22

30 4 1
                                    

2010

9 DNI DO

Kochałam i nienawidziłam lato jednocześnie.

Nienawidziłam właśnie za to, że kiedy musieliśmy załatwić coś poza granicami naszej wioski, temperatura sięgała około trzydziestu dwóch stopni. Jakby nie mogło tak smolić wczoraj, gdy większość czasu przesiedzieliśmy w chłodnym domu Heleny. Największa biblioteka w naszych rejonach, do której mieliśmy zamiar wstąpić, znajdowała się oczywiście w mieście. Ojciec Julka nie mógł pożyczyć nam samochodu, bo sam go potrzebował. Po tej informacji odwróciliśmy się do Felka, bo to w nim tkwiła ostatnia nadzieja. Ojciec chłopaka nie lubił pożyczać Felkowi samochód z jednej przyczyny: Felek miał duże problemy, aby zdać prawko, a kiedy w końcu zdał, przez pierwsze miesiące bał się wsiąść za kółko. Bał się nawet pojeździć po naszym małym miasteczku. Przez chwilę namawialiśmy chłopaka, żebyśmy pojeździli razem, lecz Felek był przeciwny. Więcej go o to nie męczyliśmy.

Tym razem cała nadzieja tkwiła w chłopaku, bo jeśli się nie uda, będziemy zmuszeni wyciągnąć rowery i pojechać nimi w ten najgorszy upał. Już problemem nie było moje kolano, bo nie sprawiało już takich problemów jak przedtem, ale... po prostu nam się nie chciało. Lubiliśmy jeździć, lecz nie w takich temperaturach. Felek dopiero co miał dzień pauzy od życia, bo wymiotował i był osłabiony, więc taka wyczerpująca wyprawa (w siedemdziesięciu procentach pod górkę) mogła być odrobinę niebezpieczna dla jego zdrowia.

– W porządku – odparł Felek, pocierając kark. – Gdyby tata kręcił nosem, powiem mu, że ty będziesz kierował – zwrócił się do Julka, który wyszczerzył się w zadowoleniu.

Felek wyciągnął komórkę i zadzwonił do swojego ojca. Zaciskaliśmy kciuki podczas ich rozmowy, która przebiegła naprawdę pozytywnie. Felek rozłączył się i pobiegł do domu po kluczyki. Wszystko wskazywało na to, że będzie kierował.

Ze względu na to, że samochód stał pod chmurką, w środku było gorąco jak diabli. Otworzyliśmy drzwi, odczekaliśmy chwilę i wsiedliśmy do środka. Zajęłam miejsce z tyłu, pomiędzy Helgą i Zbirem. Julek usiadł obok Felka, co normalne, bo oni jedyni posiadali prawko, a że Julek radził sobie dosyć dobrze, na pewno będzie miał czujne oko, co do jazdy Felka.

Zbir rozsiadł się na siedzeniu jak królewicz, dlatego smagnęłam go ręką w kolano, żeby się przesunął. Koniec końców docisnęłyśmy go z Helgą do drzwi, przez co prychnął na nas i powiedział, że rezygnuje z naszej przepychanki. Okazało się jeszcze, że samochód nie posiadał klimatyzacji, zatem pootwieraliśmy szyby do samego dołu. W trakcie jazdy przez wieś Helena jednak zamknęła szybę ze swojej strony, bo był taki przeciąg, że bała się, że przewieje sobie ucho, co było zrozumiałe.

Kiedy Felek nabrał już większej pewności, Julek włączył radio. Kręcił się między stacjami, bo natrafiał na same reklamy. W końcu dotarł do piosenki Typ niepokorny Starchurskiego, którą podśpiewywał tak głośno, że sami dołączyliśmy, pomimo że znaliśmy tylko refren.

Droga do miasta zleciała naprawdę szybko. Wielu przechodniów obracało się w stronę jadącego wolno opla, w którym siedzieliśmy i wykrzykiwaliśmy słowa piosenek. Felek co rusz robił się czerwony, bo sam zachowywał milczenie, aby skupić się na drodze.

– Tuuu na razie jest ściernisko, aleee będzie San Francisco! – wyśpiewał Julek do jakiejś babci, którą przepuściliśmy na pasach. Felek zganił ciemnoskórego chłopaka, ale o dziwo starsza kobieta uśmiechnęła się do nas serdecznie i machnęła dłonią, stojąc już na chodniku.

– Zrobię ci to samo, gnoju. – Zaśmiał się Felek, gdy zaparkował na wolnym miejscu niedaleko biblioteki.

– Proszę bardzo. Ja się przynajmniej nie wstydzę, że mam muzycznie uzdolnionych przyjaciół – skwitował Julek.

Chcieliśmy tylko dorosnąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz