Aut. 24 kwietnia 2024- data napisania.
Wróciłam do domu później niż zakładałam. Dawno nie byłam tak wyspana :) Na dniach pojawi się kolejny rozdział. Do końca historii zostało jeszcze tylko cztery rozdziały. Miłego czytania
24. 08. 2028
Nic nie trwa wiecznie. Nad moją rodziną chyba wisi jakieś fatum. To był dla nas kolejny trudny czas, ale musiałam być silna dla wnuków. Stracili już zbyt wiele. Najpierw ojca, a teraz również matkę. Mieli mnie i Itachiego. Teraz nie mogłam się poddać. Musiałam zadbać o moje wnuki. Nie zastąpię im matki, ale zrobię wszystko, aby nie czuły się samotni. Dla nich zrobię wszystko, aby byli bezpieczni. Tego okropnego dnia wiele się zmieniło. Kiyoka bardzo przeżył śmierć swej matki i dobrze go rozumiałam. Sama źle zniosłam informacje o moich rodzicach. Po pogrzebie Misaki zabrałam Kiyokę, jak i bliźnięta do naszego domu. Nie chciałam, aby trafili do klanu, z którego pochodziła ich matka. Całe szczęście, że Hokage zgodził się przystać na naszą prośbę, chociaż nie musiał. W końcu dzieci są spokrewnione z jego żoną. Trzymałam w ramionach malutką Arichiyę, a Itachi trzymał małego Shōsę. Nigdy nie sądziłam, że będę musiała wychować własne wnuki zupełnie jak Tsunade. Po wejściu do naszego domu położyliśmy bliźnięta do łóżeczek. Zeszliśmy do salonu, gdzie bawił się mały Kiyoka.
-Kyōko...razem sobie poradzimy. Nie martw się tak. Nigdy was nie zostawię.-wyznał Itachi, obejmując mnie.
-Nie obiecuj czegoś...czego nie możesz spełnić. Jesteśmy shinobi...dobrze wiesz, że możemy nie wrócić z misji. Nasze życie jest kruche. Wojna odebrała wiele istnień. Nigdy nie wiadomo czy znów nie zostaniemy zaatakowani. Niczego nie możemy być w stu procentach pewni.-powiedziałam ze smutkiem w głosie.
-Masz rację, kochanie. Czasy są niepewne. Teraz musimy zadbać o tę trójkę maluszków.-szepnął Itachi, obejmując mnie mocniej.
-Nigdy nie sądziłam, że w wieku czterdziestu jeden lat, zostanę babcią trzech urwisów.-powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
-Ale za to jaką seksowną babcią. Wciąż jesteś młodą i atrakcyjną kobietą. Zalety pochodzenia z klanu Senju. Nasze córki również będą tak wyglądały.-wyznał czule Itachi.
-Wiedziałeś którą kobietę zdobyć. Sam też wyglądasz wciąż młodo i cholernie przystojnie. Niech tylko nadejdzie noc, a nie dam ci spokoju. Tej nocy nie zaśniesz tak prędko.-wyszeptałam, odwracając się do niego przodem.
-No wiesz...nie ma bardziej atrakcyjnej kobiety niż ty. Od zawsze byłaś miłością mojego życia i gdyby nie to, co zrobił Sasuke...nie bylibyśmy razem. Nie bylibyśmy rodziną jak teraz. Kocham cię najdroższa. Jesteś światłem pośród całego mroku.-wyznał Itachi, całując mnie namiętnie.
-Itaś...to...najpiękniejsze słowa, jakie powiedziałeś. Ja ciebie też kocham i nigdy nie przestanę. Dałeś mi najlepsze dwadzieścia trzy lata. Były wzloty i upadki...przerwy w związku, ale i tak finalnie wciąż jesteśmy razem. Nigdy nie sądziłam, że to ty będziesz moim mężem i ojcem moich dzieci. Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Itaś... mam jedno ważne pytanie. Chcę, abyś się zastanowił i odpowiedział.-powiedziałam, patrząc w jego czarne oczy.
-Zaczynam się martwić. Mam się bać?-zapytał Itachi, nadal mnie obejmując.
-Wiem, że nie jestem taka młoda jak kiedyś, ale...co gdybym...znów...zaszła w ciąże. Ryzyko, że znów coś pójdzie nie tak...z każdym rokiem rosną. Ryzykujemy czy...-nie dał mi dokończyć wypowiedzi, zamiast tego pocałował mnie.
-Skarbie...co ma być, to będzie. Spróbujemy dwa razy. Jak się nie uda to nic złego. Mamy cudowną rodzinę. Wychowaliśmy razem pięcioro dzieci. Co z tego, że dwoje nie są moimi biologicznymi synami. Dla mnie zawsze nimi będą i będę szczęśliwy, jeśli jakimś cudem...pojawi się kolejna nasza maleńka kopia.-szepnął czule Itachi, po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie postawił mnie na podłodze.Kiedy tylko drzwi zostały zamknięte, poczułam na swojej szyi jego ciepłe usta. Dobrze wiedziałam, czego w tej chwili pragnął. Sama chciałam tego samego. Po raz kolejny znaleźć się w jego ramionach zupełnie naga. Odwróciłam się przodem do niego i obróciła nas tak, aby on stał bliżej łóżka. Chciałam czegoś innego. Pchnęłam go na łóżko i powoli zaczęłam zdejmować jego ubranie jednak gdy był całkiem nagi, stanęłam na podłodze tylko po to, aby zdjąć swoje ubranie w dość niecodzienny sposób. Chciałam go jedynie bardziej podniecić. Pragnęłam widzieć jego wygłodniały wzrok, pełny pożądania. Zaczęłam powoli tańczyć, od dawna chciałam to zrobić. Zdjęłam swoją bieliznę, rzucając ją w stronę Itachiego. Oblizałam swoje usta i w dość szybkim tempie zostałam przyparta do chłodnej ściany.
-Jesteś taka...gorąca i cała moja.-wyszeptał Itachi, całując moją szyję.
-Itaś...-niedane mi było dokończyć wypowiedzi. Itachi przywarł do moich ust i schodził coraz niżej.Przy Itachim czułam się jak małolata, która przeżywa swój pierwszy raz. Zawsze zapewniał mnie, że wciąż jestem dla niego atrakcyjna i nie ma ładniejsze niż ja. Technika mojej babki wiele w tym pomogła. Dla niego chciałam wyglądać jak najlepiej, aby nie zaczął rozglądać się za młodszymi kobietami. Chciałam jedynie być już zawsze w jego ramionach. Nie martwić się o to, że inna mi go odbierze.
-Nie myśl o tym. Skup się na tym, co jest w tej chwili.-szepnął czule Itachi.
-D...dobrze.-powiedziałam, zamykając swoje oczy.Itachi zawsze wiedział, o czym myślałam. Po chwili poczułam pod sobą nasze miękkie łóżko, gdy do naszej sypialni ktoś zaczął się dobijać. Czemu akurat w takim momencie nam przeszkadzają? Spojrzałam na męża z uśmiechem na twarzy i oboje zaczęliśmy się ubierać. Byłam nieco zła za to, że nam przerwali, ale mamy całą noc na to. Wyszliśmy z sypialni, a widząc za drzwiami Mirai całą roztrzęsioną cała złość mi przeszła.
-Co się stało? Coś nie tak?-zapytałam zmartwionym głosem.
-Wszystko przez tego kurwiarza!-krzyknął wściekły Shin.
-Jak ty się wyrażasz!?-zapytałam, patrząc na syna.
-No a jak się mam wyrażać? Ten padalec...przybrany synalek Shikamaru...zrobił Mirai dzieciaka i nie chce brać za to odpowiedzialności!-krzyknął Shin, zaciskając swoje pięści.
-Niech no dorwę gnoja. Będzie dziś trupem!-krzyknęłam, przytulając do siebie córkę.-Nie martw się. Pomożemy ci ze wszystkim. Jest od ciebie trzy lata młodszy, jednak rozmowa ze mną go nie ominie.-dodałam po chwili.Zostawiłam córkę pod opieką Itachiego i Shina. Sama wybrałam się do domu mojego przyjaciela. Po wejściu do posiadłości klanu Nara chwyciłam Shikadaia za koszulkę i spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
-Kyōko? Co ty robisz?-zapytała zdziwiona Temari.
-Co ja robię? Lepiej zapytaj, co od jebał wasz synalek. No dalej, pochwal się, co zmajstrowałeś!-powiedziałam ze złością w głosie.
-Shikadai, wyjaśnisz, o co chodzi?-spytała zniecierpliwiona Temari.
-Ja...ja...-chłopak nie potrafił tego z siebie wyrzucić.
-Teraz języka w gębie zabrakło, ale do zrobienia Mirai dziecka to wiedziałeś, co robić! Nie dość, że moja córka spodziewa się jego dziecka to ten gnój...stwierdził, że to nie jego problem! Mylisz się młody...dziecko to odpowiedzialność i to nie tylko ze strony matki, ale również ojca. Dziecko potrzebuje obojga rodziców, a nie jedynie matki! Zawiodłam się na tobie. Jesteś głupszy, niż ustawa przewiduje!-krzyknęłam, po czym puściłam chłopaka.
-Shikadai! Nie tak cię wychowaliśmy!-wykrzyczała Temari, patrząc na syna.
-Ale ja jej nie kocham!-powiedział Shikadai, chowając się za ojcem.
-Tego już za wiele! Nie zbliżaj się do mojego domu! Dziecka to ty nigdy nie ujrzysz, nawet jeśli zmądrzejesz, w co wątpię. Mirai sama wychowawczyni dziecko! Nie potrzebny jej facet co chciał ją jedynie zaliczyć! Tema...utemperuj syneczka, bo jak ja to zrobię...nie wróci do was w jednym kawałku.-powiedziałam, dając chłopakowi z liścia.Opuściłam ich posiadłość i ruszyłam przed siebie. Musiałam teraz zadbać o córkę bardziej niż kiedykolwiek. Nie powinna się teraz denerwować. Niewiele myśląc, pobiegłam do biura Hokage. Wpadłam do środka bez pukania. Musiałam z nim porozmawiać.
-Siema mordo! Mam do ciebie ważną sprawę i dość dyskretną. Muszę zawiesić służbę. Muszę zająć się wnukami, jak i Mirai. Wyślij gdzieś Shikadaia na długą misję albo nie zobaczysz nas przez przynajmniej dwa lata! Ten gówniarz zrobił dziecko mojej córce i wszystkiego się wyparł i przyznał, że jej nie kocha. Jeśli on tu nadal będzie, to zabiorę ją, wnuki i Rasę. Przeprowadzimy się do Amegakure lub Suny. Do tych wiosek masz nikogo znajomego nie wysyłać na misje. Wrócę, gdy Mirai i dziecko będą gotowi.-powiedziałam, opierając dłonie o biurko.
-Co? Przecież wydawało mi się, że oboje są razem szczęśliwi i łączą ich prawdziwe uczucia. Przecież nie są dziećmi. Lepiej, jeśli udacie się do Suny...Gaara zaprasza was do siebie. Nie będę tam nikogo wysyłać. Jeśli będą misje, to prześle zlecenia do biura Kazekage. Myślisz, że oni... będą razem szczęśliwi?-zapytał Naruto, patrząc na mnie.
-Dzięki, braciszku. Szczerze...mam nadzieję, że nigdy nie będą razem. Może w Sunie pozna kogoś bardziej odpowiedzialnego. Mam nadzieje, że Raya będzie miała więcej szczęścia w miłości niż jej siostra.-powiedziałam ze smutkiem w głosie. Sama byłam w podobnej sytuacji co ona, z tym że ojciec dziecka nie wiedział nic o ciąży.
-Siostra...co ma być, to będzie. Jak to mawiają...nic nie dzieje się bez przyczyny. Leć do domu, odpocznij...uspokój się. Jutro możecie ruszać do Suny.-wyszeptał Naruto, delikatnie mnie przytulając.
-Dziękuję. Będę pisać listy. Nie chcę byście się o nas zamartwiali. Będę informować o rozwoju małego ktosia. Zajmij się własnym synem, bo zaraz i tobie przyjdzie zmierzyć się z rolą dziadka...tylko błagam...nie bądź jak dziadek Jiraiya. Kolejnego zbliżonego dziada nie zdzierżę.-zaśmiałam się i mocniej wtuliłam w niego.
-Ja ci dam dziada! Ty już jesteś stara baba!-krzyknął Naruto, odsuwając się nieco.
-Jesteś trupem, Uzumaki! Nawet własna żona cię nie rozpozna!-zaśmiałam się i odwróciłam się.-Wracam do domu. Muszę się spakować i sprawdzić, czy dla maluchów wszystko mam.-dodałam i wyszłam z biura.