5

83 10 3
                                    

2010

Ostatnie pół godziny spędziłam w łóżku Łukasza, przytulając do siebie ulubioną maskotkę. Nadal obawiałam się, że któryś z członków rodziny Bugajskiego wpadnie niespodziewanie do pokoju. Kilka minut wcześniej nastąpiła taka sytuacja, że byłam już jedną nogą w szafie, bo do pokoju przybliżał się głos ojca Łukasza. Po wszystkim wystawiłam głowę przez okno, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.

Nie miałam przy sobie telefonu: został w domu, leżał za poduszką, więc matka mogła nie wiedzieć, dlaczego nie odbieram. Zresztą, nawet gdyby komórka brzęczała mi nieustannie parę centymetrów pod nosem, to i tak nie odebrałabym połączenia. Ciekawiło mnie, czy o mojej niespodziewanej „ucieczce" poinformowali zostali moi przyjaciele. Prawdopodobnie... tylko Helena. Matka darzyła ją największym „zaufaniem" oraz sympatią. Czasami wydawało się, że nie darzyła szacunkiem mężczyzn, w tym mojego Zbira, Julka i Felka. A ci zawsze tak mocno starali się błyszczeć „zajebistością" w jej otoczeniu. Nie skłamię, gdy powiem, że udaje im się zachowywać ostatnie szczątki pozorów.

Trochę jednak lipa z tym brakiem telefonu, bo rozesłałabym paczce świeże informacje z jakże mojego interesującego ostatnio życia. Powrót dawnego przyjaciela, a potem plaskacz w twarz to coś, o czym można dyskutować. Spojrzałam na komputer stacjonarny Łukasza z myślą, że mogłabym zalogować się na NK w przeglądarce, ale dałam sobie siana.

Dygnęłam do pozycji siedzącej, gdy w pokoju, cicho jak myszka, pojawił się Łukasz. Odetchnęłam, jakbym odgoniła najmroczniejszy koszmar stąpający mi od miesięcy po piętach.

– Babcia pojechała – poinformował cicho, wsuwając dłonie do kieszeni spodenek. – Boli cię jeszcze twarz?

– Nie. – Skłamałam, głaszcząc Pana Jaszczura po pysku. – Będę mogła czmychnąć przez wasz ogródek? Obawiam się, że matka krąży po głównej drodze.

– Jasne, Nastia. – Wlazł na łóżko i zajął miejsce pod ścianą.

Leżał przytulony do mojego boku i milczał z zamkniętymi oczyma. Z jednej strony chciałam już pójść, bo w ciągu jednego dnia zbyt mocno nadużyłam jego czas, a z drugiej pragnęłam zostać przy jego boku tak długo, dopóki sam nie poprosiłby mnie o wyjście. Na ten moment nie wyobrażałam sobie spojrzenia matce w oczy. Liczyłam, że Helena obmyśli za mnie jakiś sprytny plan lub po prostu przegada dzisiejszą akcję.

Potrzebowałam tego.

Rozmowa z przyjaciółką to inny wymiar codzienności.

– Czy na NK rozniosło się coś świeżego na temat Marii? – zapytałam przysypiającego Łukasza.

Wyciągnął niesfornie telefon z przedniej kieszeni i położył mi na brzuchu. Uśmiechnęłam się lekko na ten gest, po czym wparowałam na aplikację. Nadal na tablicy wyświetlały się posty o zaginięciu dziewczyny, a po sprawdzeniu wielu komentarzy okazało się, że dalej nikt nic nie wiedział. Chwyciwszy dwoma palcami nasadę nosa, ścisnęłam go lekko.

– Idę – rzekłam, czochrając włosy Bugajskiego. – Dzięki.

– Za co? – Uchylił oczy.

– Że zawsze mnie ratujesz.

Łukasz uśmiechnął się na małego całusa, który wylądował na jego czole.

Przełożyłam drugą nogę za parapet, kiedy odwróciłam głowę w jego stronę.

– Powodzenia – powiedział, machając trzymanym w ręce Panem Jaszczurem.

Zasalutowałam i zeskoczyłam na ziemię z niebywale wielką gracją. Przeprosiłam w myślach mamę Bugajskiego, gdy przebiegłam po grządkach pełnych dojrzewających warzyw. W ostatniej chwili przeleciałam nad pomidorami, które o mało nie poznały smaku podeszw moich klapek. Co jak co, ale byłam zdziwiona, że jeszcze się w nich nie zabiłam.

Chcieliśmy tylko dorosnąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz