29

45 5 1
                                    

2010

Zamilkliśmy wszyscy, choć mieliśmy do powiedzenia wiele słów. Nawet przez myśl nie przeszło mi, że któryś z moich przyjaciół mógł być tą osobą, która ostatnia zamieniła jakiekolwiek słowo z Marysią. Przecież na imprezie było tyle osób, a musiało trafić akurat na Zbira. Dlaczego na naszą paczkę zaczęło spadać tyle rzeczy naraz?

– Była pijana – ciągnął Błażej spokojnym głosem. – Ja też byłem pijany. Pamiętam, że siedzieliśmy razem na ławce obok wiaty i gadaliśmy o głupotach. Potem powiedziałem jej, że źle się czuję i idę się przespać. Nie wiedziałem, dlaczego obrałem kierunek samochodów, zamiast iść do domu. No i kiedy zacząłem iść, Marysia poszła za mną. Chwyciła mnie pod pachę i zaczęła coś mamrotać o tym, że od wielu miesięcy... podobam się jej. Pocałowała mnie, ale nie trafiła w usta. Totalnie nie pojąłem jej słów, tylko powtórzyłem, że idę się położyć. Ona znowu mnie pocałowała... Chyba się wkurzyłem i ją odepchnąłem? Albo jej coś powiedziałem? Sama się wkurzyła i zaczęła iść... W stronę górki. Po chwili, kiedy położyłem się na siedzeniu, wydawało mi się, kurwa, nie wydawało mi się: usłyszałem dziewczęcy krzyk. Ale mówię wam, byłem pijany i nie ogarnąłem, że mogła to być Marysia. Na pewno krzyknęła. I wiem, że podniosłem się na siedzeniach, przywaliłem łbem w sufit, ale gdy wyciągnąłem szyję w kierunku jej wrzasku, zobaczyłem błysk świateł samochodu. Dosłownie przez sekundę. Samochód pojechał w stronę lasu. Potem się położyłem i zasnąłem. Obudziłem się dopiero wtedy, gdy ryknęła na mnie Ruda.

– Jezus – mruknęła Helga, ścierając łzę z policzka. – Błażej, czy jesteś tego pewny?

– Helena, nie przyśniło mi się to na pewno. Ale teraz, kiedy wam to powiedziałem, czuję ulgę. To właśnie było to wspomnienie, które każdego dnia gniotło mnie w głowę.

– Czy gdybym na ciebie nie krzyknęła, a ty nie uderzyłbyś wtedy głową w sufit, to czy... pamiętałbyś wszystko? – spytałam niepewnie.

Bałam się, że taki scenariusz byłby możliwe.

– Skąd mam wiedzieć? Może tak, może nie. Ale, hej, ważne, że sobie przypomniałem. – Odetchnął głęboko. – Gdybym nie poszedł w kierunku aut, tylko w stronę domu i gdyby wtedy Marysia się na mnie zezłościła... może nie poszłaby za boisko prosto w ręce mordercy. Kurwa mać! – Ożywił się nagle, uderzając dłonią w podłogę.

– Stary, nie wiadomo, co by było gdyby! Teraz to każdy z naszej piątki może sobie snuć domysły. Najważniejsze, że z ciebie to wyleciało – pocieszył Felek.

– A no i dziadek mówił, że rozmowa ze Stanisławem jest praktycznie niemożliwa. Stanisław jest od mojego dziadka starszy o dziesięć lat, jak nie mniej. Ma problemy z pamięcią i ostatnio jest w złym stanie fizycznym. Nawet, jakbyśmy chcieli, to ośrodek by nas nie wpuścił – dodał Zbir. – Pytałem jeszcze dzisiaj dziadka, jak wracaliśmy, po raz kolejny, bo miał dobry humor, czy może przypomniało mu się coś. Czy ma jakieś podejrzenia. A ten twardo stoi przy swoim, że miał paru dobrych kolegów, ale nie będzie zdradzał ich nazwisk i imion, bo, po pierwsze: połowa z nich już nie żyje, a po drugie: nie chce, żebyśmy wypytywali jego kolegów o jakieś głupoty, bo tylko poprzeszkadzamy, a gówno zrobimy. Znacie mojego dziadka. No skurwysyn nie chce pomóc, nawet, jakbym miał błagać go na kolanach. Starałem się coś z niego wycisnąć, ale nic więcej nie zrobię. Nawet już nie chcę.

– W sumie ma trochę racji. – Zaśmiał się Felek. – Nadal stoję twardo przy tym, że gówno zrobimy i gówno się dowiemy...

– Nie zaczynaj. Proszę cię, nie zaczynaj – ostrzegł Julek. – Kolejna sprawa. Dzisiaj, kiedy byłem u swojego kuzyna i jeździliśmy rowerami, zadzwonił ktoś do mnie. Pierwszy telefon był głuchy. – Popatrzył na mnie. – Gdy odebrałem drugie połączenie, dostałem kilkanaście długich i krótkich dźwięków takich samych, tak mi się wydaje, jakie dostała Ruda.

Chcieliśmy tylko dorosnąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz