38

48 5 1
                                    

Zamarłam.

Wypuściłam odrobinę powietrza z płuc, kiedy wyższy o pół głowy facet w kominiarce, nachyliwszy się nade mną, wysyczał kilka słów.

– Nie wrzeszcz, bo cię zabiję. – Jego głos był chłodny, niemalże chropowaty. – Oddaj mi komórkę.

Zamrugałam oczami, podnosząc automatycznie dłoń ku mężczyźnie. Ten wyciągnął telefon spomiędzy moich palców, po czym, co śmieszne, wrzucił go do śmierdzącej otchłani. Przeszedł po mnie dreszcz.

Facet wychylił się na zewnątrz, żeby sprawdzić, czy nie było nikogo w pobliżu. Nie, to naprawdę nie mogło się udać. Cokolwiek chciał zrobić – nie uda mu się to. W życiu mu się nie uda. Moi przyjaciele siedzą parędziesiąt metrów dalej. Zauważą nas albo jakiś gwałtowny, niespodziewany ruch. Cokolwiek, kurwa. Nie jest też tak późno, aby nie było już ludzi, zwłaszcza przy darmowych toaletach.

Chwyciwszy mnie za pukiel włosów, wytargał z niebieskiego pudełka. Kiedy stanęłam na wydeptanej trawie, obróciłam głowę, pomimo bólu, w wiadomym kierunku. Tylko na ułamek sekundy ujrzałam roześmianych ludzi. Nawet Łukasz, którego nie za bardzo tolerowali moi przyjaciele, śmiał się do rozpuku.

Z moich ust wydarł się żałosny jęk, przez który oberwałam gnatem w ucho.

Facet obejrzał się dookoła jeszcze raz, po czym szarpnął mnie na tyły rzędu dziesięciu toi–toiów. Potykałam się o własne nogi, starając się jak najbardziej utrudnić temu gościowi prowadzenie mnie. Nagle ujrzałam to, do czego mnie prowadził. Samochód. Porywacz, bo tak mogłam już o nim mówić, zostawił auto kilka metrów za toi–toiami. Był to jakiś czarny Nissan.

Mężczyzna otworzył drzwi od strony kierowcy i wepchnął mnie do środka. Krótka szarpanina doprowadziła do tego, że uderzyłam czołem w bok auta. Siła odepchnęła mnie do tyłu, lecz porywacz był na to gotowy. Ostrymi słowami i zamaszystym ruchem rozkazał przenieść się na miejsce pasażera. Gdy z bólem głowy opadłam na siedzenie, podążyłam dłonią do śliskiej klamki. Mogłam się tego spodziewać – drzwi były zatrzaśnięte.

Jęknęłam płaczliwie, a pod prawym okiem ukazała się łza.

Zanim facet odpalił silnik, rąbnął moim czołem w deskę rozdzielczą. Powodem było pochylenie się do przodu i zerknięcie w lusterko. Po prostu nie odpuściłam szukania kogoś, kto byłby świadkiem całego zdarzenia. Wiedziałem, że to źle, że nie poinformowałam otoczenia krzykiem albo piskiem. Ale nadal nie mogłam wypowiedzieć ani słowa. Byłam w pewnym sensie sparaliżowana.

Prawie osunęłam się do przodu, gdyby nie siła ciągnąca mnie na półleżący fotel. Uderzenie otumaniło mnie na tyle, że ocknęłam się z tej dziwnej mgły dopiero po paru minutach, gdy byliśmy już w drodze. Wcześniej związał mi ciasno nadgarstki kawałkiem szorstkiego sznura, przez co przypomniałam sobie o zbyt wysoko podwiniętej sukience. Udało mi się podciągnąć materiał na tyle, by czuć się... bardziej komfortowo.

Kurwa, ta sytuacja nawet w procencie nie mogła być komfortowa.

Mężczyzna zerkał na mnie co krótką chwilę, aż w końcu zdjął kominiarkę. Pokazały się jasne włosy i około czterdziestoletnia twarz. Wkrótce wyciągnął komórkę i zaczął coś pisać.

Do drugiego porywacza?

Nie miałam odwagi przekręcić głowy, żeby przyjrzeć się dokładniej.

Skupienie na pustej i ciemnej drodze spowodowało nagły ból głowy. Zmrużyłam oczy, ale walczyłam dzielnie, bojąc się, że jakimś cudem znowu mnie odetnie. Chciałam pamiętać każdy szczegół drogi, a nie było to za bardzo ciężkie, bo mieszkałam w tych okolicach od urodzenia. Wiedziałam aktualnie, gdzie się znajdowaliśmy, ale za cholerę nie mogłam ogarnąć, dokąd się kierujemy.

Chcieliśmy tylko dorosnąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz