposób tylko tak jak kocha się starszego brata czy coś. 

-Może faktycznie lepiej niech Pani zachowa swoje osądy dla siebie. - mówię twardo. - Olivier jest fantastycznym człowiekiem i posiada własny interes. Nigdy w życiu nie zrobił nic nielegalnego. 

-Tak, przepraszam. - kobieta poprawia okulary na nosie i ostatni raz zerka na otwarte drzwi. -To przez moje uprzedzenia. - zmieszana trochę się czerwieni i przysiada na krześle po czym zaczyna szukać czegoś w torbie, która stoi obok niego. -Więc czy mogłybyśmy omówić waszą sytuację?

-Moja matka podpisała dokumenty. Przekazała mi tymczasową opiekę nad rodzeństwem gdy ona podda się leczeniu. - tłumaczę naprędce. 

-Dobrze. Jednak musi Pani podać gdzie będziecie mieszkać i z czego się utrzymacie. 

-Prawdopodobnie wrócimy do domu na jakiś czas. Postaram się znaleźć nam coś bliżej centrum bym mogła podjąć lepiej płatną pracę. - recytuję jak regułkę każde słowo. 

-A co z Pani szkołą? Kimberly także nadal się uczy. 

-Kim pójdzie od września do szkoły. Ja wolałabym podjąć w tym czasie pracę. Jestem dorosła. Nie musze podejmować nauki jeśli nie mam na to ochoty. -Nie to, że nie mam ochoty, to po prostu w tej chwili nie będzie dla mnie możliwe. Mam tylko nadzieję, że uda mi się znaleźć lepszą pracę. 

WillowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz