22. Daj mi trochę siebie

824 18 3
                                    

Siedzę w swoim pokoju wpatrując się w walizkę stojącą w rogu złączenia ścian. Nadal jej nie otworzyłam. Nadal sama jej potrafię. Nadal się boję, a ona codziennie na mnie patrzy. Czuję, że powinnam zrobić to sama, to dość intymne dla mnie. Pakowałam ją, ale nie pamiętam co jest w środku. To jak czarna dziura w mojej głowie.
— Boże daj mi jakiś znak. — jęczę pod nosem chowając twarz w dłoniach i dokładnie w tym momencie drzwi się otwierają.
— Rose kazała ci przynieść kolację do pokoju i zapytać czy czujesz się już lepiej. — odsłaniam twarz i patrzę na Rafe'a Camerona, który trzyma w dłoniach tackę. Zapach gofrów przywołuje nostalgię przez co zaczyna wzbierać mi się na łzy. — Kurwa Mary wszystko w porządku? To tylko gofry. — mówi pośpiesznie. Podchodzi odkładając tackę na komodę, a następnie kuca przede mną oglądając moje ciało jakby sprawdzał czy nie stała mi się krzywda.
— Nie. To znaczy tak. Tak, wszystko w porządku.
— A teraz powiedz prawdę.
Mówi szeptem pieszcząc dłońmi moje nagie uda. Patrzę w najpiękniejsze niebieskie oczy wypuszczając drżący oddech z ust.
– Nadal jej nie otworzyłam. Walizki. – tłumaczę zerkając na rzecz w kącie rogu.
– Dlaczego?
Przez chwilę nie odpowiadam bo skupiam się wyłącznie na jego dotyku. Na tym jak jego palce delikatnie i czule błądzą po moim ciele. Powinnam je zdjęć, powinnam się ich pozbyć jak najszybciej, ale bardziej pragnę mieć je na sobie. Nawet wspomnienia sprzed tygodnia jak pozostawił mi milczącą odpowiedź mnie nie zrażają. To popieprzone.
– Nie mam odwagi, boję się natłoku wspomnień, boję się płaczu i boję się że to wszystko do mnie wróci, teraz kiedy czuję, że się z tym pogodziłam i teraz kiedy w końcu czuję, że mogę żyć bez nich. – patrzę w sufit starając się powtrzymać w taki sposób łzy, które powoli zaczynają do mnie przychodzić.
– Kochanie nie płacz. – szepcze ujmując mój policzek.
– Nie możesz tak do mnie mówić.
– Mogę i będę.
Zbieram się na odwagę żeby spojrzeć mu w oczy i to był błąd. Tonę w nich bardziej niż zwykle. Tonę w trosce jaką na mnie patrzy, tonę w ich czułości i tonę w całej reszcie uczuć. Pieszczotliwe słowo jakim mnie nazwał sprawiło, że moje serce niebezpiecznie przyśpieszyło, a ciepło się w nim rozlało. Jestem kompletnie rozpieprzona.
– Otworzę ją z tobą. Będę przy tobie i jeśli w pewnym momencie stwierdzisz, że na dziś to za dużo zamkniemy ją i wrócimy do niej w inny dzień. OKEJ? – zjeżdża dłonią na moją brodę i ją zabiera.
Wstaje zamykając pierwsze drzwi, później przynosi walizkę, którą kładzie na środku pokoju. Dołączam do niego siadając na chłodnych panelach i skłamałabym mówiąc, że nie poczułam kolejnej fali ciepła kiedy chwycił mnie za biodra i przysunął do siebie. Siedzę między jego rozłożonymi nogami, a jego ciepłe duże dłonie jeżdżą powoli w uspakajającym rytmie po moich udach w górę i w dół.
Dlaczego nie możesz zawsze taki być Rafe?
Otwieram walizkę używając zamka błyskawicznego i wstrzymuję oddech kiedy uchylam jedno skrzydło. Pierwsze co czuję to zapach kadzideł mamy oraz mocne perfumy taty. Zaciskam oczy, a łzy same spływają po moich policzkach strumieniami.
– Hej kochanie, chcesz ją zamknąć? – pyta mnie Rafe, a jego ciepły oddech owiewa moją szyję.
– Nie. – odpowiadam łamiącym się głosem.
Wyjmuję pierwszą rzecz. Pomarańczowa sukienka mojej mamy w duże kwiaty eukaliptusa, którą uwielbiała. Uśmiecham się przez łzy dotykając miękkiej bawełnianej tkaniny. Przykładam ją do twarzy, a zapach kadzideł wprawia mnie w cichy śmiech.
– Tak bardzo jak uwielbiałem Emmę to jej dziwnych kadzideł nienawidziłem. – mówi chłopak i znów wprawia mnie w cichy śmiech.
– Mieszkałam z nią, pomyśl co ja przechodziłam.
Uśmiecham się lekko wyjmując następną rzecz należącą do mamy. Srebrny zegarek z grawerem jaki zaprojektował dla niej tata, data ich ślubu oraz wyznanie miłości. Wyjmuję kolejne pamiątki takie jak dwa oprawione bilety w ramkę z ich podróży poślubnej, zeszyt z wierszami mamy, które pisała w wolnym czasie, kilka naszych rodzinnych fotografii i biżuterię mamy. Kolejna rzecz to koszulka mojego taty zapinana na guziki z mnóstwem podpisów jakie zdobył podczas meczu rugby od zawodników Rugby FC Los Angeles, którą zawsze dumnie się chwalił.
– Weź ją. – obracam się z uśmiechem i łzami w oczach w objęciach Rafe.
– Nie mogę. – zaprzecza głowa.
– To ty oglądałeś z nim każde rozgrywki, nikt inny nie chciał tego robić. Weź ją.
Ciskam nią w jego pierś i staram się nie skupiać jak blisko siebie są nasze usta. Patrzę mu w oczy i mam wojnę w głowie pomiędzy tym żeby go pocałować, a odwrócić się i przeglądać dalej. Jestem w tej chwili rozwalona emocjonalnie i pragnę ukojenia. Z nim. Pragnę ciepła.
– Nienawidzę patrzeć kiedy jesteś smutna Mary. – szepcze drżącym głosem Rafe patrzą prosto w moje oczy.
– Daj mi trochę siebie Rafe. Teraz.
Brzmię żałośnie.
Wiem, ale nie dbam o to i nie dbam o moje złamane serce kiedy mi odmówi, albo kiedy będzie już po wszystkim. Pragnę go bardziej niż kiedykolwiek wcześniej i nie myślę o żadnych konsekwencjach.

Last summer was a mistake (Rafe Cameron)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz