Rozkwit

9 2 0
                                    

Chmury płyną po niebie. Deszcze za mną kroczy. Ciepła nie doznaje. Dreszcze, powodowane chłodem były już częścią mnie. Otumaniony jak większość w mieście. A serce? Gdzieś zostawione rozerwane przez emocje targane wiecznie. Wciąż dzwonią telefony nie dając spokoju. Wciąż dzwonią telefony odcinając mnie na linii z ciszą. A ja umieram biorąc to jak fobie, widząc pewien numer w rejestrze nieodebranych połączeń. Zostawiłem tyle miejsc, usunąłem tyle zdjęć. Czy odbicie, czy moje serce przypomniało już o czymś. Zapomniałem jak to jest. Jak to tęsknić. A dziś? Pamiętam. Świadomość ta pozwoliła mi ruszyć szybciej. Uciekając przed kroplami, przed czarnymi chmurami. Czuje. Czuję ten wiatr który zaczął mnie chronić. Wcześniej nabieraliśmy się jak wdech pustego, szarego, wyblaknietego, gdzieś ozdabianego w tlen tekturowego szczęścia. Teraz powiał nam wiatr. Dobry wiatr. Ciepły wiatr. Tam gdzie szlak, ale nigdy w twarz, tylko w żagle wiał. Dobry wiatr, co rozwiewa wczorajsze. Może początek czegoś nowego. Ale nie wierzę, w to. Gubię kroki w dymie w księżycową noc. Siły spadają. Niedługo deszcz mnie dogoni znów. Niech ten wiatr poleci do kogoś innego. By się nie zmarnował. By ona mogła dłużej z niego korzystać. A ja? Mogę marznąć. Mogę moknąć. To moje życie, prawda? Przyzwyczaiłem się do niego. A inni potrzebują lepiej. Może dzięki temu, będę mógł rozkwitnąć jak róże, o które proszę by nie kłaść zanim umrę...

Amatorska Sztuka z ZabarwieniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz