229. AND I KEEP ON FIGHTING, BABE

14 3 0
                                    

W Kolonii byliśmy dopiero wieczorem. Z lotniska wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy nią prosto do hotelu, w którym nadal mieszkali Kelly. Pytałam Jima o postępy w przeprowadzce, ale tłumaczył, że póki co, nie mają czasu szukać nowego domu. Nie dziwiłam się. Jak zwykle przed wydaniem płyty mieli ręce pełne roboty. Wynajął dla mnie pokój, wzięliśmy mój klucz i udaliśmy się na trzecie piętro podczas, gdy cała rodzina rozmieszczona była na piątym. Zostawiłam swoje rzeczy w środku i miałam już z nim iść, przywitać się ze wszystkimi. Coś mnie jednak powstrzymało. I to w ostatnim momencie.

- jak to nigdzie nie idziesz? – zapytał zaskoczony.

- zmęczona jestem. Daj mi odpocząć, odświeżyć się... Spotkamy się za godzinę na dole. – odparłam cofając się w głąb pokoju i zajmując rozpakowywaniem swoich rzeczy dla niepoznaki.

- za pół...

- co? – na powrót spojrzałam w stronę drzwi, gdzie stał.

- za pół godziny, pokój 523 na piątym piętrze. Na razie!

Zostawił mnie samą. Nie musiałam już rozpakowywać walizki. Opadłam bezsilnie na łóżko. Wpatrywałam się w sufit zastanawiając czy on tu gdzieś teraz jest, co robi, co zrobi jak mnie zobaczy, co ja zrobię jak zobaczę co on zrobił, gdy mnie zobaczył... Nieprzerwana gonitwa myśli doprowadziła mnie do zasadnego powątpiewania w słuszność mojego tutaj przyjazdu. Zebrałam się jednak w sobie uznawszy, że dotarłam już za daleko, by teraz móc się wycofać i chwilę potem szykowałam się na wieczorną... Chyba kolację, z Jimmy'm. Miałam przynajmniej nadzieję, że coś zjemy, byłam potwornie głodna. Wyjęłam z walizki swoją kosmetyczkę, doprowadziłam do nienagannego porządku fryzurę i makijaż. Potem zostało już tylko lekko się ubrać, bo wieczór w Kolonii był wyjątkowo ciepły i przyjemny. Punktualnie pół godziny od jego wyjścia stałam już pod drzwiami jego pokoju. Czekając aż mi otworzy. A gdy wreszcie się doczekałam, wpuścił mnie do środka, nie przestając z kimś rozmawiać przez telefon. Rozejrzałam się po pokoju, usiadłam na krzesełku przy biurku, które tam stało i cierpliwie czekałam aż skończy. „Dobra, dzięki..." – powiedział w końcu notując coś na małej karteczce przypartej łokciem do ściany.

- zbieramy się... – powiedział udając się w stronę drzwi.

- gdzie? – zaskoczyła mnie jego wybuchowość.

- jedziemy po Paddy'ego.

- hmm... A nie ma go tutaj?

- żartujesz? Rozmawiałem z Patricią. Od dwóch dni go nie ma. Chodź...

Nie miałam wyjścia. Wstałam, choć niechętnie. Podeszłam do otwieranych przez niego drzwi i spuściwszy głowę minęłam go wychodząc na zewnątrz. Zaczęłam się denerwować. Teraz już nie na żarty. Poważny wyraz na twarzy Jimmy'ego nie zwiastował łatwego zadania nawet dla tak cierpliwej niańki, jaką obiecałam sobie być. Na hotelowym parkingu stało auto Jima. To samo, które mi zostawił w Polsce i którym uczyłam się jeździć. Wywołało przyjemne wspomnienia. Wsiedliśmy do środka, zapytał czy chcę poprowadzić. Pokiwałam głową rozweselając się na chwilę i przesiadłam się na miejsce, z którego on się teraz podniósł, by zaraz potem wysiąść obchodząc auto dookoła. Odpaliłam silnik i zapytałam, gdzie jedziemy. Miał mnie kierować. Trochę się bałam, że ciężko mi będzie przerzucić się z powrotem na ruch prawostronny, ale Jimmy był cierpliwy, a ja starałam się jechać powoli i z głową. Dotarliśmy w końcu na miejsce. Swobodnie rozejrzeć się dookoła mogłam dopiero, gdy zaparkowaliśmy. Wcześniej starałam się skupić na jeździe.

- Jimmy, co to za okolica? – zapytałam widząc obskurne kamienice, groźnie wyglądających typków w bramach i wyzywająco ubrane młode dziewczyny.

Thanking Bleessed Mary - Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz