Rozdział X

22 6 0
                                    

Aut.Rozdział powstał 3 lutego 2024. Dajcie znać, czy się wam podoba. Miłego czytania.

24. 10. 2012

Naruto nie odstępował mnie na krok. Nawet gdy musiał ruszyć do Amegakure po zapasy, zostawałam pod opieką jego klona. Wiem, że martwi się o mnie, ale jest zbyt nadopiekuńczy. Tego dnia wyszłam przed domek, by chociaż chwilę pobyć sama. Spojrzałam przed w niebo, gdy nagle zaczął padać deszcz, jednak nic sobie z tego nie robiłam. Stałam zamyślona na zewnątrz, gdy za mną zjawił się Naruto.
-Siostrzyczko, wracaj do środka. Ledwo na nogach stoisz.- powiedział Naruto z troską w głosie.
-Już wracam. Nie musisz być taki nadopiekuńczy. Nic mi nie jest.- szepnęłam lekko zła na niego.
-Kyōko, zawsze będę się o ciebie martwił, datebayo!- wykrzyczał Naruto i wziął mnie na ręce.

Zaniósł mnie do mojego pokoju i postawił na ziemię. Przyjrzał mi się, po czym jego wzrok utkwił na moim brzuchu, który był bardziej widoczny przez to, że ubranie było mokre i opinało mój brzuch. Naruto podszedł bliżej i przytulił mnie delikatnie.
-Będę wujkiem! Kyōko... czemu ukrywasz tę informację? Czy...on wie o tym datebayo?- zapytał Naruto z uśmiechem na twarzy.
-Nikt nie wie, że spodziewam się dziecka. Chcę, by tak zostało, braciszku. Nie ma pewności, że przeżyje poród więc... obiecaj mi, że zajmiesz się moją córką, gdybym umarła. Zabierz ją bezpiecznie do Konohy i miej na nią oko, braciszku.- szepnęłam ze smutkiem w głosie.-Malutka ma się urodzić pierwszego stycznia także... zabierz ją, gdy będzie cieplej. Nie wracaj z nią, gdy jest tak zimno. Poczekaj, aż będzie ciepło za dnia, jak i w nocy.- dodałam po chwili.
-O czym ty mówisz? Jak to możesz umrzeć, datebayo?-zapytał Naruto ze zdziwieniem na twarzy.
-Naruto...mój organizm jest wyniszczony. Sama jestem sobie winna tego, że tak się stało. Chciałam umrzeć, więc niewiele jadłam. Ciąża to pogarsza, bo co zjem, to zwracam...nie chcę medyków. Jeśli mam umrzeć to niech tak będzie. Opiekuj się malutką Rayą. Zostaniesz jej ojcem chrzestnym?-wyznałam z nikłym uśmiechem na twarzy.
-Oczywiście, że będę jej chrzestnym...jednak wierzę w to, że nie umrzesz. Poradzimy sobie razem. Nie poddawaj się, siostrzyczko. Nie chcę cię stracić, datebayo!- krzyknął Naruto ze łzami w oczach.
-Braciszku... nie mam sił do walki z moim losem. Co ma być, to będzie. Itachi poradzi sobie ze wszystkim. Co prawda będzie wam, jak i jemu ciężko, ale wiem, że pogodzicie się z moją śmiercią. Nie płacz... Naruto... nie...-niedane mi było dokończyć zdania, bo zaczęłam mieć bardzo duszący kaszel.

Przyłożyłam chusteczkę do ust, a kiedy spojrzałam na nią i dostrzegłam krew, byłam przerażona. Wiedziałam, że moje szanse na przeżycie porodu są nikłe. Spojrzałam na Naruto ze łzami w oczach. Był jedyną osobą, jaką dopuściłam do siebie.
-Braciszku... wezwij...medyka. Nie wytrzymam dłużej. Przepraszam, że będziesz przy mnie, gdy umrę. Zadbaj o Rayę, gdy zostanie tu bez swojej matki.-wyznałam, znów wypluwając z ust sporo krwi.
-Zabiorę cię do szpitala. Tam będziesz mieć większe szanse na przeżycie, datebayo!-wykrzyczał Naruto ze smutkiem w głosie.
-Natuto... to... nic... nie... da.-powiedziałam, zerkając na Naruto.
-Zabieram cię tam i koniec tematu.-rzekł Naruto stanowczym głosem.

Jak powiedział, tak też zrobił. Wziął mnie na ręce i ruszył w stronę Amegakure. Na miejscu, medyczka, która zajmowała się mną, od razu zaczęła mnie badać. Po jej minie wiedziałam, że jest źle. Miałam jednak nadzieję, że nim odejdę, zobaczę moją córkę. Wezmę ją w ramiona, chociaż na chwilę.
-Dobrze, że ją tu zabrałeś. Zajmę się nią i nie pozwolę im umrzeć. Zrobię wszystko by Kyōko i malutka Raya były całe i zdrowe. Lepiej zostawmy ją teraz samą. Musi przetrawić złe wiadomości.-powiedziała kobieta ze smutkiem w głosie.
-Nie mogłem zostawić ją w takim stanie. Mam nadzieje, że obie będą zdrowe. Nie chcę stracić mojej siostry, jej dzieci także ją potrzebują.- wyznał Naruto, łapiąc delikatnie moją dłoń.
-Naruto...poradzicie sobie... beze mnie.- wyszeptałam ze łzami w oczach.
-Nawet tak nie mów. Nie chcę cię stracić, siostrzyczko. Dzieci też chcą mieć cię w swoim życiu, datebayo.- szepnął Naruto smutnym głosem.
-Chce zostać sama, braciszku. Jestem zmęczona.- powiedziałam, zamykając na chwilę swoje oczy.
-Wrócę do ciebie jutro. Odpocznij i nie poddawaj się, Kyōko.- wyszeptał Naruto, całując mnie w czoło.

Kiedy wyszedł wraz z medyczką, wzięłam głęboki wdech, co sprawiło ogromny ból. Wyjęłam zwój i zaczęłam pisać wiadomość do Itachiego. Nie mogłam odejść bez wyjaśnienia całej sytuacji. Musiał poznać całą prawdę. Nawet jeśli jest ona najgorsza z możliwych.
„Drogi Itachi. Piszę do ciebie tę wiadomość, byś wiedział wszystko ode mnie, a nie osób trzecich. Zostało mi nieco ponad miesiąc. Chociaż tak naprawdę to mogę umrzeć w każdej chwili. Dziękuję za wszystkie cudowne chwile spędzone w twoich ramionach. Dzięki tobie wszystko nabrało sens, jednak nic nie trwa wiecznie. Jesteś i zawsze pozostaniesz miłością mojego życia. Nigdy nie sądziłam, że zostanę twoją żoną i matką naszych dzieci. Nigdy nie będę tego żałować. Dzięki tobie jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Mam nadzieję, że z czasem pogodzisz się z moją śmiercią i znajdziesz kobietę, która zastąpi naszym dzieciom matkę. Dbaj o nich, jakby to był największy skarb. Pamiętaj, że bardzo cię kocham i do końca moich dni będziesz w moim sercu. Będę na ciebie czekała po drugiej stronie. Tylko nie dołącz do mnie zbyt szybko. Twoja kochającą żona, Kyōko.„

Kończąc pisać, złapał mnie kaszel i niewielka ilość krwi spadła na zwój jednak nie chciałam pisać od nowa. Wezwałam Nero i gdy tylko się zjawił, wręczyłam mu przedmiot.
-Dostarcz ten zwój... do mojego męża, Itachiego. Musi to dostać... tak szybko... jak się da. Dziękuję, że mogłam być... twoją przyjaciółką... Nero.-wyznałam, zasłaniając usta chusteczką.
-Dostarczę ten zwój. To zaszczyt móc być twoim przyjacielem. Wyglądasz dziś bardzo marnie.- powiedział Nero, biorąc ode mnie zwój.
-Nie zostało mi... wiele czasu. Do pierwszego... stycznia nie ma... zbyt wiele czasu. Mój stan... się pogarsza... więc mogę umrzeć... w każdej chwili. Nie mam sił... by walczyć. Dziękuję, Nero.- szepnęłam, coraz ciężej oddychając.

Nero szybko zniknął za moją namową. Zamknęłam oczy, czując ogromny ból, smutek, jak i zmęczenie. Chciałam chociaż raz zobaczyć Itachiego i pożegnać się tak jak należy. Był najważniejszym mężczyzną w moim życiu i nic ani nikt tego nie zmieni. Przy nim byłam szczęśliwa i będę go kochała do ostatniej chwili mojego życia. Wszystko ma swój początek, jak i koniec.

Prawdziwa MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz