Przez kolejny tydzień wypracowaliśmy nową rutynę. Codziennie wstawałam wcześnie i szłam na taras pić kawę. Lukas albo smętnie przychodził się przywitać albo po prostu krzyczał z daleka cześć gdy zakładał buty w biegu. I tak był śpiochem, bo oprócz tego jednego razu nie widziałam go wcześniej niż pięć po szóstej. Dzieciaki za to dosypiały do siódmej i nim Kim zdąży się ubrać i ogarnąć, Ben wypija swoją butle oglądając bajki. Przed ósmą maszerujemy ścieżką na śniadanie i zjadamy je w towarzystwie wszystkich domowników.
Z Derekiem ogólnie jest dobrze. No może do momentu gdy zaproponowałam, że zacznę pracę popołudniami po szkole. Na to też się nie zgodził. Twierdzi, że stać go na utrzymanie córki. Tylko, że on nie rozumie mnie. Od długiego czasu nikt się mną nie zajmował, a tym bardziej moim rodzeństwem. Nie jest mi łatwo to wszystko zaakceptować, kiedy już tak bardzo mi pomógł.
Diana za to staje na głowie żeby nasze trójce niczego nie brakowało. Wczoraj przyniosła całą masę paczek i razem z dzieciakami rozpakowywała je w salonie. W większości były to ubrania i kosmetyki. W jednym wielkim pudle były wyłącznie zabawki dla chłopca. Był podekscytowany tak bardzo, że przez trzy godziny nic innego go nie obchodziło. Diana zadbała także o moją garderobę. Miałam już jej powiedzieć, że nie potrzebuję tego ale nie chciałam jej robić przykrości i zmazywać tego wielkiego uśmiechu z jej ust.
Dziś za to przy śniadaniu ja i Kim dostałyśmy książki i cały zestaw przyborów do szkoły. Paula co chwilę powtarzała do Kim, że ona też ma takie same i obie niedługo później zniknęły w jej pokoju. Szykowały się już na poniedziałek do szkoły. Ja za to przeglądałam zagadnienia w książkach i byłam przerażona ilością czekającej mnie nauki.
-Dziś umówiłam Cię do okulisty. -Zerkam na Dianę i Dereka, którzy czekają na moją reakcję.
-To wszystko za dużo. - mówię i sama już nie wiem jak ja się im odpłacę za to wszystko.
-Willow, rozmawialiśmy o tym. -Derek siada obok mnie i z kieszeni wyciąga jakąś kartkę. -Przeczytaj to. -Rozkładam ją i oglądam schludnie spisane w słupkach cyfry.
-Nie wiem na co patrzę.
-To wysokość alimentów gdybym miał je płacić na ciebie przez te wszystkie lata. Sprawdziłem sam jaką powinny mieć wysokość i wyliczyłem ile powinnaś dostać za każdy rok. -marszczę brwi i jeszcze raz przyglądam się cyfrą i tym razem otwieram oczy jeszcze szerzej. -Jeśli nie chcesz przyjmować od nas pieniędzy to stwierdziliśmy, że wpłacimy je na twoje konto. Będziesz sama nimi operować i kupować wszystko to co będziesz potrzebować.
-Ale ja tego nie chcę. - mówię i od razu podaję mu kartkę. -Nie chcę tych pieniędzy. -zła wstaję by odejść.
-To ja już nie wiem co mam robić. Nie chcesz ode mnie nic przyjąć nawet głupich ubrań. -syczy i także wstaje.
-Mieszkam u Ciebie. Czy tobie to nadal za mało? Zrozum to dla mnie więcej niż te cholerne pieniądze! -wykrzykuję i od razu tego żałuję. W pierwszym odruchu mam ochotę się skulić i przyjąć cios. Widocznie nie tylko ja, bo Ben od razu podbiega do mnie i staje za moimi nogami kurczowo je ściskając.
-Ja pierdolę. - słyszę poruszenie krzeseł, a później tylko trzask drzwi.
Otwieram oczy i zerkam na Dianę, która ze łzami w oczach patrzy na nas.
-Przepraszam.
-Willow.
-To przyzwyczajenie. -dukam i zgarniam chłopca w ramiona. Szybko wychodzę na taras by skryć się w naszym domku.
-Wilow poczekaj. -Diana biegnie za mną i zatrzymuje nas na trawniku. -Wiem, że było Ci ciężko przez te lata ale Derek nigdy Cię nie uderzy. Nawet jak będzie bardzo zły. Może krzyczeć ale z pewnością nie podniesie na ciebie ręki ani na żadne z dzieci czy na mnie. Prędzej zrobiłby sobie krzywdę niż nam.

CZYTASZ
Willow
Любовные романыMłoda i piękna dziewczyna stara sobie poradzić z wszystkimi przeciwnościami losu. Jedyne na czym jej zależy to dobro jej młodszego rodzeństwa. Nie patrząc na konsekwencje broni ich własnym ciałem i jest w stanie nawet zaprzedać dusze diabłu byleby i...