Jest już późno.
Chłodny wiatr wchodzi do mojego pokoju przez otwarte okno balkonowe, ale nie powoduje gęsiej skórki na moim ciele. Jest przyjemny, a malinowa herbata, którą przyniosła mi kilka minut temu ciocia Rose na dobranoc wypełnia zapachem całe pomieszczenie. Została mi ostatnia walizka, ale ta najtrudniejsza, którą zostawiłam na sam koniec. Stoję i po prostu na nią patrzę. Szukam w sobie siły, żeby w końcu chwycić za zamek błyskawiczny. Może odłożę ją na inny dzień? To bagaż wspomnień z Californii. Przeczesuję włosy palcami biorąc głębokie oddechy kiedy znów czuję w klatce miliony wbijanych szpilek. Kłują. Bolą i utrudniają mi swobodny przepływ powietrza do płuc. Z automatu rozmasowuję dłonią palące miejsce, zamykam oczy kontrolując spokojny oddech. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
– Mary wszystko w porządku?
Podskakuje w miejscu przestraszona pytaniem jakie pada od osoby na którą nie mam ochoty patrzeć. Muszę się odwrócić, żeby zrozumieć, że Rafe dostał się do pokoju poprzez balkon. Wygląda na zmartwionego i skruszonego.
– Co Ty robisz? Mówiłam Ci, że masz trzymać się ode mnie z daleka tego lata. Czego nie zrozumiałeś? – marszczę brwi i nie staram się nawet trochę ukryć jak bardzo go tu nie chcę.
– Coś Cię boli? Potrzebujesz czegoś? – podchodzi stawiając dwa kroki w moją stronę, a ja myślę tylko o tym żeby cofnąć się o dwa kroki w tył żeby zwiększyć nasz dystans. Jednak tego nie robię. Czuje się jakbym ugrzęzła.
– Potrzebuję żebyś teraz stąd wyszedł, ale jak człowiek. Przez drzwi.
– Możesz przestań być na chwilę suką i mi odpowiedzieć? Jak człowiek? – unoszę brwi w zaskoczeniu doborem słów. Rafe zawsze był wulgarny w stosunku do wszystkich prócz Rose i Ward'a czy też moich rodziców. Zawsze odnosi się do nich i o nich z niezwykłym szacunkiem, ale po tym jak rozmawiał ze mną na tarasie popołudniu myślałam, że drgają nim lekkie wyrzuty sumienia z zeszłego lata. Myślałam, że ja też przez jakiś czas też będę tym wyjątkiem.
– Wymagasz ode mnie zbyt wiele. – uśmiecham się szeroko, ale mój uśmiech nie dociera do moich oczu. A on zna mnie na tyle dobrze i na tyle długo, że doskonale to widzi.
Nic mi nie odpowiada tylko patrzy mi w oczy, a ja choć chciałabym uciec wzrokiem gdziekolwiek nie potrafię. Tonę w błękicie. Topię się w nim i potrzeba mi pomoc trzeciej osoby żeby się uratować, ale ta pomoc nie nadchodzi. Moje myśli krążą tylko wokoło sierpniowej nocy, w której pokochałam go jeszcze bardziej za to jak czuły dla mnie był. To uczucie mnie zgniata. Koło ratunkowe podaje mi on sam kiedy spogląda na walizkę leżącą u moich stóp.
– Czemu jej nie rozpakowałaś i nie pierdol, że nie zdążyłaś. Wiem kiedy kłamiesz. – zagryzam usta uciekając spojrzeniem gdziekolwiek byle by nie na niego i nie na rzecz o której wspomina.
– W niej są rzeczy moich rodziców, które zabrałam tutaj ze sobą.
– Okej, więc otworzę ją z Tobą. – podchodzi do mnie, a kiedy chcę mu się sprzeciwić on mnie uprzedza nie dając mi szansy. – Po prostu kurwa na chwilę zapomnij o tym co się stało zeszłego lata Mary i pozwól mi Ci pomóc. Przecież widziałem jak stałaś nad tą walizką, widzę, że nie chcesz robić tego sama.
– Nie chcę robić tego też z Tobą.
– To masz kurwa problem bo ja stąd nie wyjdę. – wzrusza ramionami wkładając dłonie do kieszeni spodni. Zagryzam zęby kręcąc głową z rozdrażnienia. Nienawidzę tego jaki jest uparty. Zawsze musi dostać to czego chce. Zawsze dostaje. Zawsze na wszystko ma odpowiedź. Zawsze dopnie swego.
– Mam Cię dość.
– Mam to w dupie.
– Nie zrobię tego co chcesz bo Ty tak powiesz i tak ma być. Nie. – parskam pod nosem, a kiedy on robi krok w moją stronę uświadamiam sobie jak blisko siebie jesteśmy. – Nie tym razem i już nie ze mną. – jest wściekły i widzę to w jego oczach. Mruży je, a klatka piersiowa w szybkich oddechach unosi się i opada.
– To czego Ty tak właściwie chcesz Mary? Tam na tarasie powiedziałaś mi, że zbyt mało się Tobą interesowałem, a teraz kiedy chcę być przy Tobie i to naprawić mi nie pozwalasz? I nie mówi mi po raz kolejny, że mam trzymać się z daleka od Ciebie bo to nie jest odpowiedź. To jest kurwa ucieczka.
– Może jest już za późno na wykorzystanie szansy?
– A dałaś mi ją kurwa kiedykolwiek? – dotyka palcami dłoni swoje skronie podkreślając to jak bardzo jest zirytowany.
– Wiesz jaki jest Twój problem Rafe? – pytam patrząc na niego tak samo wściekła i rozgoryczona jak on na mnie. – Twój problem polega na tym, że zawsze wszystko przychodzi do Ciebie łatwo. Przyczaiłeś się do takiego życia, którą chciałeś to miałeś, co chciałeś to dostałeś. O nic nie musiałeś się nigdy u kogokolwiek starać, nie musiałeś brać odpowiedzialności za to co zrobiłeś czy za to co powiedziałeś. Nie umiesz przepraszać tylko liczysz, że czas wszystko naprawi, ale nie tym razem. Nie ze mną. – czuję, że powoli tama jaką zbudowała przez ten rok zaczyna być nieszczelna. Zaczyna powoli pękać. Wszystkie emocje i uczucia związane z nim są trzymane za murem, który jak się okazuje tylko on potrafi zburzyć jak za pstryknięciem palca.
– O to Ci chodzi? O przeprosiny? Mam Cię przeprosić za to, że uprawialiśmy seks, którego oboje na tamtą chwilę chcieliśmy? O to Ci kurwa chodzi? – grymas niezrozumienia na jego twarzy upewnia mnie w tym, że po tak długim czasie on nadal nie rozumie.
Dlaczego tak trudno Ci zrozumieć?
– Zwyczajnie odpuść już to Rafe.
Mówię zupełnie obojętnie i nienawidzę się za to. Nienawidzę się za to, że tak łatwo mi to przychodzi. Chcę na niego wrzeszczeć, uderzać go dłońmi o klatkę piersiową i płakać przy nim krzycząc mu w twarz jak bardzo cierpiałam przez ostatni rok. Jak bardzo jego słowa mnie zraniły. Jak bardzo zraniła mnie bez emocjonalność tych słów.
W zamian rezygnuję. Odpuszczam. Wycofuję się.
Rafe robi to samo.
Odpuszcza.
Rezygnuje.
Wychodzi.Mały prezent z okazji 🐣
CZYTASZ
Last summer was a mistake (Rafe Cameron)
FanfictionJak wykorzystałam Ciebie, Ty wykorzystałeś mnie. Ty byłeś pijany, a ja zawsze tego chciałam. Ja zapomniałam, a Ty?