4'bohaterzy i złoczyńcy'

887 60 77
                                    

Nigdy nie uważałem się za dobrą, czy wartościową osobę, nie wiedziałem jednak od czego bardziej to zależało – od wychowania chrześcijańskiego, czy też przez wpajanie mi tego przez lata, zarówno przez moich rówieśników, jak i osoby dorosłe. Nauki kościoła przeważnie przesiąknięte były ogromnym poczuciem winy, nieczystości oraz grzeszności, nic więc dziwnego, że obraz człowieka oraz ogólnego gatunku ludzkiego, nie kreował mi się zbyt pozytywnie. Tak też zawsze się jako takiego postrzegałem – żałosnego i słabego człowieka, którego będzie czekało jedynie gorące piekło, jeśli nie przestanie grzeszyć. Wiedziałem natomiast, kim nie chciałem być, niezależnie od tego czy byłem wierzący, czy też nie. Niczego tak bardzo nienawidziłem jak okazywania słabości i robienia z siebie ofiary, a taki właśnie byłem kilka lat temu. Kiedy myślałem o osobie, którą byłem jako dziecko i nastolatek, jawiła mi się jako ktoś bardzo odległy, jakbym nie był to nawet ja, tylko przypadkowy przechodzień na ulicy, o którym zapominałem po kilku sekundach.

Ethan zawsze powtarzał, że powinniśmy zapomnieć o tym kim byliśmy i co nas spotkało, żeby w spokoju móc ruszyć dalej i żyć, będąc wolnym od traumatycznych wspomnień. Był to jednak ckliwy bełkot, a mój przyjaciel był niepoprawnym optymistą, a ja nie zwracałem uwagi na jego pseudo duchowe mądrości. Niemożliwym było zapomnieć o przeszłości, a zwłaszcza takiej, która odcisnęła zbyt bolesne piętno na całej reszcie mojego życia – już na zawsze. Jednak w tym jednym musiałem przyznać rację Ethanowi, trzeba było ruszyć dalej, a nie rozpamiętywać ciągłe krzywdy, które tylko zatrzymywały nas od pierwotnego celu.

Może byłem słaby i żałosny, ale tego nie mogłem sobie odebrać, że pomimo wszystko, mój upór i chęć wygranej zawsze były silniejsze niż cokolwiek innego co odczuwałem. Tylko jeden raz w życiu pozwoliłem sobie na tymczasową przegraną, myśląc, że więcej już nie dam rady udźwignąć, jednak to wszystko było złudne i tymczasowe. Podniosłem się i tym razem idąc za radą Ethana, nałożyłem na swoją twarz maskę, która pozwoliła mi zapomnieć o tym, jaki kiedyś byłem i co zrobiłem, a jedyne co miałem w głowie, to nieustanna walka i chęć tego, aby za wszelką cenę wygrać. Czasami jednak, kiedy miałem za dużo czasu na rozmyślanie, zastanawiałem się z kim w ogóle walczyłem i co dokładnie chciałem temu wyimaginowanemu komuś udowodnić. Sam tego nie wiedziałem.

Minął już miesiąc mojej pracy dla Nicholasa i nawet nie zauważyłem, kiedy ten czas tak szybko minął. Jak bardzo nie znosiłem bruneta i tego jak mnie traktował, to czasami byłem mu wdzięczny, że swoim paskudnym charakterem zastąpił mi tę osobę, której potrzebowałem nienawidzić i z nią walczyć. Dawało mi to dziwne poczucie, że Nicholas był złoczyńcą, którego musiałem pokonać, aby nastąpiła symboliczna harmonia i spokój. Zawsze musiałem mieć kogoś, komu mógłbym udowodnić swoją siłę i nieugiętość, a mężczyzna był w tym idealny – im bardziej źle i wrednie mnie traktował, tym bardziej napędzał moją chęć przeciwstawienia się tej tyranii.

Był środek tygodnia, a ja wyjątkowo miałem dzisiaj przyjść o dwunastej do gabinetu bruneta, więc mogłem w spokoju się wyspać i spędzić spokojnie poranek. Odkąd dostałem leki nasenne, nie miałem już żadnych problemów z zasypianiem i nie nękały mnie żadne koszmary. Budziłem się wypoczęty, co przyjąłem z ulgą, a wręcz brak zmęczenia sprawił, że byłem bardziej entuzjastyczny do wykonywania swoich codziennych obowiązków i znoszeniu Nicholasa. Nigdy bym tego nie wypowiedział na głos i rzadko kiedy dopuszczałem do siebie takie myśli, ale czułem pewnego rodzaju przywiązanie do mężczyzny. Nienawidziłem go przez większość czasu, jednak były pewne bardzo rzadkie momenty, kiedy to udawało nam się normalnie porozmawiać, bez całej tej złości i chłodu, którymi przepełnione były najczęściej nasze wspólnie spędzone dni.

Dostałem też rano na maila dwa certyfikaty, z owych kursów na które uczęszczałem przez ostatnie cztery tygodnie. Spojrzałem na nie niemal z dumą i z małym uśmieszkiem ruszyłem do gabinetu szefa. Nie chciałem za bardzo się z tego cieszyć, ot co, dostałem dyplom, jednak była to kolejna rzecz, która utwierdzała mnie w przekonaniu, że może jednak nie byłem aż taki beznadziejny, jak sądziłem. Przecież każdy cieszył się z jakiejkolwiek nagrody, którą dostał za swoje trudy, a ja nie byłem wyjątkiem. Chciałem powiadomić o tym Nicholasowi, z nadzieją, że od tego momentu brunet zacznie traktować mnie poważniej. Oczywiście nie byłem żadnym znawcą w dziedzinie mody i daleko mi było do tego, jednak nauczyłem się wielu rzeczy i zamierzałem pokazać swoją nowo nabytą wiedzę. Zapukałem do drzwi, ale nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, jednak wzruszyłem ramionami i wszedłem, sądząc, że ten nie słyszał.

Nepenthe | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz