Rozdział VII

38 6 8
                                    

Aut. Rozdział został napisany 12 stycznia 2024. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Miłego czytania.

20. 03. 2012

Po trzech latach doszłam do siebie. Uporałam się z tym, co się wydarzyło. Wszystko dzięki mojej nowej przyjaciółce, Temari. Gdyby nie jej determinacja, to bym nie poradziła sobie z tym wszystkim. Do Konohy wyruszyłam trzy dni temu wraz z Temari, która nie chciała mnie puszczać samej. Pod bramą wioski byłam cała zestresowana, jakby nie patrząc, nie było mnie prawie trzy i pół roku. Bałam się powrotu, bo nie wiedziałam, jak zareaguje moja rodzina, a w szczególności moje dzieci. Miałam na sobie czarną koszulkę i w tym samym kolorze spodnie oraz płaszcz z kapturem. Zatrzymałam się nieopodal bramy Konohy.
-Nie masz się czym martwić. Wszystko będzie dobrze. Twoi bliscy na pewno się ucieszą z twojego powrotu.-szepnęła Temari z uśmiechem na twarzy.
-Co, jeśli Itachi znalazł sobie inną kobietę? Co, jeśli dzieci mnie nie poznają i kogoś innego zwą swoją mamą? Co, jeśli mnie nienawidzą?-zapytałam ze łzami w oczach.
-Hej, nie myśl tak. Na pewno będą szczęśliwi, że wróciłaś. Nawet jeśli twój mąż ma kogoś to jego strata. Tego kwiatku jest pół świata. Chodźmy odwiedzić twoje dzieci.-powiedziała Temari z troską w głosie.
-Boję się, ale...chodźmy.-szepnęłam ze smutkiem.

Razem udałyśmy się w stronę mojego domu. Chciałam zobaczyć moje dzieci i męża. Jednak kiedy dotarłyśmy pod mój dom, usłyszałam śmiech dzieci i kobiety. Niewiele myśląc, wpadłam do środka i widząc, że Itachi siedział przy stole z dziećmi i Izumi w moich oczach szkliły się łzy. Wybiegłam z domu i pobiegłam w stronę bram wioski. Nie będę niszczyć Itachiemu i dzieciom rodziny. Zapomnieli o mnie, więc nic tu po mnie. Zatrzymałam się dopiero poza murami Konohy. Nagle za mną zjawił się Itachi, łapiąc moją dłoń.
-Kyōko...zaczekaj! To nie jest tak, jak myślisz. Izumi pomagała mi przy dzieciach, gdy musiałem udać się do Hokage lub na misje. Dzisiaj wróciłem z trzydniowej misji i czekał na mnie obiad. Czekałem na ciebie, kochanie. Tak bardzo tęskniłem za tobą. Wróć do nas, Kyōko.-powiedział Itachi, przyciągając mnie do siebie.
-Itachi...-nie dał mi dokończyć, tylko złączył nasze usta.

Nie umiałam go odtrącić. Tak bardzo brakowało mi smaku jego ust, jego zapachu. Odwzajemniłam pocałunki, pogłębiając je. Wplątałam dłonie w jego włosy i przeniosłam nas w ustronne miejsce. Chciałam teraz tylko nacieszyć się obecnością męża, a w domu jednak były dzieci i Izumi. Itachi ostrożnie położył mnie na trawie i zawisł nade mną. Patrzyliśmy sobie w oczy z uśmiechem na twarzy.
-Nawet nie wiesz, ile razy marzyłem o tym, by znów móc cię całować, pieścić i wiele innych rzeczy.-szepnął Itachi do mojego ucha.
-Więc na co czekasz?-zapytałam, oblizując lubieżnie swoje usta.
-Kusisz jak zawsze. Tęskniłem za tobą, kochanie.-wyszeptał Itachi, zdejmując moje ubranie.

To była najcudowniejsza chwila po tak długim rozstaniu. Razem wróciliśmy do naszego domu, gdzie czekała również Temari. Byłam głupia, myśląc, że Itachi mógł ot, tak zapomnieć o mnie i związać się z inną kobietą. Po wejściu do środka zdjęłam swój płaszcz i udałam się do jadalni. Spojrzałam na moje dzieci i uśmiechnęłam się do nich. Po chwili podbiegła do mnie Mirai i wtuliła się we mnie.
-Mamusia!-krzyknęła radośnie Mirai.
-Moje słoneczko. Mamusia wróciła do domu i nigdzie się nie wybieram. Urosłaś moja droga.-szepnęłam, tuląc do siebie córkę.
-Tak bardzo za tobą tęskniłam, mamo.-powiedziała Mirai ze łzami w oczach.
-Nie płacz, Mirai. Ja za wami też tęskniłam. Każdego dnia myślałam o was. Tak bardzo brakowało mi was i waszego taty.-wyszeptałam z uśmiechem na twarzy.

Tuliłam do siebie Mirai i po chwili dołączyli również chłopcy. Byłam szczęśliwa, mogąc wrócić do mojej rodziny. Kiedy maluchy odsunęły się i pobiegły się bawić, Itachi objął mnie od tyłu, opierając brodę o mój bark. Zamknęłam na chwilę swoje oczy, a gdy je otworzyłam, spojrzałam na Izumi.
-Dobrze, że wróciłaś. Mirai bardzo doskwierał brak matki. Teraz jednak dzieci nie będą się wyśmiewać w akademii. To ja już pójdę, Shisui pewnie czeka na mnie.-powiedziała Izumi z uśmiechem na twarzy.
-Dziękuję, że pomagałaś w opiece nad dziećmi. Wybacz, że źle zinterpretowałam to, co tu zastałam.-szepnęłam, patrząc na Izumi.
-Nie ma za co. Zawsze wam pomogę z dziećmi, a co do tego drugiego to... nie masz za co przepraszać. Pewnie też bym tak to odebrała.-powiedziała Izumi, zanim wyszła z posiadłości.

Odwróciłam się przodem do Itachiego i wskazałam mu na Temari. Miałam u niej ogromny dług wdzięczności i nie miałam pojęcia jak, ja się jej odpłacę.
-Itachi, przez trzy lata przebywałam w Sunie pod okiem Temari. To ona postawiła mnie na nogi, gdyby nie ona...pewnie leżałabym tam martwa. Wcześniej... po prostu uciekałam z małej wioski do kolejnej. Nie chciałam...nie...mogłam zostać w Konosze, bo... nie chciałam, abyście patrzyli na mnie z litością. Nie chciałam, aby dzieci patrzyły, jak cierpię.-wyszeptałam ze łzami w oczach.
-Kyōko... przecież chciałem cię wspierać, byś nie była z tym sama. Tsunade też tego chciała. Najważniejsze, że jesteś z nami cała i zdrowa.-powiedział Itachi z uśmiechem na twarzy.-Temari, dziękuję za to, co zrobiłaś dla mojej żony. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym ją stracił.-dodał, patrząc w stronę Temari.
-Naprawdę nie masz za co dziękować. Nie mogłam przejść obojętnie obok niej. Zabrałam ją do szpitala i wyleczyłam jej rany. Najważniejsze jest to, że jest tutaj z wami. Będę uciekać, bo mam jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia.-szepnęła zarumieniona Temari.

Temari opuściła posiadłość dość szybko. Spojrzałam na Itachiego i zamarłam. Zapomniałam o najważniejszej osobie w tej wiosce. Ona mnie zabije za to, że nie powiadomiłam ją o powrocie do Konohy. Spojrzałam na męża ze smutkiem. Odsunęłam się i teleportowałam do gabinetu Hokage.
-Babuniu, przepraszam. Najpierw musiałam zobaczyć się z Itachim i dziećmi. Wróciłam dzisiejszego dnia.-powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
-Ty wredny szczylu! Wiesz, jak my się o ciebie martwili? Skaranie boskie z tobą!-krzyknęła Tsunade, łapiąc mnie w mocny uścisk.
-Przepraszam, babuniu. Teraz nigdzie wam nie zniknę. Zostaję tu, gdzie jest moja rodzina.-powiedziałam, wtulając się w Tsunade.
-Jesteś moją jedyną wnuczką i nie chcę cię stracić.-wyznała Tsunade ze łzami w oczach.
-Nie stracisz. Uporałam się z demonami przeszłości i jestem znów tą samą osobą co kiedyś.-powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
-Cieszy mnie to moja droga.-szepnęła Tsunade, puszczając mnie z objęć.
-Ja też tu jestem, datebayo!-krzyknął oburzony Naruto.
-Wiem braciszku. Jak mogłabym zapomnieć o moim głąbie.-zaśmiałam się delikatnie.
-Ja ci dam karakanie, datebayo!-krzyknął Naruto, grożąc mi pięścią.
-Oj no co? Jesteś niewyrośniętym trolem!-krzyknęłam, śmiejąc się głośno.
-Już jesteś martwa!-wykrzyczał Naruto ze złością.
-Oj nie złość się, bo ci żyłka pęknie.-powiedziałam, patrząc na Naruto.
-Dość tego. Z wami gorzej niż z dziećmi!-krzyknęła Tsunade, blokując mnie i Naruto.
-Ale babuniu!-powiedziałam głośno, próbując dorwać Naruto.
-Czy chociaż przez jeden dzień może być spokojnie?-zapytała Tsunade z uśmiechem na twarzy.
-Przecież my tak żartujemy od dziecka. Nadal babunia się do tego nie przyzwyczaiła?-odpowiedział radośnie Naruto.
-Zmykajcie do domu, ale to już!-krzyknęła Tsunade, zerkając raz na mnie, a raz na Naruto.

Nie chcąc bardziej podpaść Tsunade, teleportowałam się wprost do domu. Podeszłam do męża i wtuliłam się w niego delikatnie. Teraz, wszystko wracało do normalności.

Prawdziwa MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz