24'nieodwracalne słowa'

683 39 83
                                    

scena erotyczna

Zawsze uważałem, że byłem zbyt dumny na miłość. To uczucie zawsze kojarzyło mi się z głupotą ludzką i wmawianiem sobie stanów, które były jedynie zmianami chemicznymi w mózgu. Wiara chrześcijańska w której byłym wychowywany uważała ją za najwyższą i najważniejszą wartość, ale nigdy tak naprawdę jej nie doświadczyłem, więc też w nią nie wierzyłem. Nie miałem żadnych wzorców, ani ze strony mamy, kiedy jeszcze żyła, a pobyt w sierocińcu jeszcze bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, że miłość była jedynie wytworem czyjejś bardzo wyimaginowanej wyobraźni. Nie zawsze taki byłem, bo będąc dzieckiem, naturalnym było, że potrzebowałem tego tak jak każde inne dziecko, jednak z upływem lat stawałem się coraz bardziej zimny i zamknięty. W końcu dotarłem więc do krytycznego punktu, gdzie przestałem się łudzić, że cokolwiek lub ktokolwiek byłby w stanie zmienić moje nastawienie.

Jednak w końcu coś zaczęło się we mnie zmieniać, a po wielu latach upartego trwania w moim gorzkim przeświadczeniu, że miłość nie istniała, to kiedy zamykałem teraz oczy, jedyne o czym mogłem myśleć, to o Nicholasie. Kiedyś go za to nienawidziłem, że obudził we mnie te wszystkie uczucia, których nie chciałem mieć w sobie i zatruł mnie nimi, niczym śmiertelną trucizną, która zabijała mnie powolnie każdego dnia. Nie zauważyłem jednak, kiedy z punktu wyjściowego, który był wręcz krytyczny, w którym się nienawidziliśmy, przeszliśmy do innego, w którym z początkowej nienawiści nie zostało nic, a na jej miejsce weszły autentyczne uczucia. Wciąż czasami nie rozumiałem tego wszystkiego co się pomiędzy nami działo i usilnie starałem się znaleźć coś złego, co przywróciłoby mnie do rzeczywistości, ale nie potrafiłem już tego znaleźć, nie ważne jak mocno szukałem. Kiedy staliśmy obok siebie, patrząc sobie w oczy, a nasze ciała były ze sobą złączone, niczym związane jakąś niewidzialną liną, musiałem w końcu odpuścić.

Każdej nocy trzymałem dla niego swoje nogi szeroko otwarte, już więcej się nie zapierając i tylko w tych momentach mogłem całkowicie zapomnieć o swoim skażonym sercu, które pomimo trucizny, która wciąż pompowana była razem z moją krwią, jakoś dalej działało. Nigdy nie byłbym w stanie wypowiedzieć jako pierwszy tego co czułem, cały czas walcząc ze sobą i jakoś to przezwyciężając, ale coraz trudniej było mi wytrwać, kiedy jedyne czego chciałem, to wyrzucić to z siebie. Byłem w nim trochę zakochany, ale tylko pod warunkiem, że on byłby we mnie, inaczej dalej zamierzałem się zapierać, że wcale tak nie było. Jednak czasami porzucałem swoją dumę i musiałem się z tym pogodzić, w tych rzadkich momentach słabości, że nawet jeśli Nicholas nie odwzajemniał moich uczuć, to ja wciąż go kochałem, bardziej niż powinienem.

Czasami sobie myślałem, że byłbym w stanie zrobić dla bruneta naprawdę wiele, jak nie wszystko, o co tylko by mnie poprosił. Nawet jeśli kazałby mi wspiąć się na wysoką górę, a później z niej zeskoczyć. Nawet jeśli miałbym nacisnąć przycisk, detonujący jakąś bombę. A nawet, jeśli kazałby mi wziąć do ręki swój pistolet i pociągnąć za spust. Gdybym tylko miał pewność, że zostałby ze mną do końca i na zawsze, a chociaż sam nawet nie wierzyłem w to, że coś trwałoby w nieskończoność, to tego właśnie pragnąłem dla nas. Mógłbym zrobić wszystko, jeśli byliśmy razem, jeśli byłby tylko on i ja. Czasami chciałem go wręcz błagać, żeby ze mną został, nawet jeśli nie na zawsze, to chociaż trochę dłużej. Byłem w stanie dać wszystko, nawet swoje życie, żeby go mieć.

Nie mogłem jednak ostatnimi czasy skupiać się na swoich czarnych myślach, które wciąż mnie nawiedzały, bo kiedy tylko widziałem Nicholasa, wszystko momentalnie ustępowało. Samo spojrzenie na niego sprawiało, że cały się rozpływałem i tonąłem w jego szmaragdowych oczach, które wciąż były niezwykle intensywne, ale było w nich zadziwiająco dużo ciepła. Minęły już prawie dwa miesiące, odkąd pocałował mnie pierwszy raz, a ja wciąż nie mogłem przyzwyczaić się do faktu, że jego usta całowały te moje i za każdym razem kiedy to robił, czułem się jak za pierwszym razem, jakby nic nie było w stanie mnie już skrzywdzić. Wciąż jednak byliśmy sobą, a za dnia musieliśmy dalej udawać przed innymi, że było jak dawniej. Często się nie zgadzaliśmy, kłóciliśmy, nasze spojrzenia były sarkastyczny, a docinki tak samo wredne i wyrafinowane, jak na początku. I może pomyślałbym, że faktycznie nic się nie zmieniło, że wciąż toczyliśmy ze sobą jakąś nienazwaną wojnę, jednak kiedy patrzyłem na złośliwy uśmiech Nicholasa, to później te same złośliwe usta, nocą dotykały moich tak delikatnie i czule, że byłem pewny, iż jakaś zmiana jednak nastąpiła.

Nepenthe | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz