20'(nie)szczęśliwe święta'

705 55 208
                                    

tw: myśli samobójcze, okaleczanie, wzmianki o przeszłej próbie samobójczej

Wiedziałem, że nie było to dobrym pomysłem, abym zostawał sam ze sobą – byłem w stanie zrobić wszystko i nic mnie już praktycznie nie powstrzymywało. Żadna racjonalność, żadne logiczne przesłanki, żadni ludzi. Tylko ja sam, zamknięty w czterech ścianach tego chłodnego nie i zatęchłego pokoju, ciągle bombardowany ogłuszającymi wręcz myślami i ogromem negatywnych uczuć, które we mnie były. Nie miałem nawet gdzie uciec, bo gdziekolwiek bym nie poszedł, nie uwolniłbym się nigdy od głównego winowajcy mojego stanu, czyli samego siebie. Tak bardzo nienawidziłem się w tym momencie i chociaż z reguły starałem się sobie wybaczać i być wyrozumiały, nie mogłem przecież być wiecznie miły dla kogoś, kto cały czas stwarzał problemy.

Pamiętałem bardzo dokładnie, jakie były nauki kościoła i co tak namiętnie powtarzał zawsze ksiądz na kazaniach – Bóg dał nam wolną wolę, ale nie po to, żebyśmy czynili złe rzeczy, ale wykorzystali ją mądrze. Prawdopodobnie mówił tak, żebyśmy przestali ciągle grzeszyć i nieustannie chodzić przez to do spowiedzi, ale nikt i tak go nie słuchał. Były to tylko jakieś mrzonki, w które wierzył jedynie stary proboszcz. Jeśli jednak mówił wtedy prawdę, a chrześcijański Bóg naprawdę istniał, przeklinałem go w tym monecie, że naprawdę dał mi wolną wolę. Już wolałem żeby jakiś nadnaturalny byt o mnie decydował, niż ja sam, bo wszystkie decyzje jakie podejmowałem na przestrzeni całego życia, nie zaprowadziły mnie nigdzie. Nigdy nie powinienem dostać tej szansy, jaką był wolny wybór, bo moje wybory, były najgorszymi jakich mogłem dokonać. Jeśli kiedykolwiek myślałem, że byłem mądry i wszechwiedzący, to omyliłem się pod tym względem w każdym aspekcie.

Ksiądz proboszcz miał wtedy rację i był on naprawdę rozumnym człowiekiem – tylko ci, którzy wiedzą jak mądrze wykorzystać swoje przywileje, powinni mieć prawo podejmować decyzje i decydować o swoim życiu. Cała reszta ludzkości powinna mieć to surowo zabronione, bo wyrządzała jedynie krzywdę innym ludziom, jak i samym sobie. Ja należałem niestety do tych drugich – nigdy nie powinienem mieć tej władzy, była ona za duża i ledwo ją udźwigałem, ostatecznie kompletnie się poddając i upadając niemal na kolana. Żałowałem nawet, że nie było tutaj żadnego krzyża, albo podobizny Jezusa, bo chociaż nie do końca wierzyłem, chciałem błagać Boga, aby mi pomógł, bo naprawdę nie wiedziałem już, co miałem robić.

Nie byłem jednak już w sierocińcu i nie musiałem tego robić. Chociaż modlitwa zawsze dawała mi pewnego rodzaju ukojenie i nadzieję, mając ogromne zaufanie do tego, że Bóg naprawdę wysłucha moich próśb i wyciągnie mnie z mrocznej otchłani, w jakiej zawsze tkwiłem. Moja nadzieja jednak, zawsze zostawała mi boleśnie odbierana – nigdy nie dostałem odpowiedzi, na którą czekałem całymi dniami i nocami. Tym razem, również musiałem się z tym pogodzić, że nikt mi nie pomoże. Najgorsze było jednak to, że nie miałem wsparcia nawet w samym sobie. Sam również nie potrafiłem sobie już pomóc.

Wiele razy się tak czułem – jakby nic dobrego już mnie miało nie czekać. Miałem przeświadczenie, jakbym był najbardziej samotnym i opuszczonym człowiekiem na świecie, którego nikt nie rozumiał, bo nie potrafiłem nawet ubrać w słowa to, jak się czułem. Moje stany depresyjne stale były niezwykle intensywne i mroczne, ale zawsze jakoś z nich wychodziłem. Teraz czułem się jednak inaczej, wiedząc, że wszystko było tylko i wyłącznie moją winą. Byłem jednym wielkim głupcem, myśląc, że kiedykolwiek uda mi się wyjść z tej mrocznej otchłani własnych myśli, uczuć, toksycznych wspomnień i własnych demonów. Często budziłem się w nocy z krzykiem, bo nawet w snach nie miałem wytchnienia, a moja podobizna zawsze wykrzywiona była okrutnym grymasem, śmiejąc się ze mnie i mojego cierpienia. Zawsze kończyłem, będąc w kompletnym kryzysie, a po każdym takim razie, coraz trudniej było mi się pozbierać.

Nepenthe | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz