– Aa!
Budzi mnie pisk, ciężkie ciało opada na moje przygniatając mnie i budząc ze snu, w którym chciałam posiedzieć dłużej.
– Sarah jest zbyt wcześnie żeby się przywitać, wróć za godzinę. – jęczę rozespana, a jej głośny śmiech przy moich uchu sprawia, że na chwilę głuchnę.
– Tak się cieszę, że tu jesteś! Tęskniłam za Tobą i Twoimi chamskimi odzywkami. – mocno mnie przytula, a uśmiech z samego rana gości na moich ustach. Pomimo, że to nie jest wymarzona pobudka w pierwszy dzień wakacji to i tak czuję napływające dobre wibracje. – Przepraszam, że nie było mnie wczoraj kiedy przyjechałaś. Trochę mi głupio.
– I powinno.
Śmieję się otwierają oczy kiedy dziewczyna kładzie się obok mnie. Wygląda na szczęśliwą, a jej skóra jest jak zwykle pięknie zjedzona przez słońce. Jest promienna. Twarz ma roześmianą i wypoczęta, a włosy jeszcze jaśniejsze niż rok temu.
– Jak było? – pytam z uśmiechem na ustach. Sarah kładzie się na plecach i patrząc się w sufit opowiada mi z uśmiechem jak miło spędziła czas ze swoim nowym facetem.
John B z jej historii wydaje się być ułożonym chłopakiem o dobrym sercu i o dobrych wartościach. Nie opuszczający ją uśmiech kiedy o nim opowiada jeszcze bardziej upewniam mnie w tym, że ten związek daje jej czystą radość i szczęście. Wydaje się być bardziej szczęśliwa i pełna życia niż będąc z Topper'em. Miło ich widzieć takich obojgu.
– Musisz ich poznać Mary. To świetni ludzie, a spędzanie z nimi czasu jest takie...lekkie. – marszczę brwi zupełnie nie rozumiejąc o co jej chodzi.
– Co to znaczy?
– Chodzi mi o to, że nie są tacy sztywni i wiecznie dobrze ubrani jak ludzie wokół, których obraca się nasz świat. Przy nich nieważne jak wyglądasz, czy masz pieniądze czy nie. Nie musisz zważać na słowa, nie musisz zastanawiać się czy zdanie, które wyszło z Twoich ust jest dobrze skonstruowane gramatycznie. Nie patrzą się na Ciebie z góry, nie oceniają. – wymienia na palcach u swojej dłoni. – Są zabawni i weseli. Nawet łowienie ryb i małż jest z nimi bardziej fascynujące niż wpłynięcie jachtem taty na morze. Rafe i Top na ludzi takich jak oni mówią Płotki, a John B i JJ na ludzi takich jak my mówią Snoby.
– Płotki? Snoby? Poważnie? – śmieję się.
– Poważnie Mary. Jesteś Snobem, ale teraz przebierz się i zejdź na dół bo Rose zrobiła śniadanie. Już jest wściekła bo ani tata ani Rafe nie zdążyli zjeść więc jeśli nie chcesz podpaść jej z samego rana rusz dupę. – mówi wstając z łóżka, a kiedy podchodzi do drzwi i je otwiera patrzy na mnie z lekkim uśmiechem mówiąc. – Cieszę się, że jesteś. I pamiętaj, że zawsze może ze mną pogadać. O wszystkim. O każdej porze.
– Wiem Snobie.
Uśmiecham się nawet do momentu kiedy drzwi się za nią zamykają. Rozciągam się na ciepłym łóżku i wstaję podchodząc do okna żeby otworzyć go na oścież. Idąc do łazienki patrzę na zamkniętą walizkę obok komody i wracają już nie tylko wspomnienia związane z rodzicami, ale też wspomnienia z naszej rozmowy Rafe'em. Koli podwójnie w oczy.
Biorę po drodze dresowe szare spodenki i niebieski luźny top w białe kwiatki, dwuczęściowy strój kąpielowy i zakładam na siebie wszystko będąc już w łazience. Myję zęby, rozczesuję włosy, przemywam twarz zimną wodą, żeby się nieco orzeźwić i zerkam przez chwilę na swoje odbicie w małym lustrze.
– Potrzeba mi słońca.
Dlatego dzisiaj muszę posurfować i odciąć myśli, a będąc w wodzie zawsze mi się to udaje. Woda zabiera wszystko pozostawiając jedynie przyjemny szum. Odcina. Zamykam drzwi, a telefon wkładam do kieszonki w spodenkach kiedy schodzę po schodach. W kuchni wita mnie uśmiechnięta ciocia oraz Sarah, która siedzi na wysokim barowym krześle jedząc tosty.
– Cześć Mary, jak Ci się spało? – zagaduje ciocia Rose nakładając mi na talerze sporą porcję tostów.
– Hej, cudownie do momentu kiedy ktoś nie wpadł do mojego pokoju i prawie nie połamał mnie swoim ciężarem. – mówię siadając i dziękując za przygotowany posiłek.
– Mówiłam Sarah, żeby dała Ci więcej snu.
– Owszem mówiłaś, ale szkoda tak pięknego dnia na późne pobudki no i fale są idealne.
– To może zjemy po drodze? – wymieniamy się spojrzeniem z dziewczyną, która kiwa głową z szerokim uśmiechem.
– No nie. Żartujecie sobie. – patrzę na zrezygnowaną kobietą, która podbiera się dłońmi o biodra uciekając wzrokiem raz na mnie raz na Sarah.
– Obiecuję, że zjem śniadanie w drodze. – mówię z pełnymi ustami kiedy do ręki biorę drugi tost z serem i szynką. – To najlepsze tosty jakie kiedykolwiek jadałam. – dodaję cofając się powoli do tyłu, a przykład ze mnie bierze również jej pasierbica.
– Rose nie ma nic lepszego niż Twoje tosty z serem. – zachwyca się smakiem śniadania, którym wypełniła swoje usta. – Fenomenalne.
– Bezkonkurencyjne.
– Wyśmienite.
– Palce lizać. – znikamy z oczu cioci biegnąc do drzwi, a w oddali słychać jej narzekania.
– Deski są na aucie, ręczniki na tylnym siedzeniu, a wodę kupimy po drodze albo na plaży. – mówi Sarah kiedy wsiadamy do jej małego czarnego jeepa, którego dostała od taty na osiemnaste urodziny.
– Jedź, a nie gadaj. – śmieję się pośpieszając ją. Zamykam drzwi, zapinam się pasem i otwieram okno pasażera do samego końca żeby móc wystawić głowę i czuć wiatr we włosach kiedy samochód ruszy.
Moja mama uwielbiała robić to samo.
CZYTASZ
Last summer was a mistake (Rafe Cameron)
FanfictionJak wykorzystałam Ciebie, Ty wykorzystałeś mnie. Ty byłeś pijany, a ja zawsze tego chciałam. Ja zapomniałam, a Ty?