219. LIKE A BABY BIRD'S FIRST FLIGHT

18 3 1
                                    

Weszłam do domu nieświadoma jeszcze tego, do czego przed chwilą doszło. Dziewczyny pytały mnie na przemian co się stało, co z panią Mary, a ja przez jakiś jeszcze czas nie wiedziałam, co im odpowiedzieć. Rozebrałam się w milczeniu, poszłam do kuchni i tam bezsilnie opadłam na krzesło, oparłam łokcie o stół i ukryłam twarz w dłoniach. Dopiero, gdy ich rozhisteryzowane krzyki, pytania i próby komunikacji ze mną zaczęły do mnie docierać, popatrzyłam na nie kolejno. Na Izę, Caroline, Evannę. Wzruszyłam ramionami i ucięłam krótko, że:

- wszystko z nią w porządku. William i Charles zostali w szpitalu, jak chcecie to do nich zadzwońcie.

Evanna niemal natychmiast chwyciła za telefon wykręcając numer swojego ukochanego. Poszła do pokoju, Caroline zaraz za nią. Iza została i choć na początku jeszcze stała w bezpiecznej ode mnie odległości, teraz podeszła. Usiadła naprzeciwko mnie, powolnym ruchem położyła ręce na stole i najłagodniej jak tylko mogła zapytała co się stało.

- nie wiem... – próbowałam ją zbyć, żeby rozmową nie przeszkadzała mi w myśleniu nad tym wszystkim.

- nie przekonałaś mnie... Skoro ty jesteś tutaj, bracia w szpitalu, to gdzie jest Paddy?

- pojechał do domu... – tym razem odwróciłam się w stronę okna. Przed chwilą jeszcze siedzieliśmy tam razem w samochodzie.

- pokłóciliście się?

- pokłóciliśmy? Żartujesz sobie? My się nawet jeszcze nie zdążyliśmy po tym wszystkim pogodzić! Nie jesteśmy ze sobą! Ja nie wiem, Iza... Nie wiem, jak on to sobie wyobrażał! – znowu ukryłam twarz w dłoniach, tym razem już tylko po to, by łapać uciekające kropelki smutku.

- powiesz mi wreszcie co się stało? – powiedziała po tym jak wstała, obeszła dookoła stół i ukucnęła przy mnie.

- nie wiem od czego zacząć... – wydobyłam z siebie wreszcie łkając głośno.

- od początku? – uścisnęła moje dłonie odsuwając je jednocześnie od buzi i kładąc splecione razem ze swoimi na moich kolanach.

- na początku uratował mi życie... Prawie spadłam z klifu. Ocknęłam się dopiero w jego aucie. Wszędzie były poduszki, ciepły koc, romantyczna lampka, było przytulnie. Do tego kolacja, wino i wspomnienia... Te fajne, nie te przykre... Prawie go pocałowałam...

- prawie?

- prawie, bo wtedy zadzwonił William, ale nawet gdyby tego nie zrobił... To ja chyba nie mogłam. Przed oczami widziałam tylko ją. Lisę, potem jeszcze tą rudą, a między nimi wyobraziłam sobie jeszcze takich kilka... I nie wiem, Iza... – wzruszyłam ramionami uspokajając się na chwilę. – Nie wiem, czy ja to kiedyś zapomnę i będzie tak, jak było. Potem... W szpitalu jak się okazało, że pani Mary ma cukrzycę i te zasłabnięcia to była hipoglikemia, to lekarz powiedział, że uratowaliśmy życie ją tam przywożąc. Williamowi odbiło i mnie pocałował...

- jednak?

- co jednak? – spojrzałam na nią nie rozumiejąc braku zdziwienia.

- no, Pola, przecież sama... Sama dałaś mu powody, żeby sądził, że tego chcesz. Że coś do niego czujesz. Widziałam to przecież. Ty chyba nawet bardziej niż on do tego dążyłaś!

- Boże... – złapałam się za głowę... – Iza, ty nic nie rozumiesz! On to zrobił na oczach Paddy'ego! Z premedytacją! Było już między nami coraz lepiej i na nowo się zepsuło. Paddy odwiózł mnie do domu i zapytał, czy przeprowadzę się z nim do Niemiec. Jakby... Jakby to było naturalne, że będziemy razem mieszkać, jakbyśmy byli ze sobą. Odczułam, że pocałunek Willa wpłynął na tą jego decyzję. Że był w potrzasku i chciał się z niego w ten sposób uwolnić. Odmówiłam mu...

Thanking Bleessed Mary - Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz