30

47 3 2
                                    

2010

5 DNI DO

Zasnęłam grubo po trzeciej nad ranem, choć i z zaśnięciem miałam duży problem. Przewalałam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie wygodnego miejsca. Czasami było mi zbyt gorąco, a czasem czułam dreszcze spowodowane rzekomym zimnem. Odkrywałam się i przykrywałam. Potem zaczęłam przeglądać z nudów NK i inne portale. Miałam nawet ochotę napisać do Zbira, bo był dostępny, ale sobie darowałam. Gdy kładłam już telefon obok poduszki, zastygłam nagle. Przez jeden tyci moment wydawało mi się, że usłyszałam coś za oknem. Westchnęłam ciężko, wiedząc, że znowu wymyślam sobie jakieś głupoty. Machnęłam na to ręką, wmawiając sobie, że to pewnie jakieś zwierzę. Ale potem dźwięki (lub moja wyobraźnia sprawiła, że tak się stało) się nasiliły. Ktoś szurał po trawie i choć nie widziałam cienia tej postaci przez rolety, mimo że było już jasno, to ktoś lub coś na pewno tam było.

Popłakałam się cicho z wyczerpania spowodowanego brakiem snu. Wyobraźnia zaczęła mnie dobijać, bo postanowiła zrobić mi psikusa i wmówić, że tym razem ktoś chodzi po strychu. Opowiadałam niedawno, że byłam parę razy świadkiem, że coś działo się w naszym domu paranormalnego, dlatego i ta myśl wywołała u mnie dodatkowy strach. Spojrzałam w sufit z lękiem.

Nie wytrzymałam i wyszłam z pokoju na palcach. Udałam się do sypialni matki, która przebudziła się dopiero wtedy, gdy wpakowałam się do jej łóżka. Ujrzała moje zaczerwienione oczy, lecz nie powiedziała nic, tylko przytuliła mnie, uspokajając pobudzone serce i myśli.

A dopiero teraz poczułam, że serce nie było gładkie, bo miało wiele pęknięć.

***

Przez całe poniedziałkowe przedpołudnie byłam strasznie osowiała. Nie miałam ochoty na śniadanie ani na ruszenie dupy z łóżka. Tak naprawdę wstałam z wyra niecałą godzinę przed przyjazdem matki z pracy. Dowiedziałam się jedynie, że z rana zawiozła z sąsiadem przyczepkę pełną stali, którą jakaś tam firma przyjęła bez problemu i zapłaciła fajne pieniądze. Przez tę informację poprawił mi się trochę humor.

Moi przyjaciele nadal milczeli, choć popołudniu napisała do mnie w prywatnej skrzynce Helena. Odwlekałam trochę odczytanie, ale w końcu weszłam w wiadomość.

Helga: Jak się czujesz po wczoraj?? Bo ja średnio i z tego powodu zaproponowałam spotkanie mojej l a s c e. No i się zgodziła. Jeśli byś chciała, to w sumie zapraszam na noc do siebie. Babski wieczór, co ty na to?

Ja: nawet nie pytaj o samopoczucie

Ja: przyjdę wieczorem ale nie obiecuję ze będę u ciebie nocować

Ja: miłego spotkania z l a s k ą <3

Helga: Bugajski się odzywał?

Jęknęłam do telefonu.

Ja: nie

Helga: ............

Miałam ochotę przywalić sobie w twarz, bo tuż po tym, gdy napisałam do Heleny, napisał do mnie właśnie, cholera, Łukasz. Jęknęłam jeszcze głośniej, rzucając telefon na fotel. Zatopiłam się pod kocem i podgłośniłam telewizor. Bajka Świat według Ludwiczka wydawała się bardziej interesująca niż SMS–y Łukasza.

Chłopak nie dał mi za długo spokoju, bo zaczął dzwonić. Rzuciłam okiem na telefon i pozwoliłam sobie, żeby Bugajski podzwonił jeszcze chwilę. A czemu nie. Nie miałam zamiaru odbierać od niego telefonu. Po trzech nieodebranych połączeniach ponownie zaczął wypisywać. W końcu się wkurzyłam. Przytrzymałam boczny przycisk telefonu, wyłączając go.

Chcieliśmy tylko dorosnąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz