Epilog

57 4 1
                                    

Ruda

Uratował nas spokój.

Gdybyśmy wyszły wtedy na powierzchnię, nie przeżyłybyśmy szalejącego ognia. Dominika, która bardzo pragnęła zobaczyć niebo po czterech latach uwięzienia, opamiętała się w ostatniej chwili. Nie miałam pojęcia jakim cudem, lecz udało jej się zamknąć właz, co spowodowało dosyć duże oparzenie prawej ręki. Ale dzięki temu byłyśmy o wiele bardziej bezpieczne. Wycofałyśmy się do pomieszczenia, które zabrało jej lata życia, i obłożyłyśmy dół drzwi ubraniami dziewczyny. Podejrzewałyśmy, że dym nie przebije się przez właz i ciężkie drzwi, lecz wolałyśmy być w jakikolwiek sposób zabezpieczone.

Potem czekałyśmy.

Spędziłyśmy pół godziny w czterech ścianach. Nie dochodził do nas żaden dźwięk, dlatego nie raz potrzebowałam odchrząknąć, nabrać więcej powietrza lub sapnąć, by usłyszeć cokolwiek innego niż... ciszę. Dominika siedziała obok mnie ze zwieszoną głową. Dziewczyna kilka minut zbierała się na zadanie pytania, na które nie znałam odpowiedzi.

– Kiedy nas uratują?

Przełknęłam niepewnie ślinę.

– Wkrótce. Nie martw się. – Wbiłam paznokcie w dłoń. – Chcesz porozmawiać?

Wybuchła niekontrolowanym płaczem.

– Bardzo.

Światło z lampy naftowej oświetliło jej zapłakaną twarz. Odwróciwszy się do niej przodem, chwyciłam delikatnie jej lewy nadgarstek. Zareagowała gwałtownie, bo wyrwała go i przydusiła do swojej klatki piersiowej.

– Nie. To boli. – Potarła oparzonymi palcami nadgarstek lewej ręki. – Kilka miesięcy temu... on mi go skręcił. Albo złamał. Nie wiem.

Skrzywiłam się i spuściłam wzrok.

– Przepraszam – wypaliłam, wypuszczając z płuc garstkę powietrza. – W końcu stąd wyjdziemy, a kiedy wrócisz do rodziny...

– Nie mam rodziny. Jestem z domu dziecka.

Kurwa.

Wtrąciła mi, nim po raz kolejny zebrałam się do przeprosin.

– Nie wiedziałaś. W porządku. Wiesz... kiedyś miałam czerwone pasemko we włosach. – Uśmiechnęła się minimalnie. – Obciął mi je zaraz po porwaniu. Chciał, żebym jak najszybciej zapomniała o wolności. Jak stąd wyjdziemy, przefarbuję się na czerwono.

– Znałaś go przed tym wszystkim? – zadałam pytanie.

Zaprzeczyła ruchem głowy.

– Obserwował mnie miesiącami, kiedy chodziłam do szkoły i wracałam z niej. Uprowadził mnie w czerwcu. Nie pamiętam już, którego dnia. Miałam czternaście lat.

Nie chciałam dopytywać, ale podejrzewałam, że tego samego dnia, kiedy porywał jego kochany tatuś.

– Czy Hiszpania wygrała Euro w dwa tysiące ósmym roku?

– Tak – potwierdziłam.

– Czyli nie kłamał – mruknęła pod nosem. – Tęsknię za moją przyjaciółką. To ona utrzymywała mnie przy życiu przez te wszystkie lata. Mówiłaś, że on jest twoim... ojcem?

– Dowiedziałam się dopiero dzisiaj. Myślałam, że mój ojciec nie żyje...

– Mam nadzieję, że umrze. Albo zgnije w kiciu. Jednego razu ugryzłam go. Wiesz gdzie. Ale nie zrobiłam tego za mocno. Dlatego zrobił mi to. – Uniosła lewy nadgarstek. – Chcę stąd wyjść... Boże, chcę stąd wyjść.

Podciągnęła kolana do klatki piersiowej.

Bałam się jej dotknąć, żeby jej nie przestraszyć.

– Zmusił mnie, żebym posługiwała się lewą ręką tak samo dobrze jak prawą. Zajęło mi to kilka miesięcy, ale dzisiaj jestem oburęczna. O kilka miesięcy za długo. Wiesz jak boli, kiedy dostanie się kablem w brzuch? Nie, przecież nie wiesz. Ciesz się, że nie wiesz. Zazdroszczę ci normalnego dzieciństwa. – Utkwiła we mnie zapłakane spojrzenie. – Ale nie płacz. Zaraz stąd wyjdziemy. Może zdam prawo jazdy. Dostałam od niego grubą książkę o nauce jazdy. Przeczytałam ją z dziesięć razy. Jak zdam prawo jazdy, to pojadę na drugi koniec Polski. Chciałabym odwiedzić Szczecin albo Rzeszów.

– Może pojedziemy wtedy razem? – Wysłałam jej pocieszający uśmiech. – Jeśli będziesz chciała.

– Będzie miło. Lepiej niż samemu. – Westchnęła.

– Próbowałaś uciec?

– Ano próbowałam. Kiedy mnie tutaj przyprowadził, minęło kilka tygodni, nim zaplanowałam pierwszą ucieczkę. Najgorszą przeszkodą nie był on, tylko właz, który on zaczął zamykać. Z czasem moje próby ucieczek zdarzały się rzadko. Cały czas mnie bił, dlatego ciągle byłam obolała. Nie miałam na nic siły – nawet na płacz. Czasami wstawiał mi tutaj mały telewizor i włączał jakiś film. Jeden film na tydzień. Kiedy byłam posłuszna, oglądałam nawet dwa filmy tygodniowo. Częściej dostawałam radio i pudło kaset CD. Setki razy słuchałam Kultu. Uwielbiam rock. Słucha się tego teraz?

– Jasne, że tak... – odparłam. – Kult nadal nagrywa.

– Pójdę na ich koncert. – Chwyciła zębami wargę. – Zimno mi. Tutaj zawsze było zimno, ale przyzwyczaiłam się. Czasami zabierał stąd grzejnik. Wtedy to marzłam. Wracał następnego dnia, kiedy byłam już niebieska z zimna. Przynosił wtedy dodatkowy koc i leżał przy mnie tutaj. Wykorzystywał moją słabość i zmuszał do stosunku. W tle leciała muzyka. Pewnego razu powiedziałam mu, że chcę umrzeć. Nie wierzył mi. Wyśmiał mnie. To było gorsze niż odpowiedź w formie milczenia. Nigdy nie poznałam tak okrutnego tyrana, dopóki w dwa tysiące szóstym trafiłam na niego...

Podniosłam się gwałtownie, słysząc trzask. Dominika pisnęła i cofnęła się do kąta.

Drzwi otworzyło dwóch strażaków.

Nigdy nie sądziłam, że widok strażaków tak bardzo podniesie mnie na duchu. Nigdy tam mocno nie płakałam na widok moich przyjaciół, a potem na widok mojej matki i chrzestnej.

Jak się okazało, morderca razem ze swoją kobietą zgłosili się na policję, dlatego radiowóz przyjechał do lasu z dużym opóźnieniem. Jakiś czas później znaleziono mojego ojca, który spacerował po miasteczku jak gdyby nigdy nic.

Najważniejsze z tego wszystkiego było to, że Dominika, która przeżyła piekło, znalazła ogromne wsparcie, a jeszcze później – nową rodzinę.

Ostatni miesiąc wydarzeń: tych złych i tych dobrych był bardzo wyczerpujący psychicznie i fizycznie. Niecodziennie wplątujemy się w sprawy morderstw, czy nie codziennie znajdujemy się w tym samym pomieszczeniu, co przetrzymywana od lat dziewczyna. W tym miesiącu żałowałam wielu rzeczy: niewypowiedzianych słów, wybuchów gniewu, zbyt wielkiej pewności siebie czy niecierpliwości. Ale byłam wdzięczna za naprawienie relacji z matką, za spędzony czas z moimi przyjaciółmi, za odwagę, która nawiedziła mnie na boisku i kazała podejść do Łukasza po latach rozłąki, i nie tylko wtedy. Byłam wdzięczna samej sobie.

Zrozumiałam, że kiedyś chcieliśmy tylko dorosnąć, a teraz chcemy po prostu żyć.

Maybe one day we'll be united

And our love won't be divided

~Prince Ital Joe, Marky Mark

[Może pewnego dnia będziemy zjednoczeni

I nasza miłość nie będzie podzielona]

***
Kochani! ❤️
Jestem niesamowita wzruszona faktem, że wspólnie dobrnęliśmy do końca kolejnej mojej książki. Gdyby nie jeden sen, w którym pojawiła się stodoła, bardzo możliwe, że nie wpadłabym na pomysł tej historii. Mam nadzieję, że dobrze bawiliście się z moimi dzieciakami, z chęcią odkrywaliście tajemnice mordercy i czekaliście na kolejny rozdział.
Dziękuję za Wasze wsparcie, bo jest ono dla mnie bardzo, ale bardzo ważne.
Ściskam mocno, całuję i zapraszam do dalszego obserwowania moich pisarskich poczynań, bo już późną jesienią zabiorę was do 2012 roku, do historii Maxa z mojej trylogii „Porwana".
Love you. ❤️

Chcieliśmy tylko dorosnąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz