Taehyung obudził się w hotelowym łóżku z udem Jimina przerzuconym przez swoje biodro i przeciągnął się w pościeli, pachnącej seksem. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo potrzebowali tego wyjazdu. Partner, już zwyczajowo był krok przed nim...przy okazji nieświadomie pokazując mu jego braki.
W końcu zrozumiał, jaka była między nimi różnica. Zawsze wiedział, że to Park wkłada w ich relację więcej. To jemu łatwiej przychodziła opieka, to on pamiętał o drobnych gestach, a w końcu...to też on stawiał Tae na pierwszym miejscu.
Podczas, gdy on sam stawiał na nim...siebie. Póki Jimin był tym, który przynosił mu pełnię szczęścia, to te różnice nie były dostrzegalne, ale gdy w jego uwagę wkradł się ktoś inny, to Tae coraz trudniej przychodziło podnoszenie partnera na pozycję, w której powinien być.
A przecież wiedział, że teraz...przechodzą trudny okres. Nie mogli przebrnąć przez niego razem, jak nie patrzyli na niego wspólnie. O ile Jimin działał na rzecz zespołu, o tyle on sam...był gdzieś na ławce rezerwowych, czekając, jak się potoczy gra.
Park pozwalał mu na egoizm, nie wymagał, by dawał więcej, niż chciał.
Kookie działał odmiennie, on niemalże wyrywał tę jego samolubną cząstkę na światło dzienne i ją podziwiał. Jakby nie była zła i wstydliwa, jakby niosła energię.
Ale wobec Jungkooka też nie był w porządku, powinien go przeprosić za własną wniesioną w tę relację krzywdę, a nie trwać twardo przy tym, że Jeon od początku wiedział, jaka jest jego sytuacja.
Może oni obaj...akceptowali jego wady, ale Taehyung już nie chciał tego robić. Nie póki nie spróbował nic zmienić i na pewno nie wtedy, gdy widział, że jego najbliżsi cierpią przez jego kaprysy.
Nawet Jin, gdy spotkali we dwójkę, po tak długim czasie, nie wydawał się być urażony jego wcześniejszym milczeniem. Zwyczajnie...przeszedł nad tym do porządku dziennego, śmiejąc się, jak za dawnych czasów i zamawiając coraz to dziwniejsze pozycję z menu. Gdy skonfrontował go z jego lekkością, niemalże pragnąc dowiedzieć się, że schrzanił i naruszył ich przyjaźń, to usłyszał...że przecież Tae taki właśnie jest.
To...bolało, zadziwiająco mocno. Jak akceptacja i przyzwolenie na bycie sobą, mogło sprawić, że...tak bardzo nie chciał siebie takiego?
Obrócił się na drugi bok i spojrzał na śpiącą twarz partnera. Jimin z czymś się zmagał, ale pewnie znanym sobie schematem, nie chciał go martwić. Wczoraj zachowywał się tak krucho, jak jeszcze nigdy przez cały etap ich znajomości. Pozwolił mu na to, chociaż...panikował. To Park zawsze otaczał go wspierającym ramieniem, więc kto otaczał nim samego Parka?
Hobi? Sobong? Na pewno nie Tae...
To nie powinno tak wyglądać.
Próbował wysupłać się z jego uścisku, ale Jimin zaprotestował w półśnie i przyciągnął go do siebie bliżej.
-Śpij - szepnął, uspokajająco gładząc go po klatce piersiowej- zamówię nam tylko śniadanie.
Partner przestał go do siebie przyciągać, ale się nie wycofał. Najostrożniej, jak potrafił, ściągnął z siebie oplatające go kończyny i ześlizgnął się z łóżka.
Śniadanie przyszło prawie po godzinie od zamówienia, ale Jimin wciąż spał, zakopany w pościeli po samą brodę. Dopiero teraz zaczynał dostrzegać pełnię jego zmęczenia. Że też, ani na chwilę się na tym nie zatrzymał. Nawet wtedy, gdy Park się rozchorował. Przecież...on nie miał w zwyczaju tak łatwo poddawać się gorączce, a teraz ścinała go z nóg przez kilka kolejnych dni.
![](https://img.wattpad.com/cover/360427953-288-k205528.jpg)
CZYTASZ
Granice przyzwolenia [Vmin I Yoonmin I Taekook]
Fanfiction[zakończony, +18] Jimin i Taehyung są ze sobą w otwartym związku. Ten rodzaj relacji sprawdza się u nich od lat i pomimo początkowego sceptycyzmu, czują że dzięki niej mogą pełniej dbać o swoje potrzeby. Jak jednak poradzą sobie z burzą, która przy...