Aut.13 styczeń 2024. Mam nadzieję, że ten rozdział również się spodoba. Miłego czytania.
8. 01. 2016
Moja córeczka, Raya obchodziła dziś swoje trzecie urodziny. Chciałam, aby ten dzień był idealny, jednak tak się nie stało. Ren wciąż odzywał się do mnie bezczelnie i nasza relacja nie była taką, jaką pragnęłam. Coraz częściej uciekał do swojego ojca, co mnie ogromnie bolało. Tego dnia nie było lepiej.
-Jesteś beznadziejną matką! Wolałbym, aby kto inny nią był!-krzyknął Ren ze złością.
-Ren! Nie tym tonem do swojej matki! Ona cię kocha, dba o was i stara się, byście mieli wszystko.-powiedział Gaara stanowczym tonem głosu.
-Nie jesteś moim ojcem, by mówić mi, jak mam się odzywać do tej...sz...-Ren nie dokończył wypowiedzi, bo dostał z liścia od Gaary.
-Jeszcze raz spróbuj nazwać tak swoją matkę, a twój ojciec będzie twoim najmniejszym problemem.-powiedział wkurzony Gaara i przytulił mnie do siebie.-Kyōko, nie płacz. Porozmawiam z jego ojcem i wygarnę mu wszystko!-dodał po chwili i pocałował mnie w czoło.
-Nie idź tam. Muszę sama poradzić sobie z moim synem. Relacji nie da się odbudować tak szybko. W najgorszym razie...stracę syna.-wyznałam, wtulając się w Gaarę coraz mocniej.
-Nikt nie będzie w ten sposób odzywał się do ciebie. Przyda mu się rozmowa z ojcem.-powiedział Gaara, wciąż mnie trzymając w ramionach.Było mi tak bardzo smutno z powodu słów wypowiedzianych przez mojego syna. Starałam się, aby mieli wszystko, czego potrzebują, a jemu nic nie pasuje. Może lepiej jak zamieszka z ojcem? Może tam będzie szczęśliwszy niż ze mną? Nie wiedziałam już co mam robić. Po chwili odsunęłam się od Gaary i wybiegłam z domu. Zatrzymałam się dopiero nad grobem mojej matki. Tu chociaż przez chwilę mogłam pobyć sama, pomyśleć na spokojnie. Upadłam na ziemię i dałam upust łzom.
-Jestem beznadziejną matką. Ren ma rację, jestem nic niewartą...szmatą. Nie zniosę dłużej jego obelg i tego, jak się zachowuje. Jestem sama sobie winna, że tak jest. Zjebałam wszystko i nie dam rady tego naprawić. Jemu lepiej będzie z ojcem niż ze mną. To Itachi go wychowywał przez te wszystkie lata. Mnie nie zna i nie dopuszcza mnie do siebie.-wyznałam ze smutkiem w głosie.-Czemu to tak cholernie...boli? Mamo...zabierz mnie do siebie. Już dawno powinnam być martwa, więc może tak będzie lepiej?-zapytałam po chwili sama siebie.
-Nie mów tak, kochanie. Nie chcę cię stracić bezpowrotnie. Kyōko...kocham cię!-wyznał Itachi, tuląc mnie delikatnie do siebie. Nie potrafiłam go od siebie odepchnąć, potrzebowałam go.
-Itachi...zabierz Rena do siebie. Ja...nie zniosę dłużej jego obelg. Ja dla niego nie istnieję...wolałby, aby kto inny był jego matką niż ja.-szepnęłam, a po moich policzkach leciało coraz więcej łez.
-Dobrze...ale rozmowa go nie ominie. Nie pozwolę naszemu synowi na to, aby traktował cię w taki sposób. Kyōko...kochanie...pozwól mi przyjść dziś do was.-powiedział Itachi z czułością w głosie.
-Nie...nie możesz. Zawsze to ja przyprowadzam dzieci do ciebie i niech tak zostanie. Zresztą...Gaara jest u mnie i nie chcę, aby doszło do bójki.-odparłam, po czym odepchnęłam go od siebie. Nie wie, że tak naprawdę nie chciałam, aby poznał naszą córeczkę, Rayę. Nadal nie wie o jej istnieniu, bo udało mi się przekonać przyjaciół do tego, aby nic nie mówili. Wiedziałam, że kiedyś i tak się dowie.
-Kyōko...proszę cię...nie odchodź.-wyznał Itachi, łapiąc moją rękę tylko po to, aby przyciągnąć mnie do siebie. Nagle poczułam na swoich ustach smak jego pocałunku. Brakowało mi tego przez cały czas. Trwało to tylko chwilę, bo w porę się opamiętałam i odepchnęłam go. Podniosłam się i spojrzałam na niego.
-Nigdy więcej mnie nie całuj. Nigdy nie będziemy razem! Idź do tej swojej panienki, a mi daj spokój!-krzyknęłam ze złością w głosie.
-Kyōko...nie zrobię tego. Wiem...popełniłem ogromny błąd...zraniłem cię jak nigdy. Żałuję tego, naprawdę. Daj mi szansę, nie chcę cię stracić.-wyznał Itachi, patrząc w moje oczy.
-Nie...nie dam ci szansy. Itachi...ja...nie kocham cię. Jestem z Gaarą i nie mieszaj się między nas.-skłamałam, patrząc na niego.