7'nieustanne bitwy'

839 60 80
                                    

Przez ostatnie dwa tygodnie nie mogłem nawet spojrzeć na Nicholasa, bo za każdym razem kiedy to robiłem, przypominałem sobie ostatnią sytuację. Nie tylko tamtego pobitego mężczyznę, całego zalanego krwią, leżącego bezbronnie na podłodze, ale też to, jak agresywnie brunet zachował się względem mnie. Tamta sytuacja wywoływała we mnie jedynie uczucie bezradności i bezsilności, tego, że stałem praktycznie sparaliżowany strachem, czekając tylko na to, że byłbym następny. Przypomniało mi to te wszystkie wydarzenia z mojego życia, o których tak usilnie starałem się przez lata zapomnieć. Nienawidziłem go za to, że ponownie przywołał we mnie tę wersję, której tak usilnie starałem się pozbyć i prawie mi już się to udało, ale ten jeden epizod wystarczył, abym ponownie poczuł się jak dziecko, ciągle wyczekujące na jakieś zagrożenia ze strony swoich oprawców.

Raz przeważała we mnie ogromna złość na bruneta, jak on śmiał mnie tak traktować, oraz innych i nic nie czuć, nie mieć nawet żadnych wyrzutów sumienia, ani nawet przebłysku, że zrobił coś złego. A wiedziałem, że nie czuł nic z tych rzeczy, bo nie odezwał się do mnie ani słowem na temat tamtego wydarzenia na pokazie, chociaż ja, jak jakiś skończony głupiec, czekałem na przeprosiny z jego strony. Wystarczyła mi nawet odrobina skruchy, czy po prostu zwykłego wytłumaczenia, jednak nigdy się tego nie doczekałem. Brunet natomiast cały czas zapraszał jakiś swoich znajomych i wszyscy ci mężczyźni, byli dokładnie tacy sami jak on. Rozmawiali jedynie o tym, jak dużo udało im się zaliczyć dziewczyn w przeciągu tygodnia, czy przechwalali się innymi rzeczami, które dla normalnego człowieka, były jedynie odrażające. Słuchałem tego wszystkiego z obrzydzeniem, patrząc na okrutnie roześmianą twarz Nicholasa, który najwyraźniej świetnie się bawił, sam dzieląc się swoimi doświadczeniami i wymyślał jakieś niepokojące gierki psychologiczne. Ja jedynie serwowałem im alkohol, biegałem cały czas po papierosy i spełniałem inne zachcianki, bo najzwyczajniej w świecie, bałem się postawić brunetowi, chociaż tak bardzo zarzekałem się sam przed sobą, że nie dam sobą pomiatać. Jednak miałem na tyle wysoki instynkt samozachowawczy, iż wiedziałem, że to jedyna opcja, aby przetrwać to wszystko.

Nicholas natomiast w ogóle nie zwracał na mnie uwagi, tak samo jak reszta jego kolegów, nie zaszczycił mnie ani jednym spojrzeniem. Byłem mu za to poniekąd wdzięczny, bo również nie chciałem na niego patrzeć, oraz co najważniejsze, sprowokować w jakiś sposób, by mógł spełnić swoją groźbę.

Kiedy jednak mijała mi faza złości i obrzydzenia, napływała do mnie później niezwykle ciężka fala smutku i rozczarowania. Były to jedyne momenty, kiedy zerkałem potajemnie na bruneta, chcąc zobaczyć w nim jakąś cząstkę dobra, której zawsze szukałem w każdym człowieku. Mogłem patrzeć jednak minutami, lekko wtedy odpływając, jednak jego fizycznie piękna twarz była tylko fasadą i złudzeniem. Jego zimne i złe spojrzenie, oraz okrutny uśmiech oszpecały całe to piękno, pozostawiając jedynie obraz demona, cieszącego się z zadawania cierpienia innym. Wiedziałem, że byłem jedyną osobą, która to widziała. Nikt inny wydawał się nie zwracać na to uwagi, jakby okrucieństwo i zło było czymś normalnym, a wręcz pożądanym.

Może byłem na to aż tak bardzo wyczulony i widziałem rzeczy, których nikt inny nie widział, dlatego, że wychowywałem się w katolickim środowisku. Siostry zakonne codziennie powtarzały nam, że zło czai się wszędzie i musimy się go strzec za wszelką cenę, zwłaszcza, że diabeł nie zawsze był brzydki i okrutny, a często przybierał piękną i czarującą postać. Dlatego ważnym było, żeby zachować czujność zawsze – dniem i nocą, kiedy świeciło słońce, ale również kiedy padał deszcz i była straszliwa burza. Siostra Gertrude była szczególnie zafascynowana tym tematem, ale jak to bywało z fascynacją, często w parze z nią szedł również ogromny strach. Miała w zwyczaju codziennie przed snem święcić wszystkie dzieci, sypała sól w każdym przejściu i odprawiała codziennie modlitwę do Świętego Michała Archanioła, szaleńczo bijąc się w pierś i głośno nawołując Boga i innych świętych. Mawiała, że nigdzie nie można czuć się bezpiecznym, a Zły czaił się na nas w każdym kącie.

Nepenthe | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz