2

165 16 13
                                    

1969

Po pierwszej zbrodni czułem się jak nowo narodzony. Dopiero gdy zostawiłem ciało tamtej dziewczyny o drugiej w nocy na głównej drodze w swojej wiosce, coś się stało. Przez wiele dni błąkałem się bez sensu po całym domu, godziny przesiadywałem przed wiatrołapem i mniej rozmawiałem z sąsiadami. W pracy również wypytywali mnie o powód pogorszenia nastroju. Byli w szoku, że dwudziestojednolatek ma mniej siły i werwy od niejednego czterdziestolatka. Twierdziłem, że to przez niewygodne łoże, a innym razem, że kury nie dają już tylu jaj, co kiedyś.

Wreszcie dokonałem odpowiedzialnej zmiany. Po pozbyciu się najważniejszych części fiata sprzedałem samochód Stanisławowi: dobremu koledze, z którym zawsze miałem temat do rozmowy. Dzięki temu, że przejąłem po mojej żonie wysoki spadek, kupiłem nieco obrysowanego trabanta.

***

W tamtym okresie każdy czuł się nieswojo. Cała wioska oraz okoliczne miejscowości wstrząśnięte były miejscowym porwaniem, a potem morderstwem. Ludzie panikowali, zamykali się w domach i nie pozwalali młodym kobietom czy córkom wychodzić po osiemnastej z domu. Każdy snuł domysły, kto w ich uroczych okolicach dopuścił się czegoś tak potwornego. Oczywiście winą obarczono kilka osób: miejscowych pijaczków, jednego prywaciarza, któremu upadała firma oraz kilku chuliganów. Zarzuty zostały bardzo szybko wycofane. Zabójstwo i takie niegodne czyny nie pasowały do tych osób: powiedzieli sąsiedzi, którzy ich znali albo co najmniej kojarzyli z paru dobrych uczynków.

Sprawa ta została bardzo szybko zamknięta. W czasach PRL–owskich Polskę, o dziwo, nie interesowało ubrudzenie krwią okolicy w niemalże sercu Doliny Baryczy. Koniec końców zamknęli w więzieniu jakiegoś starszego hultaja i takim epilogiem domknęli sprawę na amen. Wielu zaczynało wierzyć, że to naprawdę Jarosław B. będący pod wpływem alkoholu okrutnie rozprawił się z tamtą dziewczyną i na jakiś czas nastał spokój. Płeć piękna poczuła się bezpieczna, pod sklepami ponownie narobiły się kolejki, a dzieciaki wróciły na ulice grać w klasy.

Do czasu, kiedy dwa lata później w pobliskiej wiosce zaginęła kolejna dziewczyna.

Dolina Baryczy ponownie została naznaczona krwią oraz niesprawiedliwością toku sprawy. 

***

2010

Chłopak zajmujący się muzyką dopiął wszystko na ostatni guzik. Wiata od wewnątrz mieniła się kolorowymi światłami oraz serpentynami. On oraz kilka innych osób napompowali z trzydzieści złotych balonów, które latały niechlujnie po całym drewnianym budynku. W jednym rogu poustawiane były ogromne głośniki, które miały zamiar nie pozwolić naszej wiosce usnąć.

– Jakiś frajer namalował na masce fiata cholerne kółko. Próbowałem to zmyć mokrą ścierą, ale nie schodzi – rzucił nasz mały wioskowy Zbir. Walnął ścierką w drewniane drzwi od wiaty i usiadł na przejściu. – Felek, jestem śmiertelnie zmęczony przez to rozkładanie stołów, więc pozwól mi na jednego bucha. – Złożył ręce jak do modlitwy.

– Zjeżdżaj. – Wspomniany chłopak zaciągnął się papierosem, a następnie zgasił peta na kostce brukowej. – Ciągle pożyczasz ode mnie szlugi, a co ja mam w zamian? Helga, powiedz mu coś w końcu. Ty jedyna na niego działasz. – Objął przyjaciółkę ramieniem.

– Ty w zamian masz obrzydliwy oddech. – Uśmiechnęła się do Felka pobłażliwie. – Widziałeś, kto to zrobił? – Zwróciła się z powrotem do nadąsanego Zbira. – Nie widziałam nikogo z farbą i pędzlem w ręce.

– To tylko farba. – Westchnął Felek. – Ten, kto to zrobił, poszczał się w gacie z radości i już. – Wzruszył ramionami. – Wyluzujcie. Stróże zasranej wiochy.

Chcieliśmy tylko dorosnąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz