Wszystko się sypało. Właśnie wybiła godzina szesnasta trzydzieści, a oni za trzydzieści minut powinni rozpocząć weekend. Powinni, bo nic nie zapowiadało tego, że rzeczywiście im się uda. Do dzisiejszego wieczora mieli oddać aplikację nad którą zespół pracował od pół roku. Testowali ją wielokrotnie, aż...dziś postanowiła się wysypać i nikt nie rozumiał dlaczego tak się stało, bądź bardziej...jak to mogło się stać AKURAT TERAZ.
Aplikacja była ogromna, o poranku wprowadzane były ostatnie poprawki i nim wpadły one w chmurę proces został przerwany. Jimin zaczynał panikować, a palce śmigały mu po klawiaturze, by przywrócić utracony kod. Obok niego Sobong i Samko sprawdzali pozostałe elementy aplikacji, by się upewnić, że tam działa wszystko, jak należy. Śledzili kod linijka po linijce, mrużąc oczy przed ekranami swoich komputerów. Yoongi negocjował, Park słyszał jego pozornie spokojny głos zza drzwi gabinetu i cieszył się, że to nie on musi tłumaczyć klientowi, że coś, co działało na każdym dotychczasowym etapie, teraz się spieprzyło. I to nawet nie była niczyja wina! Zawiódł sprzęt, chodź nie to teraz miało znaczenie, a jedynie to, że będą musieli wygrać walkę z czasem i własnym zmęczeniem.
-Mamy termin do rana - zakomunikował Yoongi, wchodząc do ich wspólnej przestrzeni. Wyglądał na wykończonego. Dłonie trzęsły mu się na komórce, którą wciąż trzymał w lewej ręce, a usta miał wykrzywione w grymasie. Chyba nawet on, będąc tu od zaledwie kilku dni, rozumiał, że niezbyt wiele ugrał.
-Super robota, szefie - powiedziała pokrzepiająco Sobong, przecierając zmęczone oczy, a Jimin był niesamowicie wdzięczny za jej wyczucie. Min naprawdę zasłużył na ciepłe słowa. Pewnie nawet nie zdążył się w pełni wdrożyć w całą sytuację, a to na niego spadła złość klienta. Park idąc w ślady koleżanki uśmiechnął się ciepło do mężczyzny, a Samko wstał, by poklepać szefa plecach, w drodze po kolejny kubek kawy.
Do Jimina dotarło, jak odmiennie zachowywał się ich zespół, od momentu, gdy Dupek odszedł, pozostawiając na swoim stanowisku Yoongiego. Chociaż nigdy w firmie nie było dress codu, to dopiero teraz ludzie przychodzili swobodniej ubrani. Min bez wątpienia był szefem, ale pokazywał to jedynie w momentach, gdy sytuacja tego wymagała, gdy mogli być ze sobą w luźnej interakcji, to wszyscy z tego korzystali.
Teraz również. Zamiast oburzyć się za traktowanie go "z góry", Yoongi podziękował im z bladym uśmiechem i zniknął na powrót w swoim gabinecie.
Jimin na moment przestał znęcać się nad klawiaturą i zamarł kalkulując. Potrzebowali dwóch osób, by uwinąć się z tym do rana. Jednej, która mogłaby zapobiec potencjalnemu wysypaniu się aplikacji w innym miejscu, niż dotychczas, sprawdzając stałe, wcześniejsze elementy i drugiej, która odtworzyłaby utracone części. Sobong nie był tu potrzebna, razem z Samko poradzą sobie bez problemu, a oni nie wychowywali samodzielnie dziecka, które zapewne już teraz siedziało z nianią w domu, czekając aż mama wróci z pracy.
-Zaczekaj - poprosił ją Jimin, widząc, że kobieta już bierze telefon do ręki - nie dzwoń jeszcze. Daj mi z nim porozmawiać.
Już wstawał zza swojego biurka, gdy dłoń koleżanki trafiła na jego nadgarstek.
-Poradzę sobie, nie możesz zawsze robić wszystkiego sam - Jimin przewrócił oczami i by wydostać się z uścisku zamarkował próbę ugryzienia jej w rękę - Spróbuj mnie ugryźć, to pożegnasz się z tymi swoimi ząbkami.
-Nie wątpię - zaśmiał się słabo i skierował prosto do biura szefa - po prostu poczekaj chwilę.
Zapukał krótko i słysząc pomruk wszedł do gabinetu, zamykając za sobą drzwi.
-Nie mów mi, że są kolejne problemy - poprosił Yoongi, odchylając się na swoim fotelu. Jego sylwetka nabrała ciężkości. Szczęka zaciśnięta była w wyrazie frustracji, a oczy wciąż zerkały na wyświetlacz telefonu, jakby spodziewając się połączenia.
CZYTASZ
Granice przyzwolenia [Vmin I Yoonmin I Taekook]
Fanfiction[zakończony, +18] Jimin i Taehyung są ze sobą w otwartym związku. Ten rodzaj relacji sprawdza się u nich od lat i pomimo początkowego sceptycyzmu, czują że dzięki niej mogą pełniej dbać o swoje potrzeby. Jak jednak poradzą sobie z burzą, która przy...