16'lot Ikara'

783 55 242
                                    

tw: zażywanie narkotyków

Jeśli ktoś kiedykolwiek by mnie zapytał, jak najczęściej czułem się przez większość życia, prawdopodobnie nic bym nie odpowiedział, bo za bardzo wstydziłem się tego, że nigdy prawdziwie nie żyłem, a jedynie starałem się przetrwać każdy dzień, z nadzieją, że każdego kolejnego jednak bym się nie obudził. Nigdy nie miałem za dużo czasu na rozmyślanie o tym, albo przeanalizowaniu swojej sytuacji, więc wcześniej jakoś mi to nie przeszkadzało. Jasne, nienawidziłem tego, że inni żyli pełnią życia, a ja leżałem w łóżku każdego dnia, jak i nocy, albo wypruwałem sobie dosłownie żyły, żeby jakoś dotrwać do końca i wraz z zachodem słońca nie zginąć. Przyzwyczaiłem się do tego i chociaż nie podobało mi się to, nie miałem nawet szans, aby cokolwiek zmienić.

Zawsze zapierałem się sam przed sobą, że byłem wolnym człowiekiem i nikt nie miał żadnego prawa, aby mną sterować, ale to i tak zawsze się działo, czasami wbrew mojej woli, ale najczęściej pod pełnym przyzwoleniem z mojej strony. Nienawidziłem tych wszystkich ludzi, którzy byli niczym lalkarze w teatrze, sterując swoimi kukiełkami, a ja oczywiście byłem jedną z nich, bo cały czas czułem niemal obezwładniający strach, co by się stało, gdybym się zbuntował. Moje obawy były słuszne, bo kiedy faktycznie zerwałem te wszystkie niewidzialne sznurki, wtedy zobaczyłem, że miałem o wiele większą władzę, niż kiedykolwiek bym posądził siebie o coś takiego.

Nie mogłem w to uwierzyć, że pozwalałem tak długo wszystko w sobie dusić i praktycznie zabijałem się każdego dnia, nie pozwalając w pełni żyć. Nie bałem się już tego, a wręcz czułem, że nawet jeśli czekał mnie z tego powodu jakiś ból lub cierpienie, zamiast łez z moich oczu, wybuchnąłbym jedynie śmiechem i wziął po prostu jakąś tabletkę przeciwbólową. Nie potrzebowałem nawet już snu, bojąc się, że to wszystko by przeminęło, gdybym zamknął oczy chociaż na chwilę. Wiele osób mogłoby mi powiedzieć, że tak naprawdę jedynie śniłem, ale nie, doskonale zdawałem sobie sprawę, że dopiero teraz się obudziłem.

Do tej pory sądziłem, że zawsze byłem nieodpowiednią osobą, która dziwnym trafem pojawiała się w jeszcze bardziej nieodpowiednich miejscach, a przez to czułem się niepasujący do nikogo i niczego. Za każdym razem, kiedy moje serce niebezpiecznie drgało i zaczęło rosnąć niczym szklana kula, wtedy ja wznosiłem się za wysoko jak na moje możliwości, a ono pękało na milion drobnych kawałeczków. W tej chwili już tego nie odczuwałem, było wręcz przeciwnie, nie potrzebowałem już do niczego mojego serca, a kiedy w końcu ono przestało reagować, nawet wtedy kiedy spadałem, jakaś dziwna siła i tak ciągnęła mnie do góry. Prawie jakbym był Ikarem, ale moje skrzydła były bardziej wytrzymałe, wykonane wyłącznie ze stali.

Nie wiedziałem dlaczego tak nagle wszystko mi się przestawiło i zamiast myśleć i czuć się jak najgorsza porażka na świecie, pierwszy raz w życiu czułem się, jakby mógł zrobić dosłownie wszystko. Jakby żaden śmieszny i wyimaginowany Bóg wcale nigdy nie był mi potrzebny do osiągnięcia czegokolwiek, bo tak naprawdę sam sobie nim byłem. Żałowałem jedynie, że tak długo zajęło mi pojęcie tego i pozwoliłem dać sobą kierować przez religijną sektę, podporządkowując się pod reguły tyranów, którzy pod niebiańską postacią Boga, mogli zrobić z ludźmi wszystko, dla swoich chorych pobudek. Nie dałbym już nigdy pozwolić na to, aby inni kierowali moim życiem i to jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że dopiero teraz prawdziwie się obudziłem, a wszystkie poprzednie lata były snem.

Nic się aż tak bardzo nie zmieniło się, jedynie moje nastawienie, bo każdego dnia robiłem praktycznie to samo, w związku z moją pracą, ale nawet ona przestała być dla mnie obowiązkiem, a zaczęła być bardziej przyjemna. Miałem wrażenie, że im więcej się uśmiechałem i śmiałem, to Nicholas był bardziej skłonny do odwzajemnienia tego, jakby aura jaką wokół siebie roztaczałem, była naprawdę istotna, a nie jedynie wymysłem pseudo duchowych motywatorów. Nie mogłem jednak tego powstrzymać, odzyskana kontrola sprawiła, że po prostu byłem szczęśliwy i jedyne co chciałem robić, to śmiać się, a nie patrzeć na wszystko krytycznym wzrokiem. Świat stał się o wiele bardziej jasny, co było kompletną odwrotnością tego, jaki naprawdę był, bo nastała całkowita jesień, a listopad w Londynie tonął jedynie w szarościach i ogromnych kałużach. Nie potrzebowałem jednak słońca, aby widzieć wszystko w niemal neonowych barwach, bo jasność była po prostu we mnie.

Nepenthe | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz