Rozdział 19

798 137 14
                                    

Potrzebuję powietrza!

Wciąż tylko jedna myśl uderza w moją głowę ale ciało jej nie słucha. Wręcz biegnę do wyjścia, mijam ludzi ale nawet gdy wychodzę z budynku nic mi nie pomaga. Napełniam płuca świeżym powietrzem ale to nadal nie pomaga. Biorę kolejny wdech. Ból rozchodzi się po moich płucach. Zero efektów. Moje serce wali jak szalone, a umysł pracuje na wysokich obrotach. 

Nogi same mnie niosą. Mijam budynki szkoły i coraz to bardziej przyspieszam. Biegnę przez boisko jakby ktoś mnie gonił. Nie mam już siły. Oddech staje się urywany a ból jest dziwny i nieznajomy. Padam na kolana w cieniu drzewa. Staram się rozkazać mojemu ciału by spokojnie oddychało. Nic z tego nie wychodzi. 

Piter nas szuka. 

Szuka dzieci. 

Zabierze mi Bena i Kimberly. 

Nie mogą wrócić do tego piekła. 

Ja nie mogę wrócić do tego piekła. 

Krztuszę się kolejnym wdechem i zaczynam kasłać. Ciało opada z sił i pali żywym ogniem w klatce piersiowej. 

-Schowaj głowę między kolana. -szorstki rozkaz dociera gdzieś do mnie ale nie jestem w stanie teraz się tym interesować. 

On mi ich zabierze! 

-Do cholery! -krzyczy i czuję szarpnięcie do tyłu. Mój tyłek opada na zieloną trawę a czyjeś ręce popychają moją głowę pomiędzy moje kolana. -Oddychaj spokojnie. Powoli. Wdech i wydech. Myśl tylko o tym. Wdech i wydech. 

Łatwo mówić. Walczę z tym i jedyne na czym staram się skupić to jego rozkazy. Moje ciało posłusznie go słucha. Każdy wdech powoduje ból ale wydech daje ulgę. Czuję jak siada za mną i zaciska nogi na moich. Jego dłoń nadal jest w moich włosach, jednak znika uczucie trzymania, to raczej jakby delikatnie zostały gładzone.   

-Jednak umiesz oddychać. -chwali mnie ale nadal nie puszcza. Po moich policzkach płyną łzy a ból rozdziera ciało. Jednak w tym jednym momencie nic mnie nie obchodzi. 

-Nie mogę wrócić do tego piekła. -łkam i krztuszę się własnymi słowami. -Nie dam rady. 

Dwa ramiona obejmują mnie i przyciągają do twardej piersi. Opieram się o nią i chcę się rozejrzeć ale i tak nic nie widzę przez łzy. Cały świat jest rozmazany, jakby w ogóle nie istniał. 

-Nie wystrasz się. -chłopak informuje mnie po czym wciska na moją głowę słuchawki. Nie muszę długo czekać aż muzyka zacznie w nich grać. Pierwsze uderzenia w struny gitary basowej sprawiają, że się rozluźniam. Znajomy utwór jest tym na czym się skupiam. Od zawsze zastanawiałam się dla kogo śpiewa Dan Reynolds tą piosenkę. Next to me. Każdy interpretuję to inaczej ale jest dla mnie o przyjaźni. Niezniszczalnej. Prawdziwej. Która przetrwa wszystko. 

Piosenka się kończy ale za to zaczyna kolejna. Tym razem moja ulubiona Zombie, They Cranberries. Moje ciało od razu na nią reaguje. Noga zaczyna wybijać rytm a na ustach pojawiają się słowa. Każde z nich wyryte w mojej głowie. Od lat śpiewam ją sama dla siebie. Kiedy jestem sama. Kiedy chcę odreagować. Podobnie działa na mnie Creep zespołu Radiohead, jednak ta piosenka jest raczej na te dni gdzie się łamię. Kiedy nie mam już siły walczyć. Kiedy życie staje się zbyt trudne. 

Nie mam pojęcia jak długo tak siedzę otulona kokonem ciała chłopaka. Piosenki zmieniają się jedna po drugiej, każda daje mi spokój i ukojenie. Znane nuty dają mi namiastkę wolności i szczęścia. Pozwalają się rozluźnić. 

Obracam twarz w prawo tam gdzie na moim ranieniu jest oparta głowa człowieka, który zapanował nad moim dziwnym stanem. Zerkam na spokojną twarz Scotta. Nie mam pojęcia dlaczego tu jest. Nie chcę nawet myśleć dlaczego poszedł za mną. Nasza znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze. Mogę być jedynie wdzięczna, że to zrobił. 

WillowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz