Aut. 5 kwiecień 2024.
Miłego czytania😘
13. 06. 2028
Minęło dziesięć lat od ślubu z Itachim. Wszystko było niemal idealnie. Niestety, nic nie trwa wiecznie. Doszło do konfliktu z Kusagakure w wyniku czego, rozpoczęła się wojna między wioskami. Bałam się nie tylko o życie męża czy swoje. W wojnie uczestniczyły również nasze dzieci. Mirai, Shin, Ren, Raya oraz Rasa. Nie chciałam utracić ani jednej osoby z mojej rodziny. Tego dnia do Konohy dotarł jeden z członków ANBU. Byłam wtedy w biurze Hokage.
-Hokage, mamy informacje z frontu...które muszą być dostarczone osobiście. Kyōko...pani syn, Ren...poległ w walce ze shinobi Trawy. Najszczersze kondolencje.-wyznał członek z ANBU.
Kiedy usłyszałam o śmierci mojego syna, upadłabym na ziemię, gdyby nie Naruto. Przytulił mnie mocno do siebie, a ja rozpłakałam się jak małe dziecko.
-Tak mi przykro, siostrzyczko. Staram się o pokój z wioską Trawy. Wszystko się ułoży. Zaprowadzę cię do domu. W twoim stanie nie powinnaś była dowiadywać się o śmierci syna. Zajmiemy się tobą. Hinata pomoże ci dojść do ciebie.-powiedział Naruto z troską w głosie.
-Jakoś ci to nie wychodzi! Przez wasz upór...zginął mój syn! Nienawidzę was!-krzyknęłam, wybiegając z jego biura.
Wpadłam do domu niczym burza. Osunęłam się na podłogę, dając upust łzom. Dlaczego to musiał być on? Dlaczego los odebrał mi mojego syna? Nic już nie rozumiałam. W jednej chwili wszystko przestało mieć sens. Moja rodzina walczyła, bo idioci nie mogą dojść do porozumienia, a mi zabronili walczyć ze względu na ciążę. Nie chcę stracić nikogo więcej. Nie mogę! Chcę, aby wrócili do mnie cali i zdrowi. Nagle poczułam ostry ból brzucha i dostrzegłam, że zaczęłam krwawić. Szybko przeniosłam się do szpitala, gdzie Tsunade od razu zajęła się mną. Bałam się o moje dziecko. Byłam dopiero w szesnastym tygodniu ciąży. Tsunade i Shizune były przy mnie. Po moich policzkach wciąż leciały łzy.
-Babuniu...powiedz...co z dzieckiem? Nie mogę... teraz stracić... również jego.-wyznałam drżącym głosem.
-Kochanie, przykro mi, ale straciłaś dziecko. Jego serduszko przestało bić. Krwawisz, bo...organizm próbuje oczyścić się. Nie poczujesz niczego. Będziesz spała.-odpowiedziała Tsunade ze smutkiem w głosie.
-Nie! Nie! Nie! To nie może być prawda! Niech to będzie sen. Nie!-krzyczałam totalnie załamana.
Jednego dnia straciłam dwoje dzieci. Nic już nie będzie dobrze. Nastała ciemność, a kiedy się obudziłam, czułam jedynie pustkę. Nie potrafiłam pogodzić się z tym wszystkim. Leżałam na łóżku szpitalnym zupełnie sama. Nie było przy mnie nikogo bliskiego, bo walczyli w obronie Konohy. Nie chciałam dłużej siedzieć w szpitalu, więc uciekłam. Zaszyłam się w domu. Byłam załamana. Pod wieczór doszły mnie słuchy, że udało się zakończyć wojnę. Tylko jakim kosztem? Poległo wielu młodych, jak i starych shinobi. Dla mnie jednak świat przestał istnieć. Nie mogłam znieść dzisiejszych wiadomości. Jeden dzień, a tyle złych wydarzeń. Podniosłam się i udałam do łazienki. Nie widziałam dla siebie przyszłości. Może i nie myślę racjonalnie, ale chcę przestać cierpieć. Wzięłam kartkę i zaczęłam pisać.
"Itachi, wszystkie dzisiejsze wydarzenia totalnie mnie dobiły. Nasz syn Ren poległ w walce z wrogiem, a nasze nienarodzone maleństwo odeszło. Straciłam naszą malutką córeczkę. Nic nie będzie takie samo. Zbyt wiele straciłam i nie mogę się z tym pogodzić. Jesteś cudownym mężem i ojcem. Nasze dzieci są już dorosłe i poradzą sobie w życiu beze mnie, a Rasa niech rośnie na silnego shinobi. Itachi, jesteś miłością mojego życia i tego nikt ani nic nie zmieni. Dałeś mi cudowne dziesięć lat małżeństwa. Nigdy nie żałowałam tego, że dałam nam drugą szansę. Byłam przy tobie szczęśliwsza niż przez wszystkie lata, gdy byłam z dala od ciebie. Kocham i zawsze będę kochała jedynie ciebie. Kiedy czytasz ten list, zapewne będę już dawno martwa. Nie chcę dłużej żyć. Przepraszam za to wszystko. Bądź szczęśliwy, kochanie. Twoja na zawsze kochająca Kyōko."
Położyłam list na krześle i weszłam do wanny. Odkręciłam wodę i kiedy było jej wystarczająco, sięgnęłam po kunai. Dwa szybkie ruchy na obu nadgarstkach i patrzyłam, jak krew zaczyna barwić wodę na czerwono. Później była tylko ciemność.
*Itachi*
Miałem złe przeczucia. Wojna niby dobiegła końca i mogliśmy wrócić do domu, jednak z drugiej strony czułem, że stało się coś złego. Użyłem portalu i zabrałem dzieci do wioski. Byliśmy zmęczeni całą walką i brakiem odpoczynku. Po przekroczeniu progu naszego domu kazałem dzieciom iść się położyć. Chciałem, aby odpoczęli, bo dzielnie znieśli warunki, jakie panowały na froncie. Sam udałem się do łazienki, gdzie od razu zacząłem ratować ukochaną. Była całym moim światem. Rozejrzałem się i dostrzegłem list. Szybko go schowałem do kieszeni. Podniosłem Kyōko z wanny i używając portalu, zabrałem ją do szpitala. Tsunade patrzyła na mnie zdziwiona.
-Wszędzie jej szukaliśmy. Połóż ją i zaczekaj za drzwiami. Nie martw się. Przeżyła dziś tragedię więc nic dziwnego, że to zrobiła.-powiedziała Tsunade, zupełnie jakby wiedziała, o co chcę zapytać.
-Dobrze. Ratuj ją i dziecko. Nie chcę ich stracić.-wyznałem, siadając na krześle.
-Itachi...wyjaśnię to później.-powiedziała Tsunade ze smutkiem w głosie.
Już po minie Tsunade wiedziałem, że coś było nie tak. Wyjąłem z kieszeni list i zacząłem go czytać. Może tu znajdę odpowiedzi. Byłem zdruzgotany po tym, co zawierał owy list. Teraz już wiedziałem, co kierowało moją żoną. Straciliśmy jednego dnia dwoje dzieci. Żadna kobieta nie powinna tego przechodzić. Wojna odebrała mi zbyt wiele. Nie chcę teraz stracić również mojej ukochanej. Miałem nadzieję, że Tsunade uratuje moją żonę. Chciałem z nią spędzić resztę życia. Kiedy z sali wyszła Tsunade, podniosłem się i nie dałem jej nic powiedzieć.
-Nie musisz mi nic tłumaczyć. Wiem już o wszystkim. To dlatego ona...ona...to zrobiła. Straciliśmy dziś dwoje dzieci. Powiedz mi tylko co z nią?-zapytałem zdenerwowany jak nigdy.
-Przyniosłeś ją w ostatniej chwili. Tylko to ją uratowało. Nie martw się, jest stabilna, ale nieprzytomna. Powinna się obudzić dziś lub jutro. Wojna zabiera zbyt wiele ważnych dla nas osób. Wiem, co ona czuje. Wojna odebrała mi moją córkę i jej ukochanego. Co prawda ona nie była na froncie, ale widziała śmierć ukochanej jej osoby. Sam wiesz, co się stało w dniu narodzin Kyōko. Musisz być dla niej wsparciem. Możesz do niej wejść.-odpowiedziała Tsunade ze smutkiem w głosie.
Od razu wbiegłem do sali, gdzie leżała Kyōko. Usiadłem obok niej i złapałem za jej dłoń. Martwiłem się o ukochaną.
-Kyōko...żałuję, że mnie przy tobie nie było. Nie dopuściłbym do tego, co zrobiłaś. Jestem przy tobie, kochanie.-powiedziałem zmartwiony, nie chciałem jej stracić.
Nagle poczułem, jak dłoń mojej żony zacisnęła się. Spojrzałem na nią i widząc, że się zbudziła. Ucieszyło mnie to. Przytuliłem ją do siebie delikatnie.
-Co ci strzeliło do głowy, kochanie. Nie rób tego więcej. Nie chcę cię stracić. Razem przejdziemy przez ten czas. Jestem przy tobie i nie zostawię cię.-powiedziałem ze łzami w oczach.
-Itaś...czemu...czemu oni? Czemu musieliśmy stracić nasze dzieci? Nie zniosę kolejnej straty. Nic nie będzie takie samo. Tak bardzo brakuje mi naszego syna. Był taki młody, miał całe życie przed sobą.-szepnęła ze smutkiem w głosie.
-Nie płacz, kochanie. Tak długo, jak jesteśmy razem, tak wszystko będzie dobrze. Kocham cię moja piękna. Nigdy o tym nie zapominaj. Nie chcę cię stracić.-wyznałem, całując ją namiętnie.
Cieszyłem się, że się obudziła. Była całym moim światem i za nic nie chciałem jej stracić.