1. Powrót

1.6K 23 3
                                    

CZERWIEC

Outer Banks.
Mijając tablicę z tym napisem zawsze czułam radość rozpoczynających się trzymiesięcznych wakacji, na które czekałam każdego roku od dziecka. Okropny zapach ryb, skrzekot mew, piasek w każdym bucie i dźwięk morza. Ciepły wiatr. Przyjaciele, imprezy i surfing. Ogniska, imprezy na plaży i uśmiech za każdym razem kiedy budzę się w pokoju u Cameronów. Przyjeżdżałam tutaj razem z moimi rodzicami w każde wakacje odkąd skończyłam pięć lat. Moi rodzice pochodzą stąd, tutaj się poznali, tutaj się w sobie zakochali bez pamięci i to tutaj zaprzyjaźnili z Cameronami. Ale w to lato jest inaczej. Nie ma ich tu ze mną. I nigdy więcej nie będzie. Zostałam sama tutaj i zostałam sama w Californii, do której już nie wrócę. Nie potrafię się tam odnaleźć kiedy nie ma ich ze mną. Mieszkanie jest puste. Echo jest nie do zniesienia. Nie umiem tam żyć. Bez nich to już nie jest mój dom. Dlatego podjęłam decyzję, że przeprowadzam się tu. Na jakiś czas. Może na zawsze? Nie wiem. Tylko Rose i Ward wiedzą, że się nad tym zastanawiam - ale oni nie zadają zbędnych pytań - bo dopóki nie zadecyduję nie chcę żeby ktokolwiek o tym wiedział. Zwłaszcza Sarah.  Pytanie padłoby z jej ust każdego dnia dlaczego się w ogóle nad tym zastanawiam, że to powinno być oczywiste i co mnie powstrzymuje bo przecież mam tutaj ich i uwielbiam to miejsce. No właśnie. Uwielbiałam je.
Uwielbiałam je do przedostatniego dnia sierpnia, przedostatniego poranka przed moim powrotem kiedy to obudziłam się w łóżku jej brata po imprezie jaką urządził w ich domu. I nie chodzi o to, że uprawialiśmy seks i nie chodzi o to, że to jej bart. I nawet nie chodzi o to, że Rafe doskonale wiedział, że wzdycham do niego od zawsze. Nie. Chodzi o to co powiedział i jak się zachował zaraz po tym. Uwierzcie mi. Znam go całe pieprzone życie. On za mnie całe swoje pieprzone życie i jedyne co potrafił powiedzieć to, że to był duży błąd. Że to nie powinno się wydarzyć, ale w sumie, że oboje byliśmy pijani i on wykorzystał mnie, a jego bo przecież zawsze tego chciałam. Zabolało i boli mnie do dziś. Dlatego to, że zdecydowałam się tu wrócić i jeszcze zamieszkać z nim w jednym domu, a dzielić nas będzie jedna ściana na prawdę sporo mnie kosztuje. Ale po śmierci rodziców i po tym jak on mnie skrzywdził mam wrażenie, że już przetrwam wszystko. Każdy huragan, każdą burze. Wszystko. Moje uczucia i emocje są tak skrajnie obolałe, że przeraża mnie obojętność z jaką budzę się każdego ranka. Chcę, żeby to się zmieniło. Nie chcę takiego życia. Nie chcę taka być. Chcę, żeby Mary Ann z zeszłego lata wróciła.
Wyglądam za okno, a promienie popołudniowego słońca parzą mnie w twarz i to jest przyjemne. Moja skóra tego potrzebuje. Otwieram oczy kiedy samochód zatrzymuje się przed wielką czarną metalowa bramą. Mam urywany oddech kiedy dociera do mnie, że to już i że zaraz będę musiała zobaczyć pomyłkę zeszłego lata. Ironia. Przykładam kartę do terminalu dziękując za usługę, a miły starszy pan oferuje mi jeszcze pomoc z bagażami. Wychodząc z taksówki bucha we mnie ciepłe i wilgotne powietrze, które jest mocno nostalgiczne.
– Bardzo dziękuję. – mówię prosto z serca kiedy  mężczyzna towarzyszy mi w taskaniu walizek tuż pod drzwi białego domu. Rafe tak go nazywa. Nieważne.
– Dla tak uroczej panienki wszystko. – uśmiecham się. – Czy to przeprowadzka czy Wy kobiety zawsze pakujecie całą szafę na kilka dni? – śmieję się szczerze pierwszy raz od długiego czasu. Może to miejsce ma w sobie tą magię jak podkreślała zawsze mama? A może to Ci pogodni ludzie?
– Przeprowadzka, na dłuższy czas. Może na zawsze. – odpowiadam wracając z nim do samochodu po kolejne bagaże jednak zanim chwytam za plastikowe ucho walizki zdejmuję gumkę z nadgarstka i spinam włosy w wysoki kucyk. Zmieniłam kolor z blond na ciemny zimny brąz, zapuściłam za ramiona i ta zmiana była mi potrzebna. Czuję się dobrze.
– Oj to cudownie, skóra panienki potrzebuje tutejszego słońca. – nie potrafię się nie uśmiechać do starszego faceta. Ludzie tutaj są zupełnie inni niż w Californii. Tamci są zabiegani, zestresowani i wiecznie na wszystko narzekają, ciągle coś jest złe. Ludzie z Banks dadzą ci serce na dłoni, są pomocni, uśmiechnięci i cieszą się wszystkim co daje im dzień. Mama zawsze powtarzała, że tu jest wszystko co dusza zapragnie. Miała racje.
– Mary kochanie w końcu jesteś!
– Cześć ciociu Rose. – kobieta zbiega ze schodów z otwartymi ramionami szczelnie zamykając sobie w nich  moje ciało. Moje ręce obejmują jej talię, a zapach jej perfum kojarzy mi się tylko z mamą. Uwielbiała je. Oddech mi drży, ale łzy nie popłyną. Już nie. 
– Zmieniłaś się. Pięknie Ci w tym kolorze, wydoroślałaś przez ostatni rok. – mówi dotykając dłonią końcówek moich włosów. Jej oczy bacznie mnie obserwują, szklą się i wiem, że jest bliska płaczu. – Wyglądasz zupełnie jak Emma kiedy była nastolatką. – uśmiecham się.
– Ostatnio często to słyszę.
– Dobra, zostaw bagaże. Rafe je zabierze do Twojego pokoju, a Ty choć coś zjeść bo na pewno jesteś głodna i zmęczona. – na wzmiankę o jej synu oddech zatrzymuje mi się w gardle.
– Rafe jest w domu?
– Zaraz wróci z Top'em, pojechali po jego nowy motocykl choć ja byłam przeciwna, ale Ward stwierdził, że to okazyjna cena. – zagryzam usta patrząc na walizki. Jest ich aż osiem i nie należą do lekkich, a schodów w domu Cameronów jest sporo.
– W zasadzie to wolałabym sama je wnieść, nie są takie ciężkie i chciałabym wziąć prysznic, a w nich mam swoje rzeczy więc... – mówię.
– Och dobrze, skoro tak ja Ci pomogę. – wzrusza ramionami Rose chwytając za pierwszą walizkę i powoli wnosi ją do środka domu. – Ward! Ward choć tutaj! Mary już jest! I potrzebna nam pomoc! – krzyk cioci roznosi się echem pomiędzy ścianami. – Te walizki wcale nie są takie lekkie jak mówiłaś. – mówi patrząc na mnie z mocno zmarszczonymi brwiami. Próbuję powstrzymać śmiech, ale zaraz sobie przypominam, że właśnie po to tutaj jestem. Żeby się śmiać dlatego pozwalam emocją wyjść na zewnątrz.
– Mary? – odwracam głowę na widok wujka, który wygląda tak samo dobrze jak każdego lata. – Mary nie poznałem Cię, wyglądasz inaczej. Ten kolor Ci pasuje, wyglądasz zupełnie jak... – nagle przerywa i doskonale wiem dlaczego. Spotykałam to również w Californii i wiem, że będę spotykać to też tutaj. Ludzie nie wiedzą czy powinni w ogóle rozmawiać ze mną o ich śmierci.
– Jak moja mama, tak wiem.
Dopowiadam z uśmiecham, który również teraz gości na ustach wujka Ward'a kiedy podchodzi bliżej, żeby mnie przytulić. Zaniesienie bagaży do mojego pokoju, który jest we wschodniej części domu zajmuje nam kilka minut dzięki pomocy wujka. Rozpakowaniem zajmę się wieczorem, teraz potrzebuję wziąć ciepły prysznic i wyjść na ogród żeby napawać oczy widokiem.
– Dziękuję za pomoc, wezmę kąpiel i zajdę do Was na dół. Daje mi pół godziny, może czterdzieści minut. – mówię z lekkim uśmiechem patrząc na małżeństwo, które nie wiem, że ich syn w zeszłe lato rozdziewiczył mnie kilka kroków za nimi.
– Pół godziny, musisz coś zjeść. –  przykazuje ciocia Rose kiedy jej mąż wypycha ją z pokoju naśladując ją robiąc śmieszne miny. Kiedy zamykają się drzwi, a cisza wypełnia cztery ściany mam chwilę żeby rozglądnąć się dookoła.
Wszystko jest takie jak zawsze. Duże drewniane łóżko stoi przy ścianie idealnie pościelone przez ciocię i ze świeżą nową różową pościelą w białe kwiatki. Zaraz obok drzwi na ścianie wisi duże lustro, a pod nim drewniana długa komoda ze zdjęciami na które spoglądam z nostalgią. Jedno z nich, które przewróciłam fotografią w dół zostało poprawione dlatego podchodzę i wywracam je tak jak je zostawiłam w przedostatni dzień sierpnia. Na przeciwko łóżka przy ścianie duża przesuwana szafa, do której powinny zmienić się rzeczy z moich siedmiu walizek. Powinny. Odwracam się, robię kilka kroków i otwieram duże drzwi z wyjściem na mały balkon otoczony czarnym zdobionym metalem. Uśmiech sam wchodzi na moje usta kiedy widzę morze, kiedy je słyszę, kiedy czuję zapach świeżo skoszonej trawy na ogródku, ale znika kiedy mój wzrok ucieka na taki sam mały balkon po mojej lewej stronie należący do Rafe'a. Dlaczego nie mogłam dostać pokoju obok Sarah?
Wchodzę z powrotem do środka, otwieram żółtą walizkę z której wyjmuję bieliznę, krótkie szorty i białą koszulkę na ramiączkach. Jedną z zalet tego domu jest własna łazienka w każdej sypialni, to cudowne rozwiązanie, którego zawsze brakowało mi w Californii. Kładę ubrania na umywalkę, odkręcam pod prysznicem ciepłą wodę i zamykam drzwi do łazienki kiedy zdejmuję rzeczy z długiej podróży. Wkładam je do białego kosza na brudną odzież, a następnie wchodzę pod prysznic gdzie ciepła woda o zapachu zupełnie innym niż w Californii zmywa moje zmęczenie z ciała. Uśmiecham się lekko na widok truskawkowego szamponu, który zawsze jest tu ze mną. Rose pamięta o wszystkim. Uwielbiam ten zapach. Uwielbiam wszystko co ma zapach czerwonej truskawki. Zamykając oczy, pieniąc żel na moim ciele nie chcę, lecz zawsze wracam wspomnieniami do sierpniowej nocy i do słów jakie mi wtedy mówił. Byłam pijana, ale świadoma. Pamiętam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, nie to co on. Pamiętam jak co moment mówił mi jaka jestem piękna, że zrobi wszystko, żeby ten pierwszy raz był dla mnie jak najbardziej przyjemny. Jego dotyk, to jak na mnie patrzył, jego oczy wcale nie wyglądały na tak bardzo nietrzeźwe. Były przejrzyste i szczere. Tak przynajmniej myślałam. Cieszyłam się że to Rafe jest moim pierwszym razem, chciałam żeby nim był, ale nie w taki sposób. Nie wykorzystałam go tylko dałam się ponieść tej chwili i byłam pod jego urokiem. Głupia łudziłam się, że on w końcu weźmie mnie na poważnie bo zeszłego lata spędziłam z nim więcej czasu niż z Sarah czy Topperem, na prawdę byliśmy ze sobą blisko i myślałam, że to coś dla niego znaczy.
Nie. To był błąd. On wykorzystał mnie, a ja jego. Nietrzeźwi. Zapomnijmy. To się nie wydarzyło.
– Cokolwiek.
Szepczę zakręcając wodę, wykręcam włosy wychodząc na miękki biały dywanik i otulam ręcznikiem każdy skrawek ciała żeby pozbyć się wody. Robię to też z włosami, ale nie przykładam się bo i tak zaraz wyschną. Rozczesuję je szczotką, zakładam bieliznę, szorty i koszulkę wychodząc z łazienki. Szukam w jednej z walizek klapek, ale zamiast ich w moje ręce wpada ramka ze zdjęciem na którym jestem ja z moimi rodzicami. Zagryzam usta bo zdjęcie zostało zrobione dzień przed tym jak ich samochód wpadł w karambol. Jeszcze wtedy nie widziałam. Ale cieszę się, że byliśmy wtedy szczęśliwi. Nie wiem czy potrafiłabym oddychać ze świadomością, że rozstałam się z nimi w niewyjaśnionej kłótni. Chyba nie. Sumienie zżerałoby mnie od środka. Kładę ramkę ze zdjęciem tuż na półce obok łóżka i znów szukam klapek, które okazują się być w innej walizce. Zostawiam telefon na łóżku wychodząc i pierwsze co widzę to drzwi do pokoju Rafe'a,  które są na wprost moich.
Pamiętam jak trzasnęłam nimi w sierpniowy poranek.
Mam nadzieję, że tego lata nie będziemy na siebie często wpadać.

Last summer was a mistake (Rafe Cameron)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz