13'fatalne zauroczenie'

777 52 193
                                    

Nigdy wcześniej nie myślałem nad tym, kto tak naprawdę mi się podobał. Zawsze byłem raczej skupiony na tym, aby przetrwać każdy kolejny dzień w sierocińcu i wyjść z tego miejsca żywym, więc myślenie o tak trywialnych rzeczach jak dziewczyny i randki, było po prostu niedorzeczne, a wręcz najmniej znaczące. Same nauki kościoła, oraz środowisko chrześcijańskie w którym się wychowywałem, sprawiały też sprawę jasno, więc nie miałem jakby innego myślenia, że mężczyzna mógł być tylko z kobietą i na odwrót. Inaczej był inny, odchodzący od normy, a co najważniejsze, grzeszył i czekało go jedynie wieczne potępienie. Do tej pory sądziłem, że raczej byłem aseksualny, bo unikałem jak mogłem jakiejkolwiek bliskości, niezależnie od płci, a dotyk drugiej osoby jakby mnie parzył. Nie lubiłem tego, więc też nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałem, a wręcz pasowało mi bycie samemu, tak było po prostu najbezpieczniej.

Wszystkie uczucia jakie miałem w sobie dotychczas, nie były zbyt pozytywne. Raczej mógłbym je określić mianem chronicznej zgorzkniałości. Nie widziałem w sensu w tym, aby zachwycać się czymś tak głupim jak dostawania kartek na walentynki, albo chodzenie do kina tylko po to, żeby się tam obściskiwać. Zawsze patrzyłem na to z obrzydzeniem, oraz poniekąd współczuciem dla tych biednych ludzi, którzy nie mieli pojęcia, że to nie była miłość, a jedynie zmiany chemiczne, które zachodziły w ich mózgach. Okres zakochania trwał dokładnie dwa lata i kilka miesięcy. Zawsze wyobrażałem sobie jacy musieli być zawiedzeni, kiedy ich kolorowa bańka pryskała, a z ich wielkiego uczucia, nie pozostawało kompletnie nic. Nie byłem też zazdrosny, jak zawsze wypominał mi Ethan, bo byłem po prostu świadom, jaki to był stek bzdur, który zawsze ostatecznie kończył się cierpieniem. Dlatego też nie byłem nigdy zainteresowany jakimiś śmiesznymi związkami, czy romantycznymi relacjami. Doskonale czułem się sam, nie musząc się martwić niczym i nikim, oraz analizować każdą swoją myśl, czy uczucie. Byłem zamknięty w swojej bezpiecznej bańce i o niczym tak nie marzyłem, jak pozostać w niej na zawsze.

Ale to było do czasu.

Do czasu, aż na każdy uśmiech Nicholasa nie zacząłem czuć dziwnych sensacji w brzuchu, a kiedy widziałem choć kawałek jego nagiego ciała, cały oblewałem się gorącym rumieńcem i nie mogłem oderwać od niego wzroku. Kiedy pochylał się nade mną, albo stawał za blisko, moje ciało zaczynało drżeć i jakby magnetycznym przyciąganiem jego ciała, pragnąłem go dotknąć, przytulić, albo zrobić po prostu cokolwiek innego, czego nawet sam przed sobą się wstydziłem. Nie wiedziałem co się ze mną działo i dlaczego tak reagowałem. Te wszystkie uczucia były mi kompletnie nieznane, a ja tego nie znosiłem, bo nienawidziłem nie mieć kontroli nad sobą i swoim życiem. Czułem jak moje zdradzieckie ciało, kompletnie odrywało się spod władz jeszcze czasami racjonalnych myśli i jakby z boku przyglądałem się, jak bardzo żałosny się stawałem.

Dusiłem te uczucia w sobie tak bardzo, że czasami czułem wręcz wewnętrzny ból, więc w końcu nie zamierzałem dalej ze sobą walczyć, za długo to robiłem. W końcu to nie ja byłem swoim wrogiem, tylko inni, więc dalsze wewnętrzne męki były wręcz niepotrzebne. Wiedziałem, że dojście do takiego stanu rzeczy było bolesne, bo chociaż nie chciałem tego w sobie, to chyba w końcu nadszedł ten czas, abym się z tym pogodził. Całowałem kilka razy dziewczyny, za każdym razem praktycznie pod przymusem, albo presji społeczeństwa, czy żeby nie zrobić im przykrości. Nigdy jednak nie czułem żadnej przyjemności, a chociaż ich usta były niezwykle miękkie i delikatne, to za każdym nie podobało mi się to tak, jak normalnemu chłopakowi powinno. Unikałem tego jak mogłem, nie chcąc ponownie doświadczać czegoś, co robiłem wbrew sobie i chociaż przez cały ten czas wymawiałem sobie, że to też było w porządku, bo musiałem jedynie poczekać na tą jedyną, jak to zawsze wszyscy wokół mi wmawiali.

W końcu faktycznie znalazłem, ale nie była to śliczna dziewczyna, a mężczyzna i to jeszcze na dodatek taki, z którym nie powinienem mieć nic wspólnego, a tym bardziej poczuć do niego coś głębszego. Gdyby nie był nim Nicholas, tylko jakiś naprawdę miły i normalny facet, może aż tak bardzo bym tego nie przeżywał i po prostu zaakceptował fakt, że ostatecznie wolałem mężczyzn, a kobiety w ogóle mnie nie interesowały. Zacząłbym chodzić na randki i poznawać nowych ludzi, a może ewentualnie w końcu znalazłbym chłopaka, z którym to byłbym szczęśliwy, a moja całe życie skrywana seksualność, nie byłaby tak straszną i traumatyczną rzeczą.

Nepenthe | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz