Aut. Do końca łącznie z epilogiem zostało 12 rozdziałów. Mam nadzieję, że uda mi się ukończyć do tego czasu kolejną historię. Rozdział napisany 16 lutego 2024. Miłego czytania.
25. 10. 2017
Minęło sporo czasu od mojego rozwodu z Itachim. Chociaż starał się, abym dała mu szansę, to jednak nie byłam gotowa. Dwa lata, a ja nie potrafiłam podjąć żadnej decyzji względem Itachiego. Tego dnia zostałam wezwana do biura Hokage. Teraz to wujaszek Kakashi nim był, ale moja babunia pomagała mu. Spojrzałam na Hokage z uśmiechem na twarzy.
-Wzywałeś wujaszku.-powiedziałam ze spokojem.
-Ano...masz misję z Itachim. Jako dawni członkowie ANBU nadacie się do tego idealnie.-odpowiedział Kakashi, wręczając mi informacje na temat misji.
-Chyba was pojebało! Nigdzie nie idę na misję z tym...debilem. Niech tamta szmata z nim idzie!-krzyknęłam ze złością.
-Nie tym tonem! Masz wykonać misję i to natychmiast!-krzyknęła zdenerwowana Tsunade.
-Ja pierdolę...weźcie się... leczcie. Ta misja skończy się bardzo źle! Dobrze wiecie, że nie chcę mieć z nim do czynienia! Mam was serdecznie dość!-wykrzyczałam i wybiegłam z biura Hokage.Dotarłam do domu wściekła, spakowałam potrzebne rzeczy i podeszłam do dzieci.
-Mamusia musi ruszyć na misję. Wujek Naruto i Gaara zajmą się wami, a ja postaram się szybko wrócić.-powiedziałam, tuląc do siebie dzieci.
-Dobrze mamo. Będziemy tęsknić i słuchać wujaszków i nauczycieli.-powiedziała Mirai z uśmiechem na twarzy.
-Trzymam cię za słowo, córeczko. Ja...też będę tęskniła za wami. Do zobaczenia za jakiś czas. Nie wiem, ile zajmie misja.-wyznałam ze smutkiem w głosie.
-Uważaj na siebie, siostrzyczko.-powiedział Naruto, przytulając mnie delikatnie.
-Naruto...ja zawsze uważam na misjach. Muszę iść. Mam wykonać misję jak najszybciej.- odparłam z uśmiechem na twarzy.
Na misję ruszyłam sama. Nie informowałam Itachiego, że mamy wspólną misję. Czułam, że to się źle dla nas skończy. Sama wykonam misję i kiedy wrócę do domu, porzucę życie shinobi. Tylko tak będę mogła uniknąć misji z Itachim. Nie chciałam przebywać z nim sam na sam. Dobrze wiedziałam, jak to się może skończyć. Dlatego unikałam go jak ognia. Biegłam ile sił w nogach, aby znaleźć się jak najdalej od Konohy. Ta misja nie była taka bezpieczna, ale musiałam to zrobić. Wiem, że po powrocie dostanę niezły opierdol, ale mimo wszystko nie zmienię zdania. Teraz mogłam na spokojnie przemyśleć nad tym, co dalej. Czy dać szansę Itachiemu lub otworzyć się na kogoś innego? Zbyt wiele się wydarzyło przez ten czas. Do Amegakure miałam kawał drogi. Chciałam dotrzeć na miejsce, zanim wyślą za mną Itachiego lub kogoś innego. Znałam możliwości Kakashiego, jak i Tsunade. Swoim wyskokiem na pewno nieźle ich wkurzyłam. Teraz musiałam wykonać moją misję i uratować porwane kobiety. Wśród nich była również Konan więc tym bardziej musiałam dotrzeć tam tak szybko, jak mogłam. Zawdzięczam jej moje życie, jak i życie mojej córeczki. Teraz mogłam się odpłacić za jej pomoc i uratowanie. Po drodze miałam zostawione znaczniki dzięki czemu, podróż zajęła mi dużo szybciej. Do Amegakure dotarłam po kilku godzinach tylko dzięki technice latającego boga piorunów. Wyciszyłam swoją czakrę i zaczęłam się rozglądać. Musiałam odszukać moją przyjaciółkę, zanim będzie za późno. Zatrzymałam się przed restauracją i usiadłam, aby zjeść ciepły posiłek. W oddali dostrzegłam dwóch podejrzanie zachowujących się mężczyzn. Jeden miał krótkie brązowe włosy, a drugi czarne. Oboje mieli na sobie strój shinobi. Obserwowałam ich ukradkiem. Jednak to ich rozmowa okazała się dla mnie kluczowa.
-Jak myślisz? Mają jakieś nowe panienki?-zapytał czarnowłosy mężczyzna.
-Dowiemy się, jak tam pójdziemy. Chociaż...chcę zabawić się z tą laską o niebieskich włosach. Ten jej kwiatek we włosach jest jej znakiem rozpoznawczym. Mają wiele panienek, ale tylko ona taka jest.-odparł drugi mężczyzna z uśmiechem na twarzy.
-Idziemy tam teraz? Wyżyjemy się, zaszalejemy tak jak zawsze.-odparł czarnowłosy mężczyzna z chytrym uśmiechem na twarzy.
-Idziemy. Nie mogę się doczekać, aż będę mógł zerżnąć moją kurwę.-wyznał zadowolony brązowowłosy mężczyzna.
To nie mógł być tylko zbieg okoliczności. To nie przypadek, że trafiłam do tej konkretnej restauracji o tej porze. Musiałam za nimi iść, dotrzeć do miejsca, gdzie przetrzymują Konan i inne kobiety. Niewiele myśląc, szłam tuż za nimi, ale na odpowiedniej odległości. Idioci zaprowadzili mnie poza granice wioski. Zatrzymali się dopiero osiem kilometrów poza Amegakure. Ukryłam się i zaczęłam obserwację dziwnej jaskini. Czułam, że tam znajdę wszystkie kobiety, jak i sprawcę całego zajścia. Musiałam dostać się do środka i już wiedziałam jak. Skupiłam się, by wyczuć Konan i gdy się udało, użyłam techniki latającego boga piorunów. Tylko tak mogłam się dostać do środka niepostrzeżenie. Kiedy dostrzegłam przyjaciółkę i ostrożnie podeszłam do niej.
-Cii...jestem tutaj, aby was uratować i zabić tego, kto za tym stoi.-powiedziałam cichym głosem.
-Kyōko...mną się nie przejmuj.-szepnęła Konan ze łzami w oczach.
Dobrze wiedziałam co czuła ona, jak i inne kobiety. Nikomu nie życzę takiej krzywdy. Musiałam zabić tego, który je tak skrzywdził. Nikt nie będzie traktował kobiet jak zabawkę. Spojrzałam na przyjaciółkę z troską.
-Uważaj na siebie. Jest ich tu ośmiu, trzech z nich to shinobi. Poznasz ich z księgi Bingo. Obiecaj, że wrócisz tu cała i zdrowa.-powiedziała Konan z troską w głosie.
-Nie martw się o mnie. Nic mi nie będzie. Wrócę po was, jak tylko ich zabije.-odparłam z uśmiechem na twarzy.
Wybiegłam z pomieszczenia, trzymając w dłoniach katanę. Pokonanie pięcioro napastników poszło szybko i sprawnie jednak to pozostała trójka była trudnym przeciwnikiem. Walczyłam z nimi przez trzy godziny, ale udało mi się zabić dwóch z nich, a ostatni, mimo że był poważnie ranny, wykorzystując moje zmęczenie, zadał mi kilka głębokich ran. Jednak nie przejęłam się tym. Miałam misję do zakończenia, mimo że kończyła mi się czakra. Moje ramiona aż po łokcie, były we krwi. Na mojej twarzy było kilka drobnych cięć. W końcu udało mi się pokonać ostatniego z wrogów. Byłam zmęczona, ranna i traciłam sporo krwi. Ostatkiem sił wpadłam do pomieszczenia, gdzie przetrzymywane były porwane kobiety.
-Jesteście wolne. Już wam nie zagrożą ani innym kobietom. Obecnie są martwi. Wracajcie do wioski, wasze rodziny na was czekają.-wyznałam, trzymając mocniej za oparcie krzesła. Czułam, że siły mnie opuszczają.
-Kyōko...ostrożnie.-powiedziała zmartwiona Kyōko.
Konan podbiegła do mnie i w ostatniej chwili złapała. Spojrzałam na nią, zamykając swoje oczy. Czułam ogromne zmęczenie i zawroty głowy. Wiedziałam, że to będzie mój koniec. Nie było dla mnie ratunku. Przynajmniej zginę podczas misji. Ponownie otworzyłam oczy, aby uśmiechnąć się do niej.
-Nie płacz. Wiem...że...nie uleczysz mnie. Przynajmniej was uratowałam. Przekaż...Itachiemu...że...go...kocham.-powiedziałam z lekkim uśmiechem. Później była już tylko ciemność, mrok.