tw: porwanie, napaść, grożenie bronią, próba morderstwa
Czasami balansowałem pomiędzy snem, a rzeczywistością i nie wiedziałem która była dla mnie bardziej słodka i piękna. Nie chciałem jednak myśleć za dużo, zwłaszcza nad rzeczami trudnymi i skomplikowanymi, bo zdążyłem zrozumieć, że jeśli za bardzo się nad tym zastanawiałem i wszystko roztrząsałem, to nigdy nie kończyło się to dobrze. Dlatego starałem się nie myśleć i po prostu żyć, ciesząc się tym, że mogłem porównać moje marzenia senne do tego, co działo się każdego dnia, już po przebudzeniu. Byłem szczęśliwy, tak bardzo szczęśliwy jak nigdy i nie myślałem, ba, nawet nie marzyłem, że mógłbym kiedykolwiek być. Jednak byłem i z tego powodu na mojej twarzy rozkwitał szczery uśmiech za każdym razem, kiedy budziłem się w ramionach Nicholasa, zasypiałem utulony przez jego satynowe pocałunki, a moje łóżko nigdy nie było już puste.
Minęło kilka wspaniałych miesięcy, odkąd byliśmy razem i nie mogłem się nadziwić, kiedy to minęło, bo cały czas miałem wrażenie, jakby przeminął dopiero tydzień, albo kilka dni. I chociaż mijały miesiące i pory roku się zmieniały, to moje uczucia do Nicholasa pozostawały niezachwiane, a odczucia kiedy mnie dotykał i całował, były tak samo silne, jak za pierwszym razem. Musiałem więc zwątpić w popularną teorię miłości, mojego ulubionego profesora psychologii i nauk humanistycznych, dotyczącą długości jej trwania, bo czułem jak moja własna miłość do Nicholasa, cały czas się we mnie tliła, a raczej wybuchała jak wielki ogień, ocieplając mnie i pomagając mi przeżyć. I chociaż wciąż byłem bardzo emocjonalny w tej kwestii, a w mojej głowie zasiewały się cały czas wątpliwości, jak jakieś chwasty, to nie byłem sam. Wiedziałem, że nie byłem i dlatego się nie bałem, bo tak długo jak Nicholas był przy mnie, nic nie mogło mnie zranić, dlaczego uczepiłem się tej myśli tak kurczowo, jakby dosłownie zależało od tego moje życie. Czasami jednak, kiedy byliśmy sami i tylko wtedy mogliśmy być sobą i okazywać sobie swoje uczucia, odczuwałem dziwne wrażenie, że nasza miłość, jest małym, słodkim sekretem. Sekretem, o którym mogą wiedzieć tylko dwie osoby i tylko te osoby, zabiorą tę tajemnicę do grobu.
Nie chciałem być irracjonalny w swoich obawach, jednak czasami wydawało mi się, że Nicholas myślał tak samo intensywnie jak ja i tylko czasami miałem wrażenie, jakbym dokładnie wiedział, co chodziło mu po głowie. Wystarczyło jedynie kilka słów, aby otworzyła się pomiędzy nami jakaś wielka przepaść, a my niczym mrówki, byśmy w nią wpadli. Albo jeden z nas. Czekałem więc jakby w gotowości, sam nie wiedząc na co dokładnie. Może aż tak bardzo nie byłem przyzwyczajony do szczęścia i spokoju w moim życiu, że podświadomie wiedziałem, iż to nie mogło za długo trwać. Nie tak było skonstruowane życie, a zwłaszcza moje.
Tylko momentami mogłem sobie pozwolić na chwilę wytchnienia, w tym niespokojnym oczekiwaniu na jakieś nieszczęście, a moim wybawieniem i spokojem był Nicholas. Kiedy widziałem jego piękną i nieobleczoną żadnym zmartwieniem twarz, a zieleń jego szmaragdowych tęczówek była tak ciepła, że cały momentalnie się rozluźniałem, zapominałem o czymkolwiek złym. Kiedyś byłem przekonany, że jego cała osoba była jak jakaś silna trucizna, która nawet z niewielkim kontaktem z organizmem, potrafiła doszczętnie zniszczyć całe ciało i wnętrze. Zrozumiałem jednak, że tak jak każdy lek, niewłaściwie zastosowany, to logicznym było, że źle działał, a wręcz zagrażał życiu i zdrowiu. Kiedy nauczyłem się jak odpowiednio stosować i aplikować jego wnętrze, w to swoje, dopiero wtedy zrozumiałem, że brunet był tak naprawdę moim antidotum. Był jak silna dawka adrenaliny, która w czasie nanosekundy zmusiła wszystkie moje organy do ponownej pracy, a jednocześnie był jak valium dla mojej duszy, dając mi spokój i bezpieczeństwo.
Wiedziałem jednak, że nie mogłem być przy nim cały czas, a moje zachowanie robiło się czasami tak obsesyjne, że aż bałem się samego siebie, a raczej tego, jak bardzo zależny stałem się od jednej osoby, gdzie kiedyś było to dla mnie nawet nie do wyobrażenia. Próbowałem się zmienić, trzymać twardo ziemi, a nie uciekać gdzieś w przestworza, gdzie albo wybiegałem w zbyt piękne i wyidealizowane fantazje, albo wręcz odwrotnie, stwarzałem już tak czarne scenariusze, że aż były one nieprawdopodobne. Nie chciałem aby moje życie było znaczące tylko wtedy, kiedy Nicholas w nim był. Czasami jednak miałem wrażenie, że już dawno poświęciłem wszystko, a zwłaszcza całego siebie dla niego, niczym jakaś krwawa ofiara, którą Abraham złożył w Starym Testamencie dla swojego wielkiego i strasznego Boga.
CZYTASZ
Nepenthe | boyxboy
RomanceLouis Dark nigdy nie przepadał za ludźmi posiadającymi zbyt dużą władzę, bo nie wiadomo było co się można po nich spodziewać. Chyba, że problemów. Kiedy zostaje zatrudniony jako asystent światowej sławy modela, nie potrafi pojąć jak do tego w ogóle...