Rozdział 8

805 116 4
                                    

Olivier stawia Bena na podłodze i wpatruje się w ludzi obecnych na sali szpitalnej. Mały Ben niczego nieświadomy skupia się wyłącznie na czekoladowej babeczce trzymanej w rączkach i powolutku idzie do mnie z wielkim uśmiechem na ustach. Kucam gdy wyciąga do mnie rączki i wręcza mi podarek. 

-Dziękuję Ben-Ben. - odbieram od niego babeczkę i kładę na stoliku na co mały smutnieje.

-Mniam. 

-Och.- uśmiecham się i biorę spory kęs. -Pyszna. - mówię mu gdy przełykam i od razu się rozpromienia. Gdy biorę go na ręce Oli szybko do mnie podchodzi. 

-Nie możesz go dźwigać. -strofuje mnie i chce zabrać chłopca ale ten przykleja się do mnie i mocno zaciska rączki na mojej szyi. Ukłucie bólu ma sekundę zabiera mi oddech ale staram się tego nie pokazać po sobie. 

-Usiądę. -mówię i faktycznie siadam by Ben mógł usiąść na moich kolanach. Dopiero wtedy maluch zauważa nowe osoby w pomieszczeniu i cały się spina. Otwiera szeroko oczy gdy patrzy na mężczyznę i ponownie odwraca się do mnie i mocno obejmuje. Calutki się trzęsie więc go obejmuję. -Ej kolego. Jestem tu. Ciii. Jestem tu. - uspokajam gdy zaczyna płakać i przytulam jeszcze mocniej. -Nic się nie bój, jestem przy tobie. - Na łóżko gramoli się też Kim i siada obok mnie. Mam wrażenie, że także chętnie by wgramoliła się na moje kolana razem z bratem. Obejmuję ją dłonią i całuję w główkę. 

-Czy oni nas zabiorą? - Kim pyta piskliwie. 

-Oczywiście, że nie. - szybko zaprzeczam. -To ... -Cholera co mam powiedzieć. Jak wytłumaczyć im kim są Ci ludzie. -To jest mój ojciec. -dukam nieskładnie, bo innego wytłumaczenia nie mam. 

-To ty masz ojca? - pyta Kim i tym razem przygląda się Derekowi. Zerkam na Oliviera, który także lustruje oboje ludzi. 

-Tak Kim, mam ojca. 

-Myślałam, że on nie istnieje. -duma i przekrzywia głowę na bok. -Dlaczego on ma takie same oczy jak ty? 

-To ja mam takie same oczy jak on. -odpowiadam. -Nazywa się to dziedziczeniem cech wyglądu. Ty masz takie same włosy jak mama. Czasem rodzimy się podobni do mamy, a czasem do taty. 

-I ty jesteś podobna do taty? 

-Tak kochanie. 

-Ale chyba nie masz, no wiesz. -zerka w dół na krocze na co z niedowierzaniem kręcę głową. 

-Nie Kim. W stu procentach jestem dziewczyną. 

-To dobrze. 

-A ty jak? - pytam Bena i staram się go leciutko odczepić od siebie. Zerka na mnie załzawionymi oczkami przez co łamie mi się serce. 

-Boje tata. 

-Nie Ben, to nie jest tata. - słyszę jak kobieta pociąga nosem ale ją ignoruję całą sobą skupiając się na Benie. -Nie musisz się bać. Zobacz Olego się nie boisz. -zerka jednym oczkiem na Olego i później na mnie. -Wiesz, że nie pozwolę by stała Ci się krzywda. -Wtula się we mnie tym razem już mniej ale i tak nie schodzi z moich kolan. 

-Ben lulu. - mamrocze więc zaczynam go kołysać w ramionach. 

-Co się dzieje? - pyta Oli nadal przyglądając się mojemu ojcu. 

-Później Ci wytłumaczę.- A w myślach dodaję: Kiedy nie będzie dzieci. Chyba zdaje się mnie rozumieć, bo tylko przytakuje. 

-My powinniśmy iść. -Odzywa się kobieta i pociąga za rękę Dereka. -Myślę, że powinniście odpocząć. Prawda kochanie. 

-Tak. Masz racje.- Przeciera ręką po włosach i przez chwilę się za nie ciągnie. -Przemyśl to o czym mówiliśmy. Przyjadę jutro z rana. -zerka na kobietę. -Albo może lepiej zostanę na noc? 

WillowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz