Rozdział XXVII

15 2 0
                                    

Aut. 19 maja 2024. Dotarliśmy do przed ostatniego rozdziału. Jeszcze nie wiem kiedy opublikuje epilog. Miłego czytania

9. 06. 2029

Dzień zapowiadał się słonecznie. Nadal przebywaliśmy w Iwagakure ze względu na moją chorobę, jak i ciąże. Itachi dbał o nas przez cały czas. Na nowo układaliśmy nasze życie, nasze małżeństwo. Ten dzień był dla mnie dość szczególny. Kurotsuchi zadbała o to, aby Itachi był zajęty misją. Musiało wszystko być idealnie. Z pomocą Mirai, Shina, Rayi oraz Rasy przygotowywałam niespodziankę. Nagle do drzwi ktoś zapukał. Kiedy otworzyłam, zobaczyłam Sasuke i Sakurę. Zaprosiłam ich do środka i zaprowadziłam do salonu. Shin niemal natychmiast podbiegł i przytulił swego ojca.
-Witaj, synu.-powiedział Sasuke z uśmiechem na twarzy.
-Dawno się nie widzieliśmy. Długo zostaniecie?-zapytał Shin, patrząc na ojca.
-Chcieliśmy zostać z jakiś miesiąc. Zgoda od Hokage jest. Jak się czujesz, Kyōko?-zapytał Sasuke z troską w głosie.
-Znośnie. Leczenie jak na razie działa.-odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. Nie chciałam ich martwić.
-Nie chrzań matka! Nie musisz udawać twardej. Wiem, że nie chcesz nikogo martwić, ale lepiej by wiedzieli prawdę.-wyznał zdenerwowany Shin.
-Shin! Nie mów w ten sposób do swojej matki!-krzyknął Sasuke ze złością w głosie.
-Ale...powinna mówić, jak się czuje, a nie udawać...że wszystko jest dobrze.-odparł Shin, patrząc na ojca.
-Wiem, ale tak nie można. Jesteś dorosły, a zachowujesz się jak dzieciak.-powiedział Sasuke, zerkając na mnie.-Więc...jak jest naprawdę, Kyōko?-zapytał spokojnie po chwili.
-Różnie. Raz dobrze, a raz źle...głównie czuje się paskudnie. Bez sił, apetytu i chęci do dalszej walki. Dziś o dziwo czuję się świetnie, ale...-nie potrafiłam dokończyć swojej wypowiedzi.
-Ale co? Powiedz, co się dzieje.-zapytał zmartwiony Sasuke.
-Ale wiem, że to cisza przed burzą. Wiem, że mogę się wtedy nawet nie obudzić. Nic nie jest pewne. Niby leczenie pomaga, ale ja swoje wiem. Przy Rayi też tak było. W dniu porodu czułam się dobrze, a chwilę po...Konan walczyła o moje życie. Nie chcę, aby Itachi mnie stracił. Sam pokonał swoją chorobę lata temu. Możliwe...możliwe, że to są ostatnie jego urodziny...które świętujemy razem. Dlatego chcę, aby ten dzień był wyjątkowy i zapamiętał je do końca życia. Pogodziłam się ze swoim losem.-powiedziałam ze łzami w oczach.
-Nie myśl tak. Na pewno wszystko będzie dobrze i przeżyjesz z moim bratem jeszcze wiele wspaniałych lat.-wyznał zmartwiony Sasuke.
-Nie chcę żyć nadzieją. Co ma być, to będzie. Nie chcę, aby ktokolwiek z was płakał na moim pogrzebie. Poradzicie sobie po mojej śmierci. Nie ma co się smucić, trzeba dokończyć imprezę.-powiedziałam z radością w głosie.

Wszyscy jedynie przytaknęli i zabrali się za dekoracje. Kiedy wszystko było gotowe, do domu wszedł Itachi.
-Wszystkiego najlepszego!-krzyknęliśmy wszyscy w jednym czasie. Itachi stał jak słup soli. Był w totalnym szoku, więc podeszłam do niego i delikatnie musnęłam jego usta.
-Skarbie, chcę, aby ten dzień był wyjątkowy. Kocham cię.-wyznałam z uśmiechem na twarzy.
-Nie spodziewałem się tej niespodzianki. Jesteś najlepszą żoną, na jaką mogłem trafić.-szepnął Itachi, wprost do mojego ucha.

Impreza urodzinowa trwała w najlepsze. Niemal co jakiś czas odczuwałam ból brzucha, jednak uznałam to za nic takiego. Dopiero o osiemnastej dwadzieścia, poczułam mocny ból i coś ciepłego na udach. To wtedy zrozumiałam, że zaczynam rodzić. Byłam przerażona. Itachi niemal natychmiast zabrał mnie do szpitala. Tam zajęła się mną Eina. Bałam się, że ten dzień będzie moim ostatnim. Musiałam zrobić wszystko, aby mój syn urodził się zdrowy. Miałam nadzieję, że uda mi się go, chociaż na chwilę, potrzymać w ramionach. Nie chciałam umierać. Miałam dla kogo żyć.
-Kyōko, przy kolejnym skurczu musisz przeć.-powiedziała Eina ze spokojem w głosie.
-Dobrze.-szepnęłam, biorąc głęboki wdech.

To był moment, gdy poczułam się gorzej. Miałam problem ze złapaniem tchu. Eina widząc to, szybko zdecydowała podać mi tlen i zabrać na salę operacyjną gdzie straciłam przytomność.

*Itachi*

Bałem się o swoją żonę i naszego syna. Nie mogłem ich stracić. Kyōko była i zawsze będzie całym moim światem. Chciałem się z nią zestarzeć. Miałem nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Siedziałem w poczekalni jak na szpilkach.
-Itachi, nie zamartwiaj się. Zobaczysz, że wszystko się ułoży.-powiedział Sasuke z troską w głosie.
-Niczego nie można być pewnym. Ta choroba wróciła i tym razem...mogę ją stracić. Ona może umrzeć do cholery!-krzyknąłem ze złością w głosie.

Nagle do poczekalni przyszła Eina. Usiadła obok mnie i widząc w jej oczach smutek, domyśliłem się jakie wieści chce mi przekazać.
-Itachi, nie mam dobrych wiadomości. Wasz syn urodził się nieco wcześniej, ale z nim wszystko dobrze. Natomiast z Kyōko...nie mogliśmy jej wybudzić. Zapadła w śpiączkę. Nawet nie wiemy, kiedy się wybudzi. Będziemy co jakiś czas próbować ją wybudzać, ale nie wiadomo czy to się uda. Wielu pacjentów umiera we śnie. Nie czują bólu...niczego wtedy nie czują. Zaprowadzę cię do niej.-powiedziała Eina ze smutkiem w głosie.

Ruszyłem za kobietą w stronę sali mojej żony. Wszedłem do środka i usiadłem obok niej. Po moich policzkach leciały łzy. Złapałem dłoń mojej ukochanej i siedziałem chwilę w ciszy. Nie wiem, jak sobie poradzę bez ukochanej. Spojrzałem na nią i pocałowałem delikatnie jej usta. Po chwili do sali weszła pielęgniarka z naszym synem. Wziąłem go na ręce i położyłem w ramiona swojej żony. Wiedziałem, że tego od samego początku pragnęła. Widok ich razem sprawił, że płakałem jak dziecko. Zrobiłem im zdjęcie na pamiątkę.
-Kochanie, musisz się obudzić. Nasz syn leży w twoich ramionach tak jak tego pragnęłaś. Obudź się. Nie mogę cię stracić. Kocham cię i zawsze będę. Będę cię codziennie odwiedzał. Nie zostaniesz tu sama. Zawsze będziemy przy tobie.-wyznałem, nie mając pojęcia czy mnie słyszy.

Dwie godziny później, pielęgniarka zabrała naszego syna na badania. Siedziałem przy żonie cały czas. Nie chciałem zostawiać jej tu zupełnie samą. Musiałem zadbać o nią. Będę przy niej każdego dnia. Trzymałem dłoń mojej ukochanej, całując jej wierzch. W jednej chwili zyskałem syna, ale w drugiej mogłem utracić moją żonę. Los bywa okrutny. Kyōko wycierpiała w swoim życiu zbyt wiele. Częściowo z mojej winy. Żałuję tego, bo straciłem tak wiele lat bez mojej ukochanej. Chciałem, aby była zawsze szczęśliwa. Dla niej się zmieniłem. To ona jest moim słońcem pośród całego mroku. Mimo choroby zawsze była uśmiechnięta. Zupełnie jakby chciała, byśmy zapamiętali ją radosną.

Prawdziwa MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz