31

47 6 1
                                    

1989

Obecny rok uważałem za jeden z najgorszych, jakie kiedykolwiek mi się przydarzyły. Jedynie początek czerwca, czyli zniesienie paskudnej komuny było obiecujące na następne lata, a końcówka osiemdziesiątego dziewiątego wywróciła moje serce do góry nogami. Poznałem kobietę, ale to później, bo najpierw musimy przenieść się pod koniec czerwca.

Znienawidzonego przez wszystkich mieszkańców czerwca. Ci zawsze srali po gaciach, że coś się wydarzy. Tego roku niestety, powtarzam, niestety rozbudziłem wioskową czujność do granic możliwości. Byli zdania, że morderca, czyli ja, atakował tylko młode dziewczyny. Cóż, przez moją nierozwagę, durność i pech zabiłem dawną przyjaciółkę. Naprawdę tego nie chciałem. Wierzcie mi lub nie, ale był to nieszczęśliwy wypadek i dzięki Bogu, był wtedy ze mną Krzysiek, który nie widział zajścia, tylko słyszał, lecz potem... pomógł posprzątać, co najważniejsze. Był to wczesny wieczór i na moje nieszczęście przyszedł wtedy Kazik.

Ale zacznijmy od początku.

Wiem, że już mnie zwyzywaliście. Wiem, że zaczęliśmy mnie wyzywać już od sześćdziesiątego dziewiątego, gdy zajechałem do lasu starym fiatem i zamordowałem dwunastoletnią dziewczynkę. Mam to głęboko w dupie. I tak będziecie czytać wszystkie moje wypociny, bo jesteście ciekawi, jak zakończy się moja historia.

Siedzicie w tym samym gnoju co ja.

Około dziewiętnastej pod moje drzwi przyszła Kryśka. Otworzyłem skrzydło, bo byłem pewny, że to Kazik, bo ten słynął ze zbyt wczesnych wizyt. Gdy ujrzałem moją starą znajomą, zaparło mi dech w piersi. Przyznam z czystym sumieniem, że rzadko powracałem wspomnieniami do Kryśki. Chyba że wspomnienia dotyczyły naszego przygodnego seksu: no to już częściej.

Kobieta miała założone ręce na plecach. Wyraz jej twarzy był całkiem spokojny.

– Dzień dobry – przywitała się uprzejmie, patrząc mi w oczy. – Czy możemy porozmawiać?

Otworzyłem usta gotowy odmówić, ale wtedy do przedpokoju wszedł niczego nieświadomy Krzysiek, który przywitał się z Kryśką i tak wyszło, że kobieta wlazła do środka i skierowała się do kuchni. Usiadła przy stole, wygładzając białą sukienkę w grochy.

– Słyszałam, że Krzysiek zdał prawo jazdy. – Uśmiechnęła się lekko.

– Zgadza się. – Skinąłem głową, wpatrując się w stół. – Skończył szkołę rolniczą z wysokimi ocenami. Sam zajmuje się teraz gospodarstwem. Pomaga innym rolnikom. Non stop nie ma go w domu... – ściszyłem głos, bo zrozumiałem, że za bardzo się rozgadałem.

To ona powinna gadać.

Podszedłem do kuchennego blatu, aby całkowicie nie być skupionym na spojrzeniu Kryśki. Zacząłem wyciągać wszystkie potrzebne produkty do zrobienia jajek z majonezem. Wyjąwszy nóż, zacząłem przekrajać pierwsze z dziesięciu jaj.

– Ma przyjaciół? – spytała.

– Ma przyjaciół, ale na razie stroni od dziewczyn.

– Na wszystko przyjdzie czas... Czasy się zmieniają. My braliśmy ślub po osiemnastce, a to było z dwadzieścia lat temu. Nie wiadomo, co będzie za kolejne dwadzieścia, prawda? – Zaśmiała się, ale widząc brak mojego zainteresowania, ucichła. – Chciałam ci powiedzieć, że od ostatniego razu, kiedy tutaj byłam, mój mąż nie zrobił mi już nic złego. Zgrzeszyłam, bo nasłałam na niego faceta, który go leciutko... pobił. Mój mąż nie wiedział, nawet ani razu nie podejrzewał, że mogła to być moja sprawka. Po tym zmienił się. Bardzo się zmienił. Co tydzień kupuje mi kwiaty. Zaczęliśmy jeździć na dłuższe wakacje. Częściej wychodzimy na spacery... A co u ciebie?

Chcieliśmy tylko dorosnąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz